dzis mialem 4-ty egzamin praktyczny. na placu wszystko ok, na miescie parkowanie rownolegle ok, zawracanie ok. ogolna technika jazdy i stosowanie sie do przepisow - raczej bez zastrzezen (troche tylko egzaminator sapal i narzekal, jak kilka razy poszarpalo mi troche przy ruszaniu - wypominal mi to kilka razy). jezdzilem juz jakies 30 min, kolejny lewoskret przez tory. Zielone swiatlo sie zapalilo, a przede mna byl tylko autobus (rowniez skrecajacy w lewo), wiec smialo za nim wjechalem na skrzyzyowanie. jednakze pan kierowca autobusu "troche" niezgodnie z przepisami ruchu, wepchnal sie przed tramwaj (jak na rysunku). gdy droga byla wolna, autobus odjechal, po czym ja oczywiscie zaczekalem az tramwaj przejedzie i chcialem ruszyc w celu opuszczenia skrzyzowania - w tym momencie samochody z prostopadlej ulicy dopiero co zaczynaly ruszac (a sklanialbym sie do stwierdzenia ze nawet jeszcze staly), wiec mysle, ze bez problemu moglbym opuscic skrzyzowanie. jednakze pan egzaminator wciasnal hamulec i zakonczyl egzamin. w tym momencie dopiero dojechaly do mojego pojazdu inne samochody i zaczely trabic. czy to ja doprowadzilem do utrudnienia ruchu czy pan egzaminator? tlumaczenie egzaminatora bylo takie, ze powinienem wjechac na torowisko tak, jak uczynil to autobus, tylko zatrzymac sie rownolegle do niego, z jego lewej strony, a nastepnie ruszyc rownoczesnie z nim. tylko czy wowczas egzaminator nie czepnalby sie, ze wjechalem na torowisko niezgodnie z przepisami (jak to uczynil kierowca autobusu) i nie przepuscilem tramwaju? czy sadzicie, ze warto sie odwolywac?
obrazek: http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/386 ... d95bc.html