Witam, zastanawia mnie pewna sytuacja.
Jest sobie rondo z trzema wlotami i dość ograniczoną widocznością oznakowania dla pozostałych wlotów. Na dwóch z nich widoczne są znaki C-12 i A-7, na trzecim tak jakby głównym jest tylko C-12 i na pierwszy rzut oka nie widać żeby tam czegoś brakowało, a oznakowana poziomego nie ma wcale.
Ja jeżdżę tam regularnie i wiem o tym że "znak zaginął", i spodziewałem się że w czasie kilku dni, na max tygodnia wróci na swoje miejsce. Ale nie - sprawa nie jest rozwiązana już ponad 2 miesiące. Kuriozum, bo rondo znajduje się pod Starostwem Powiatowym, i na trasie do posterunku policji...
I teraz pytanie: spotkaliście się kiedyś z sytuacją w której błędne, lub brak oznakowania było przyczyną wypadku/kolizji? Jak wygląda "przyklepanie winy" w takim przypadku? Kto pokrywa koszty napraw pojazdów? Co byście zrobili w takiej sytuacji?
Dodam tylko od siebie że byłem już kiedyś przy wypadku spowodowanym błędnym oznakowaniem, z rannymi, ale tam to wyglądało ciut inaczej, bo według znaków obaj uczestnicy mieli obowiązek ustąpić pierwszeństwa temu drugiemu, a nie ustąpił żaden. Drogówka miała niezły orzech do zgryzienia przy rysunku sytuacyjnym, ale ostatecznie wklepali współwinę. Sprawa poszła do sądu i nie wiem jak dalej się potoczyła.