Przynajmniej teorię miałam za pierwszym... A z praktyką...Za pierwszym razem wyjechałam już na miasto i sobie ubzdurałam, że mam już odwołanie i sobie wesoło przyspieszyłam do 50, żeby mnie nie uwaliła za niedynamiczną jazdę, kiedy nadal miałam ograniczenie do 40. Jeszcze mnie za to nie uwaliła, ale na skrzyżowaniu z pierwszeństwem nie spojrzałam wystarczająco (z naciskiem na WYSTARCZAJĄCO) w lewo i prawo, pomimo ewidentnie pustej drogi po jednej i drugiej stronie i po moim zerknięciu. Depnęła w hamulec z całej siły, jakbym co najmniej miała w pieszego przywalić. Wiem, że i tak bym się nie wykłóciła i nawet nie starałabym się walczyć o moje gałki oczne zerkające na lewo i prawo na kamerze auta, bo zapewne i tak odpowiedź byłaby negatywna. Teraz, jeśli w końcu wyjadę na miasto, będę robić teatrzyk na całego i skręcę sobie kark. Za drugim razem niestety to była ewidentnie moja wina i walnęłam lusterkiem w tyczkę na łuku, który już mi perfekt wychodził. Źle sobie skręciłam. Masakra masakryczna i poniekąd wstyd.
Cała ta męka po nic... Trafiłam na zły ośrodek szkoleniowy, w którym wpojono mi głupie nawyki, które nieco były wyprostowane na dokupionych 8 godzinach w innej szkole, ale nadal czasami wciskam sprzęgło przy nawet lekkim hamowaniu, bo mnie tego ciule nie oduczyli...
Kasa wydana do tej pory: 2600 zł.
Pierwsze OSK zarobiło...ciule, zarobiła inna szkoła, zarobił już WORD w Rybniku.
Kolejny termin na 4 października... Nie ma opcji, żeby dokupić godzinki, pozostaje tylko szczęście i poćwiczenie na parkingu w trakcie niedzieli niehandlowej z moim chłopem. A ja jeździć bym chciała i slalomów jak Żaba bym nie robiła.