Ostatnio dużo mówi się o zmianach w systemie szkolenia i egzaminowania kandydatów na kierowców. Ja chciałbym poruszyć temat samego istnienia placu manewrowego jako elementu państwowego egzaminu na prawo jazdy. Czy jest on naprawdę konieczny?
Oczywiście założenie jest poprawne - na placu sprawdza się elementarne umiejętności kierującego tj.: panowanie nad pojazdem, umiejętność wyczucia gabarytów auta, płynne ruszanie - tutaj odpowiednie wykorzystywanie mechanizmów pojazdu i ich koordynacja itp.
Chciałbym jednak zauważyć, że sensowność owych zadań kończy się na założeniach. Zadanie "jazda pasem ruchu do przodu i do tyłu" jest często (jeśli nie zazwyczaj) wykonywane na pamięć. Liczenie pachołków ilość skrętów kierownicą - chyba nie o to chodzi, bo wystarczy przestawić jeden pachołek o 5 cm i gwarantuję - egzaminu nie zda 90% kursantów.
Poza tym zadania te ("łuk" i "wzniesienie") są niejako realizowane podczas egzaminu w ruchu miejskim. Po łuku do przodu jedziemy przy każdym zakręcie (i to nie tylko w prawo jak na placu), zaś do tyłu np. przy zawracaniu z użyciem biegu wstecznego; ruszanie pod górkę z hamulca ręcznego też jest możliwe do wykonania w ruchu miejskim - musimy przecież pokonać jezdnie posiadające wzniesienia i spadki.
Ktoś mógłby powiedzieć, że plac jednak eliminuje nieodpowiednio wykwalifikowanych kandydatów do dalszej - trudniejszej - części egzaminu. Niby tak, ale ośrodki szkolenia kierowców mają obowiązek dopuszczać do egzaminu tylko osoby przygotowane! Poza tym jak wielu jest kierowców, którzy "przechodzą" plac pomyślnie a dopiero na mieście okazuje się co w trawie piszczy. Dzieje się tak, bo placu uczymy się na pamięć. To zupełnie niepotrzebne.
Jeśli chodzi o umiejętność sprawdzenia płynów eksploatacyjnych i świateł, to uważam to za bardzo dobry element egzaminu! Można go jednak wykonać na parkingu WORD ;)
Chciałbym poznać Wasze opinie dotyczące tej sprawy.