Witam
Jestem w trakcie robienia kursu. Mam za soba dopiero 11 godzin i musze powiedziec, ze nie podoba mi sie sposob nauki mojego instruktora.
Otoz moj intruktor twierdzi, ze maksymalna predkosc jaka mam osiagac to ... 40 km/h. Oczywiscie o jezdzie na 4 biegu nie mam co marzyc. Jak tylko przekrocze ta magiczna szybkosc, kaze mi zwalniac. Jade jak zolw po ulicach miasta doprowadzajac zapewne kierowcow do stanu zdenerwowania. Jest to o tyle ciekawa sprawa, ze znajomi na kursach jezdza z normalna predkoscia i zaden inny instruktor nie kaze im jechac 40 km/h, podczas gdy ja smigam tak nawet glowna ulica miasta :shock: :shock: :shock:
Zapewne na egzaminie moglbym dostac zarzuty co do dynamiki jazdy, jesli blokowalbym ruch tak jak robie to na kursie z tym dziwnym instruktorem. Nie wspominajac o tym, ze ciagle za duzo miesza mi sie do pedalow, przez co trace wyczucie auta. To praktycznie on prowadzi, nie ja.
Jadac samochodem ojca (oczywiscie nie po drogach publicznych), wszystko mi idzie bardzo fajnie - nie mam wiekszych problemow ze sprzeglem itd. Wsiadajac za kierownice L-ki w towarzystwie tego smiesznego pana czuje sie jak niedorozwoj niepotrafiacy wciskac pedalow. Cos czuje, ze moj instruktor to porazka i raczej z jego pomoca nie bedzie przyjemnie na egzaminie.
Czy spotkaliscie sie rowniez z taka postawa instruktora?