przez Myslovitz » poniedziałek 14 listopada 2005, 19:14 
			
			Jestem, jestem, nie zaginęłam, choć najchętniej zapadłabym się ze wstydu pod ziemię :oops: 
NIE ZDAŁAM :evil:   :twisted:  :x  
Z własnej winy niestety i do tej pory nie mogę zrozumieć, jak do tego doszło :shock: 
Jestem w szoku :shock:  :shock:  :shock: 
No, ale zacznę od początku.
Egzamin miałam wyznaczony na 12.00.
Od 10.00 do 11.00 byłam na placyku i WSZYSTKIE manewry zrobiłam bezbłędnie :) 
Mąż po mnie przyjechał, w WORDZie byliśmy 15 minut przed czasem.
Punktualnie o 12.00 zaproszono wszystkich do sali. Chłopaczek wylosował zestaw 1, czyli parkowanie skośne i prostopadłe tyłem. Specjalnie szczęśliwa nie byłam, bo akurat prostopadłe tyłem to manewr, który najmniej lubię, ale pomyślałam, że dam radę  i już, skoro wszystko mi dzisiaj tak ładnie wyszło :P 
Strasznie się denerwowałam, czekałam i czekałam a stres narastał :(  Czekałam grubo ponad godzinę, w tym czasie kilka osób pojechało na miasto, niektórzy jednak oblali plac.
Wreszcie usłyszałam swoje nazwisko. Myślałam, że mi serce wyskoczy z piersi z tych nerwów. Wsiadłam do samochodu, pan egzaminator poobserwował moje przygotowania i ruszyłam.
I jedyne co mogę napisać to to, że w tym momencie wystąpiła u mnie pomroczność jasna, debilizm wtórny, zanik komórek mózgowych :twisted:  :evil: słów mi brakuje ....
Spaprałam łuk - KATASTROFA, TOTALNA PORAŻKA, MASAKRA :evil:  :x  :twisted: 
W najgorszych snach nie śniłam, że nie przejdę przez łuk - ZAWSZE  łuk mi wychodził, nigdy nie miałam z nim jakichś problemów a dzisiaj? 
Boże, no nie wiem, jak ja mogłam:
1) najechać na linię
2) potrącić prawym lusterkiem tyczkę
K-A-T-A-S-T-R-O-F-A  i K-O-M-P-R-O-M-I-T-A-C-J-A :!:  :!:  :!: 
Wstyd mi się przyznać mojemu instruktorowi, że nie przejechałam poprawnie łuku, jeszcze do niego nie dzwoniłam, po prostu obciach :twisted: Nie wiem, co mu powiedzieć :-(
Jestem zdruzgotana, pokazałam totalne dno, nie rozumiem, jak do tego mogło dojść, po prostu płakać mi się chce :cry:  :oops: nic na to nie poradzę, ale jestem na siebie tak wściekła, że z tej wściekłości się rzeczywiście ... popłakałam :cry: 
Nie wiem, może myślami byłam już przy prostopadłym tyłem, może zbagatelizowałam łuk, który robiło mi się lekko i dobrze, może ...
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Jest mi głupio :? 
Trudno się otrząsnąć po takim blamażu, czuję się, jakby wszsytkie siły życiowe ze mnie uciekły :( 
Może histeryzuję, ale czuję się podle :oops:  :cry: 
Ot i moja relacja.
Następne podejście 7 grudnia o 14.00. Już teraz czuję strach.
			6.03.2006 - zdane
21.03.2006 - odebrane