Ogólnie łuk wyszedł mi bez zastrzeżeń. No to dobra, wsiadł egzaminator. Już na samym początku przed ruszeniem upomniał mnie, żebym opuścił ręczny (a wałkowałem to sobie przed egzaminem 10tki razy..), heh podziękowałem mu za uwagę i ruszyłem. Wzniesienie również bez zastrzeżeń, jadę już pasem ruchu do wyjazdu z WORD-u, a egzaminator znowu mnie upomniał "znowu nie opuścił Pan ręcznego", bogu dzięki, że nie przerwał egzaminu jadę dalej.
Na 1 skrzyżowaniu gdy dojeżdżałem do świateł, zgasł mi na czerwonym. Ruszyłem. Na 3 skrzyżowaniu zgasł mi i to dwa razy, gdy zrobiło się zielone. Na szczęście sprawnie odpaliłem maszynkę i za drugim razem ruszyłem (egzaminator poinformował mnie, że popełniłem błąd), ok jadę dalej. Przez pozostałe 40min jeździłem bardzo dobrze, nie zgasł mi ani razu, katował mnie skrzyżowaniami i rondami. Jedynie raz zapomniałem o kierunkowskazie, gdy wjeżdżałem z podporządkowanej na główną. Zajechaliśmy do WORD-a, zaparkowałem. Powiedział mi o wyniku pozytywnym i przypomniał te dwa popełnione błędy. 2 krotne zgaśnięcie potraktował jako błąd na "jazda drogami dwukierunkowymi dwujezdniowymi", a kierunkowskaz jako "zmiana kierunku jazdy w lewo i w prawo". Mimo to wciąż nie daje mi to spokoju, szczególnie ten hamulec ręczny, bo wiem, że auto może zgasnąć kilka razy. To jakoś możliwe, że mogą mi cofnąć zdanie tego egzaminu?

