przez lula » wtorek 23 stycznia 2007, 00:44
WORD W-wa, Powstańców Śląskich, godz. 19.00
Moje drugie podejście.
Najpierw godzinka czekania na moją kolej. Ciśnienie skacze w góre i w dół.. ale nic to, myślę sobie, "damy rade" heh.
Zresztą to i tak jakiś postęp, ponieważ za pierwszym razem czekałam coś koło 2,5 godz. ;)
Podchodzę do ezgaminatora, próbuję nawiązać z nim jakąś rozmowę, (pamiętając to, co tutaj gdzieś przeczytałam, że egzaminatorzy to też "ludzie" ) no więc silę sie na jakieś żarty - głownie po to, aby rozładować swoje ciśnienie - a on nic. Milczy jak zaklęty.
"No to juz po ptakach" - kołacze się w głowie.
Najpierw, standardowo, światła i to co pod maską.
Poszło bez problemu.
Potem łuk i górka.
Równie dobrze.
Co egzaminator skwitował stwierdzeniem: "nawet dobrze pani wszyszedł ten łuk" . Był bardzo zdziwiony, badź raczej zawiedziony.
Myśle sobie: "bedzie szukał dziury w całym". Ale ok.
W końcu pada komenda: "jedziemy na miasto"
Jak jedziemy, to jedziemy. ;)
Pilnuje się jak cholera, i kątem oka widze, że ona cały czas szuka czegoś, na czym może mnie oblać, tylko że ja, jakoś nie wiedzieć czemu się nie daje, niewdzięczna no...heh.
Z 15 skrętów w lewo (dosłownie) 2 zawracania, 1 parkowanie, czuję się jakbyśmy jeździli z 5 godzin, a tu nic.
Zero błędu.
W końcu widzę, że kieruje mnie w str. ośrodka, "wreszcie koniec" śpiewa mi w głowie, ale...nagle słyszę, jedziemy prosto. (Tu padło kilka niecenzuralnych wyrazow w myślach.)
KOLEJNE skrety w lewo, dojeżdzam do osi jezdni, widzę, że z prawej str. jedzie samochód w "niedalekiej oddali".
Jeżeli pojadę (co normalnie bym zrobiła) zapewne powie mi, ze wymusiłam pierwszeńswo, więc stoję murem na tej osi, az tamten przejedzie. W lusterku widze, że z tyłu juz ruszają na światłach, wiec ja usiłuję zrobić szybko "myk" w lewo, na PRAWIDŁOWY pas ruchu. Pech chciał, ze w tym momencie zgasł samochod, ale ok ok, szybko sie pozbierałam, zamin tamci spod świateł zdąrzyli na dobre ruszyć, a "Pan egzaminator" do mnie w tym momencie: "co pani robi?"
A ja nic. Milcze. Nie bede z nim dyskutować.
Ale.. jedziemy dalej, nie karzę sie przesiadać, wracamy do ośrodka.
O co chodzi? - mysle sobie. Czyżby sie zlitował?
Dojeżdzamy do ośrodka, zatrzymuje samochod a do mnie "tak ladnie pani jechała, mało kto jeździ tak jak pani, wiec dlaczego pani zepsula to skrzyżowanie? Niestety muszę dać pani ocenę negatywną, a już myślalem, że pani zda"
Masz co chciales su...synu, powinieneś być z siebie dumy.
To była moja odp. w myslach dla "Tego Pana"
Szukał, cały egzamin ewidentnie czegoś szukał.
I w końcu mu sie trafiło.
Napewo ma miły wieczór, bo przecież dobrze wykonał swoja pracę prawda?
I niech nikt mi więcej nie mówi, zeby podchodzić do nich jak do ludzi.