ja dziś oblałam właśnie za nie wlączenie świateł. Jestem załamana. To było drugie podejście. Już miałam nadzieje, że zdam. Błąd nie do wybaczenia, gdyby mi ktoś wcześniej powiedział ze zrobie taki błąd to bym chyba nie uwierzyła. A jak to się stało, nie mam pojęcia. Chyba stres robi swoje. W dodatku egzaminatora miałam strasznie niemiłego. Stwierdził cos w tym stylu ze przychodza na egzamin nieprzygotowani... tylko nie mógł pomyśleć ze kazdemu moze takie cos zdazyc sie przez stres. Gościu od razu na górce coś tam jęczał ze za dużo gazu dodałam i nie bardzo mu się podoba i chyba tym się zdenerwowałam. Zresztą egzaminator jest postrachem WORDU. Juz przed egzaminem o nim slyszalam.
Dopiero pod koniec jazdy mówi czy o czymś nie zapomniałam, ja oczywiście juz kapnełam się o co chodzi... wyjeżdzajac mialam nawet wrazenie ze o czyms zapomnialam :? trudno egzamin niezaliczony.
Widze, ze niektorzy tu nie rozumieją takiej sytuacji. Ale tak jestem 100 razy bardziej rozgoryczona niż bym oblała np. poprzez wymuszenie czy inny błąd...a tu cała jazda ok, tylko te światła.
Jedne co jest pewne, ze bede o tych cholernych światłach do końca życia pamiętać.
Wychodzi na to ze mimo wszystko to w zyciu najważniejsze jest szczęście. Bo jak ktos ma pecha to zawsze na jakas dziwną sytuacje trafi (nie chodzi mi nawet o te światła).
.. i co wcale sie nie liczy, ze ktoś powiedzmy dobrze jezdzi tylko, ze nie wlaczył swiatel?