Może macie doświadczenie w podobnej,dziwnej i nieprzyjemnej sytuacji.
Mąż pożyczył moje auto,postawił je na parkingu w pracy.
Pracuje w gastronomii,to sezon "komunijny" zatem akurat w niedzielę w lokalu odbywała się w/w uroczystość.
W trakcie imprezki,kilkoro uroczych dzieciaczków bawiło się na parkingu i wpadło na świetny pomysł,aby sobie porysować kamyczkami po paru stojących autkach.
Moje auto ucierpiało chyba najmniej ,rysy nie są głębokie z daleka ich nie widać,no ale jednak są.Nie wiem na ile skuteczne w usuwaniu rys jest polerowanie auta.Czy usuwa to rysy trwale czy to po prostu takie maskowanie,które wyjdzie po kilku wizytach na myjni?Mam czarny lakier,więc tym bardziej nurtuje mnie to pytanie.
To pytanie numer jeden,natomiast pytanie nr.dwa brzmi tak- rodzice bahorków troszkę się przerazili kosztami,bo o ile moje auto nie jest w stanie dramatycznym,to tak np.BMKa kolegi męża ma na masce urocze,wyryte kamykami domki,drzewka i inne.
Rodzice poczuwali się do obowiązku pokrycia kosztów ale puki co na gadce się konczyło.MIeli się pojawić w celu ustalenia dalszych planów naprawy aut(a było ich w sumie 5) no ale tylko na obietnicach się kończyło.
Nie spisano żadnego oświadczenia ale też są świadkowie (nie tyle co samego zdarzenia ale tego,że dzieci bawiły się na parkingu)
Na moim aucie oprócz rys przez cały lewy bok i maskę,do usunięcia są 4ry małe wgniecenia obok klamki ,wykonane prawdopodobnie przez dociskanie kamyczkiem.to powinno chyba pójść suchym lodem?
Domyślam się ,że autocasco się na to wypnie?
Co Wy ogólnie na to?
Krew zalewa :twisted: