Zapominacie w tym wszystkim o pewnych kwestiach.
Po pierwsze, dalej w kwestii nie tylko sieci, ale i oznakowania dróg jesteśmy 100 lat za murzynami. Autentycznie, oznakowanie dróg, które ma pomagać często wprowadza większe zamieszanie tylko. Już pal licho te przypadki kiedy ktoś zapomni ściągnąć ograniczenie po remoncie, albo STOP przy zarośniętym drzewami przejeździe kolejowym wisi latami zapewniając stały dopływ funduszy do budżetu... Znaki postawione w zbyt dużej ilości i bez sensu, zwłaszcza ograniczeń prędkości, powodują że jak ktoś ma polską mentalność (czyt. widzi że te znaki to dla frajerni) to przestaje zwracać na nie uwagę... A raz na kilkanaście przypadków wartość ze znaku rzeczywiście ma coś wspólnego z bezpieczeństwem pokonania danego odcinka, i wtedy robi się wesoło.
Po drugie co już zaznaczyłem wcześniej, w naszym kraju nie walczy się o poprawę bezpieczeństwa, tylko urządza polowania na kierowców. Od 14 jestem strażakiem, nieraz jeździłem do wypadków drogowych, i wiecie co? Punkty prowadzenia kontroli zupełnie nie pokrywają się z miejscami faktycznie niebezpiecznymi, gdzie co rusz dochodzi do zdarzeń. Miśki najczęściej suszą na długich prostych, równych, z dobrą widocznością, ustawiając się po korzystniejszej dla nich finansowo stronie tablicy "obszaru zabudowanego". O tym że duża część tych "obszarów" powinna być zniesiona też czytałem całkiem niedawno, bo aby uznać obszar za zabudowany powinny być spełnione pewne logiczne przesłanki... A u nas to pies to... no wiecie co. Zresztą polowania na kierowców mają u nas długą tradycję, również z wykorzystaniem przepisów (ilu to wpadło na obszarowym ograniczeniu prędkości?). Dzisiaj to także jest możliwe, bo na dobrą sprawę patrząc na kodeksową definicję skrzyżowania jadąc po ograniczeniu wypadałoby nocą się zatrzymać przy każdym "skrzyżowaniu" i latarką oraz miarką ustalić czy jest to skrzyżowanie w myśl przepisów czy też nie. O wałach robionych na pomiarach to można książki pisać, może jakiś doktorat strzelić... Iskra-1 mierząca prędkość wentylatora w stojącym samochodzie na ponad 40km/h, odkurzacz na ponad 300km/h, "nowoczesne" lidary mierzące prędkość budynku, z dopuszczeniem do "strzelania" z ręki na kilkaset metrów, wideorejestratory na kilkudziesięciokrotnym przybliżeniu mierzące prędkość z najazdu... A jak, jak się bawić, to się bawić...
Po trzecie:
koszty. Tego nikt nie liczy, ale jeśli dzisiaj kurier objeżdża swój jakiś dany rejon w 8 godzin, to albo będzie robił to samo w 16 godzin, albo rejon trzeba będzie podzielić na dwóch. Dwie wypłaty, dwa auta. I to w zasadzie dotyczy całego transportu, który jakoś funkcjonuje, bo się ciśnie. Wiem, bo sam to przeżyłem, jak spedytor kazał landem 120km w godzinę przelecieć... Ale jeszcze mogę gościa zrozumieć, późna pora, zaspany był albo zachlany to nie skojarzył. Ale... duża firma transportowa z oddziałami w całym kraju reorganizuje linie międzymagazynowe. Tworząc połączenia na maksymalnym zasięgu 4,5h, zapominając o czymś takim jak manewrowanie, załadunek i rozładunek. Tylko to jest jeszcze nic, bo oni ten zasięg sobie obliczyli z map Google - czyli ekspresówka 120, autostrada 140... A ja w zestawie odcięcie na 85...
I nad takim bublem siedział zapewne cały sztab logistyków-inżynierów, a może nawet magistrów inżynierów, k..wa jego mać
No przy takim planowaniu to sorry, ale jak ma być normalnie?
Dodajmy do tego, że rynek kierowców zawodowych jest w zasadzie pusty - firmy na gwałt szukają ludzi, oferują już teraz kursy i szkolenia na swój koszt bo nie ma komu jeździć. Na ciężarówce jeszcze pół biedy, bo tam stawki jako-takie są, ten mandat 800, czy 1500zł to jeszcze można przeżyć. Ale ja jeżdżę np. autobusem, a autobusiarze tak dobrze już nie zarabiają... i prawdę mówiąc to w dupie mam taki interes, że pół wypłaty np. po kolizji pójdzie się "ebać"... Bo kolizje się po prostu zdarzają, w tym zawodzie, rzadko bo rzadko, ale jak ktoś się podstawi na strzała specjalnie, to nie zawsze można się wyratować - kamerka nawet jeśli by była to pokazuje tylko to co się dzieje z przodu, i to też nie wszystko przecież. Zresztą koszty to jedno, ale punkty... ulala. Ciekawe czy powtórka z Wielkiej Brytanii nas będzie czekać za dwa latka, czy wcześniej?
Naprawdę, tej nędzy i rozpaczy nie da się rozpatrywać w oderwaniu od realiów drogowych i różnic jakie występują między tym co jest u nas, a co w innych krajach... Bo potem wychodzi tak jak z tym "pierwszeństwem" na pasach - owszem może wprowadzili coś takiego na Litwie, ale zlikwidowali też połowę przejść przy okazji. Wyprzedzanie na przejściach czy bezpośrednio przed też by nie stanowiło problemu, gdyby przejścia były z sygnalizacją jak w krajach cywilizowanych, gdzie w ogóle nie dopuszcza się żeby przejście szło przez więcej niż jeden pas w tym samym kierunku bez sygnalizacji. A u nas jest po prostu debilna propaganda, i debilne pomysły oderwane od rzeczywistości... A potem trzeba hamować przed debilami, którzy puszczają pieszych "na czerwonym", bo w telewizji mówili że teraz mają pierwszeństwo, czy inne skrajnie głupie i niebezpieczne zachowania podejmowane ze strachu przed konsekwencjami.
Na sam koniec jeszcze o tym strachu... Tak jak teraz jest masa gamoni jeżdżących jak konie z klapkami na oczach, nie patrzących w lusterka czy na znaki, tak od nowego roku czeka nas nowa fala kretynizmu - ta cała banda będzie jeździć gapiąc się w licznik jak sroka w gnat, a nie patrząc na to co się dzieje na drodze. Że niby jestem czarnowidzem? To sobie ogarnijcie jak jeżdżą ludzi na odcinkowych pomiarach prędkości... O.Z. na 50km/h, a Ci jeżdżą 30-40, bo zawsze to bezpieczniej poniżej limitu...