Ostatnio zdawalem egzamin.
Zblizalem sie do skrzyzowania z sygnalizacja swietlna. Jezdnia, po ktorej jechalem miala 3 pasy (do skretu w lewo, do jazdy na wprost i w prawo, przeciwny pas ruchu). Egzaminator powiedzial, ze "skrecamy w lewo", wiec zmienilem pas ruchu na ten do skretu w lewo. Bylo zielone swiatlo na sygnalizatorze, ale przede mna (przed jezdnia poprzeczna) byly samochody, ktore takze zamierzaly skrecac w lewo, ale ustepowaly pierwszenstwa pojazdom jadacym z przeciwka na wprost i w prawo. Nie zmiescilbym sie za nimi wiec zatrzymalem sie przed linia kolo sygnalizatora. Troszke trzeba bylo poczekac. Zauwazylem, ze pojazdy stajace przed jezdnia poprzeczna zaczynaja jechac. Spojrzalem wiec szybko na sygnalizator (bylem pochylony do przodu, aby widziec sygnalizator). Bylo nadal zielone, wiec ruszylem. Po minieciu sygnalizatora egzaminator zahamowal i powiedzial, ze wjechalem na skrzyzowanie przy zoltym swietle. Podejrzewam, ze zauwazyl je przez swoja boczna szybe w momencie, gdy mijalismy sygnalizator (ja w ogole nie widzialem zoltego swiatla). Czy mial racje w tym wypadku?
Inna sprawa, ze napisal mi na tej kartce, co sie dostaje na koniec egzaminu: "wjazd na skrzyzowanie przy czerwonym swietle". Mogl?
Pozdrawiam