Witam wszystkich :)
Mam pytanie dotyczace troche nietypowej sytuacji... ja i kilku znajomych jechalismy w piatek kolo godz. 21 do pewnej miescowosci. Gdy jechalismy na wylocie z terenu zabudowanego stala policja w nieoswietlonym miejscu. Stali oni po naszej lewej stronie. Jechalismy przepisowo, no moze cos ponad 60km/h bo wyjezdzalismy juz z miasta. Z przeciwka nadjezdzaly samochody... nagle w ciemnosci jakies 30m przed nami z lewej strony widac machajacego czerwonym lizakiem policjanta... mowimy sobie, ze to nie do nas tylko do tego jadacego z przeciwka. Policjant nie wszedl na srodek naszego pasa tylko stal na tym poboczu wiec nie zatrzymalismy sie bo sadzilismy ze to nie jest sygnal do nas i pojechalismy dalej... nikt za nami nie jechal, tzn policja za nami nie ruszyla. Dodam ze bylo ciemno.
Nigdy nie mialem takiej sytuacji bo nigdy jeszcze policja mnie nie zatrzymala. Czy moglo im chodzic o nas? Co byscie zrobili w takim przypadku? Teraz gryzie mnie to i zastanawiam sie co zrobic zeby byc spokojnym.
Pozdrawiam