moja kolej na zadanie (dla mnie) waznego pytania...
Otoz wczoraj mialem swoj pierwszy egzamin na Bemowie. Teoria 17:00, 1 blad, pozniej oczekiwanie na praktyke. Szczerze to nawet bardziej stresowalem sie teoria, bo wiedzialem, ze do praktyki jestem dosc porzadnie przygotowany. Luk, gorka - zero problemow. Wyjazd na miasto - rowniez zero problemow. Bylo juz grubo po 19 kiedy wyjechalem na miasto, tak wiec wiekszosc ludzi wrocila juz z pracy i tak naprawde nie bylo gdzie wykonac manewru parkowania. Zostalo mi to na koniec. Wszystko inne mialem juz zaliczone i po drodze do osrodka musialem gdzies zrobic parkowanie. Wypadlo na parkowanie prostopadle, czyli na cos z czym NIGDY NIE MIALEM PROBLEMOW. I tutaj zaczely sie schody. Nie pamietam dokladnie co sie wtedy ze mna dzialo, ale przy pierwszej probie zaparkowalem ladnie, jednak byl to skret w prawa strone. Wiadomo, ostry kat. Moglem sobie dac reke (a nawet dwie) uciac, ze egzaminator nie bedzie mogl wysiasc ze swojej strony, wiec chyba nawet sam do siebie powiedzialem, ze zrobie korekte. Instruktor tylko przytaknal. No wiec ja wyjechalem i chcialem byc za drugim razem sprytniejszy. Odbilem troche w lewo, zeby tym razem wjechac w miare prosto. Oczywiscie podczas parkowania egzaminator dal po hamulcach, bo niby bym sie otarl o samochod stojacy po lewej stronie przy parkowaniu (niby ze za szeroko odbilem). Na tym sie skonczyl moj egzamin - "Stworzenie zagrozenia kolizja drogowa". Na ostatniej rzeczy, na rzeczy ktora ZAWSZE mi wychodzila poprawnie.
Malo tego, teraz najciekawsza rzecz. Juz po drodze do osrodka po przesiadce spytalem instruktora jak wypadla pierwsza proba parkowania - powiedzial, ze byla w porzadku i by mi ja zaliczyl gdybym tylko sam nie podjal drugiej proby, a poczekal na jego opinie. Ale na arkuszu egzaminacyjnym mam oczywiscie wpisane, ze obie proby mam nieudane...
I tutaj moje pytanie do Was. Domyslam sie pewnie, ze egzaminator mial racje i nic nie zdzialam, ale czy jest w ogole jakas podstawa do tego, zeby sie od tej decyzji odwolywac?