przez beeresik » poniedziałek 11 listopada 2013, 03:22
Prawo jazdy zdałem w styczniu 2013. Przed pójściem na kurs moje doświadczenie za kierownicą to jakieś 10 minut jazdy w wieku ok 15-16 lat na nieoświetlonej, nieasfaltowej drodze, w starym już prawie zezłomowanym maluchu, który również świateł nie miał. Wiadomo jak się to musiało skończyć. Przy drodze było pusto, ale stała tam jedna latarnia. Oczywiście na tej latarni zakończyłem swoją jazdę, o dziwo po przywaleniu - latarnia włączyła się:) Mimo, że sytuacja nie była zabawna, to z kolegą zaczęliśmy się śmiać. Maluch i tak już nadawał się tylko na złom. No ale nie o tym mowa, brak jakiegokolwiek doświadczenia sceptycznie nastawił mnie do całego kursu i jazd. Odbyłem 30 godzin jazd i instruktor mówił, że mam duże szanse na zdanie. Oczywiście moja prokrastynacja sprawiła, że na egzamin zapisałem się dopiero w październiku czyli po pięciu miesiącach od skończenia kursu. Przed egzaminem wykupiłem sobie 2 godziny jazd i wtedy poczułem się właśnie jak bym pierwszy raz wsiadał do samochodu. Instruktor mówił, że lepiej abym nie szedł na egzamin bo szkoda kasy, a tak to przepadnie tylko połowa. Ale druga godzina już jakoś lajtowo szła i wybrałem się na egzamin jednak. O dziwo udało mi się zrobić łuk mimo tego, że nie ćwiczyłem go na jazdach dodatkowych więc był to mój pierwszy łuk po kursie:) Wyjechałem na miasto i tam oblałem, ale nawet wróciłem z instruktorem do wordu:) Potem różne sytuacje znowu pokrzyżowały mi plany i powtórka z rozrywki - grudzień, zima znowu egzamin. Tym razem również sobie dokupiłem dwie godziny i znowu to samo uczucie. Tutaj sytuacja jeszcze gorsza, bo szkoła jazdy była w samym centrum miasta i była godzina 16 gdy je zaczynałem. Tak samo początkowe minuty to istna masakra. Instruktor pewnie dziwił się jak ja w ogóle zdałem kurs. Pojeździłem dwie godziny, zrobiłem parę razy łuk a instruktor do mnie żebym lepiej nie szedł tylko wziął sobie jeszcze kilka takich jazd doszkalających. Tak też zrobiłem. Oczywiście i tak żadnych godzin nie wykupiłem, tylko zapisałem się na styczeń bo była masakra z kolejkami gdy wchodziły nowe przepisy. I zrobiłem dokładnie to samo. Na dwa dni przed egzaminem tylko dwie godziny jazd i na tych jazdach jakoś wyjątkowo dobrze mi szło. Jechałem wtedy pierwszy raz innym samochodem - Suzuki Swift i o wiele lepiej niż Toyotą. Tak samo, ciężkie chwile były tylko na początku przez pierwsze parę minut. Tym razem już jednak mniej ciężkie niż wcześniej. Niestety nie pojechaliśmy na łuk i nas tym ubolewałem, ale pomyślałem, że jakoś dam radę, bo nie szło mi to nigdy źle. No i nadszedł egzamin, stres jak nie wiem co, parę osób przede mną oblało. I zgasł mi na łuku zanim ruszyłem:( To była chyba jedna z bardziej stresujących sytuacji w życiu, ale jakoś udało mi się zrobić łuk za drugą próbą, wyjechałem na miasto i zdałem:) Było to 14 stycznia i od tej pory do przedwczoraj ani razu nie wsiadłem w samochód. Minęło 9 miesięcy, mamy październik. Postanowiłem kupić samochód od znajomej. Właścicielka dała mi się przejechać i dosłownie miałem to samo uczucie jak przed tymi jazdami. Ale minęła niedługa chwila i jakoś lepiej mi się zrobiło. Poszliśmy na przegląd i potem ona prowadziła. Po podpisaniu umowy wsiadłem ja i nie miałem już wyboru:) Musiałem odwieźć znajomą do domu przez pół miasta. Jakoś dałem radę:) Potem już samotna jazda przez miasto, było ciemno, padał deszcz, ze swoich wszystkich jazd tylko dwie godziny odbyłem po ciemku. Jakoś spokojnie mi się jechało i nie czułem już wielkiego stracha. Jechałem sobie główną aleją jakieś 60 na godzinę. Udało się dojechać do domu:) Teraz mam samochód drugi dzień - byłem już nim w pracy, na zakupach pojeździłem trochę po mieście, byłem zatankować wiem, że nie robię wszystkiego dobrze, ale się wprawiam. Jeżdżę większość sam albo z dziewczyną, która nie ma prawka Dobrze mi się jeździ wieczorami jak już są puste ulice. Podsumowując - po dłuższej przerwie najgorsze są tylko pierwsze chwile, pierwsze minuty. Potem się człowiek wprawia, przypomina sobie wszystko i aż chce się jeździć:) Wiadomo, że osoba, która jeździła 5 lat, może potem nie jeździć przez 10 i wydaje mi się, że nie będzie miała większych problemów z ponowną jazdą samochodem, bo zdobyte doświadczenei nie umknie tak szybko. Pierwsze chwile są najgorsze, potem już wszystko wraca do normy i człowiek jest z siebie zadowolony.