Otóż tak. Jadę sobie spokojnie, trzymając się ograniczenia prędkości (70), przed skrzyżowaniem wyprzedziłem środkowym pasem pojazdy skręcające w prawo i za skrzyżowaniem chcę wrócić sobie na prawy pas. Migacz włączony, patrzę w lusterko - pusto, więc zaczynam zmianę pasa. Połowa auta znalazła się już na prawym pasie, dla pewności rzucam jeszcze raz okiem do lusterka i z przerażeniem stwierdzam, że wielki czarny punkt który nagle pojawił się tam znikąd zaraz wjedzie mi w tyłek. Początkowo chciałem odbić z powrotem w lewo ale nie odważyłem się tego zrobić, obawiając się że tam już mógł znaleźć się inny pojazd, lub że on też odbije w lewo. Kompletnie zdezorientowany utkwiłem wzrok w lusterku i czekałem tylko na uderzenie w tyłek. Tamten samochód na szczęście wyhamował z piskiem opon, a ja kompletnie oszołomiony dokończyłem zmianę pasa. Później zacząłem rozmyślać.. Czy tamten samochód wziął się znikąd? W pewnym sensie tak. Po pierwsze zdecydowanie przekraczał dozwoloną na tej drodze prędkość, po drugie w momencie gdy prawie połowa mojego samochodu znajdowała się już na prawym pasie on dopiero swoją zmianę pasa rozpoczynał. Kto w tej sytuacji miał "prawo do pasa"? Czy skoro pierwszy rozpocząłem swój manewr i wjechałem już prawie połową samochodu na sąsiedni pas zostałoby to uznane za najechanie na tył, czy wymuszenie pierwszeństwa przy zmianie pasa?
ps. z góry uprzedzam, że moje zmiany pasa nie trwają 10 sekund, co mogłoby niepotrzebnie prowokować takie sytuacje
ps2. wracając wieczorem tą samą drogą spotkała mnie identyczna sytuacja, ale tym razem byłem już na to przygotowany, zanim zacząłem zmieniać pas spojrzałem zarówno w prawe lusterko jak i we wsteczne, widząc tam szybko zbliżający się pojazd jadący jeszcze tym samym pasem co ja odpuściłem zmianę pasa, a on zrobił właśnie to czego się spodziewałem - objechał mnie z prawej