stało się, pierwsza "stłuczka", chociaż w sumie wyglądało to dość poważnie. Jestem tak wściekły na siebie i zastanawiam się jak można być tak bezmyślnym. Przejeżdżając przez skrzyżowanie ze sygnalizacją i skręcając w lewo, wymuszam pierwszeństwo i spotykam się na środku z drugim samochodem, który jechał z naprzeciwka. Głupia siła przyzwyczajenia - koło mnie jest identyczne skrzyżowanie tylko, że jest na nim możliwość skrętu bezkolizyjnego. Zdarzyło wam się kiedyś coś równie głupiego? Chciałoby się powiedzieć - jak teraz żyć? Ech. Takie są uroki, kiedy auto bardziej stoi niż jeździ, coś jest w tych "niedzielnych kierowcach"
