cman napisał(a):vonBraun napisał(a):Łącznie to kilkanaście godzin czasu na jazdy do fachowców, notariuszy, pisanie pism, stanie w kolejkach na poczcie i kilka stów na paliwo, znaczki i listy, taryfy gdy nie miałem auta i to czego nie zarobiłem w tym czasie.
No właśnie, a czy za to wszystko też dostałeś odszkodowanie?
Hehe

Aby udowodnić resztę strat w sądzie musiałbym mieć jakieś kwity, a nie chciało mi się ich zbierać (rachunki taksówkarzy, notariusza, ze stacji benzynowej + trudny do oszacowania czas "pracy własnej") i tylko dlatego odpuściłem. A skoro nie obyłoby się bez sądu - to kolejna strata czasu i pieniędzy nie warta tych kilkuset złotych. Następnym razem (odpukać - oby nigdy) jednak spróbuję z autem zastępczym skoro jest już precedensowy wyrok.
Cieszę się, że przynajmniej z naprawą wyszedłem na zero. Relację swoja traktuję jako zachętę dla innych, którzy mogliby mieć ochotę "wymięknąc" w użeraniu się z ubezpieczalnią zbyt wcześnie. Ich pierwsza propozycja była szczytem bezczelności, a w efekcie zapłacili 4 razy więcej.
Cała ta sprawa zachęca jednak do jazdy z wyobraźnią, choć doprawdy w mojej sytuacji musiałbym byc jasnowidzem aby przewidzieć że kierowca dostawczaka wykona swój dziwny manewr.
pozdrawiam
vonBraun