Witam
Mam zapytanie. Dzisiaj, tj 15.12 moja żona po raz drugi zdawała egzamin praktyczny w MORD-zie w Nowym Sączu. Nie zdała oczywiście, z tym że jest poprostu wściekła, ponieważ uważa, że bezproblemowo by zdała, gdyby nie parę sytuacji i zachowań egzaminatora, które spowodowały taki skutek, jaki był.
Egzaminator zaczął od pytania: "Kto Panią uczył?" (jakby to miało jakieś znaczenie - czyżby jakieś uprzedzenia???), następnie nerwowe teksty typu: "ma Pani dwie sekundy na opisanie co jest pod maską", szarpanie za rękę, pośpieszanie, wprowadzanie ogólnie nerwowej atmosfery jeszcze przed wyjazdem z ośrodka szkolenia na egzamin na miasto poprzez nerwowe polecenia. A na mieście - cóż, pogoda taka jaka jest, ale ogólnie niedokładne polecenia (z których trzeba było się domyślać o co mu chodzi) i za późno wydawane, które były bezpośrednią przyczyną dwóch błędów... A oprócz tego teksty typu "Żabciu". Więcej szczegółów pewnie dałoby się powiedzieć po obejrzeniu kasety.
Żona nie chce się odwoływać, ale ja się nad tym zastanawiam. Warto? Bo wszyscy uważają, że wtedy nie 3 razy ale 10 razy może zdawać... Bo będzie w papierach, że się odwoływała a wiecie... jest takie powiedzenie: " jak się chce psa uderzyć, to się kija na niego znajdzie" i i tak znajdą coś na czym ją mogą oblać... z zemsty, zawiści - kto wie... rączka rączkę myje