cwaniakzpekaesu - w dalszym ciągu się nie rozumiemy. Nie ma podanej konkretnej prędkości w sytuacjach ekstremalnych odbiegających od typowych. Prędkość tą mamy sami ustalić na podstawie naszych umiejętności itp. Zakładając więc, że rozpoczynamy naukę (nie umiemy nic) to oznaczałoby, iż mamy jechać z zerową prędkością. Tak się przecież nie dziej i jednak jeździmy wówczas w miarę normalnie. Przecież to instruktor ocenia za nas czy umiejętności nasze są odpowiednie do prędkości jaką się poruszamy i czy w ogóle możemy jechać w ruchu drogowym. Jeśli twierdzicie, że na zajęciach teoretycznych uczą z jaką prędkością powinniśmy się poruszać w czasie opadu śniegu, deszczu czy też, gdy na drodze jest lód, itp. to życzę powodzenia. Generalnie to dlaczego w ogóle wyjeżdżacie, gdy na jezdni jest ślizgawica? Przecież wówczas i 10km/h to czasami za dużo. A jednak sporo ludzi ryzykuje (chociażby kierowcy MPK).
W tym konkretnym przypadku biorąc pod uwagę wiedzę jaką posiadamy z mediów to winą należałoby chyba w znacznie większym stopniu jak nie całkowicie obarczyć instruktora, który to zbagatelizował nadmierną prędkość (mając znacznie większe doświadczenie i znając umiejętności swojej kursantki), pozwalając ponadto w ogóle na jazdę widząc warunki na drodze i znając stan techniczny SWOJEGO pojazdu. Dopuścił się również złamania przepisu o przewozie innych osób w samochodzie nauki jazdy i do tego nie nakazał im zapięcia pasów. Jak wynika z moich obserwacji jest to dość nagminny proceder instruktorów nauki jazdy. Traktują te pojazdy jak taksówki, podwożąc swoje żony, kochanki znajomych itp.