szofer80 napisał(a):W bezpośredniej rozmowie, z innym kierowcą w pracy. Fakt, że jak się nie mylę dobre 12 lat temu ale to akurat nie ma znaczenia. Chwalił się tym bo wszystko odbyło się na legalu, po prostu egzaminatorom w tamtych czasach udzielał się folklor z przyznawaniem uprawnień, że go przepuścili a zdawał na prawko pewnie w latach 80-tych skoro chwalił się starą "trójką" (lub dwójką już nie pamiętam, być może dwójką bo to do 20 ton razem z przyczepą) i używał starego nazewnictwa. Jego przypadek akurat pokazuje jak łatwo i bez łapówek można było zaliczyć prawo jazdy i to na ciężarówkę z przyczepą....
najbardziej mnie bawi to, że tłumaczą mi jak kiedyś było ludzie, którzy sami tego nie doświadczyli, a tamtą rzeczywistość znają tylko z opowiadań.
to mniej więcej tak, jakby Tobie tłumaczył jak się żyje w Polsce Eskimos na podstawie dwóch rozmów z Polakami, który odwiedzili go w iglo.
w latach '80-tych ja już uczyłem w LOK-u i z egzaminami miałem do czynienia na co dzień, podczas egzaminu egzaminator siedział z tyłu, a z prawej instruktor.
co prawda dotyczy to tyko Wrocławia, ale nie podejrzewam, żeby w innych regionach było inaczej.
oczywiście były szwindle, ale było to tylko niewielką częścią całości, a nie podstawą tamtej rzeczywistości.
poza tym były inne czasy.
opowiem na paru przykładach.
1. prawo jazdy:
na wykładach była obowiązkowa obecność i ludziom nie przychodziło do głowy odpuszczać, było przepytywanie, były sprawdziany.
jazda w danym dniu była najważniejszym wydarzeniem, ludzie brali wolne w pracy szkole, czekali pół godziny wcześniej, a to co powiedział instruktor traktowali bardzo poważnie.
nie zdarzyło mi się, aby ktoś zapomniał o jeździe, a spóźnienia zdarzały się niezmiernie rzadko i z naprawdę poważnych powodów.
2. instruktor nauki jazdy:
kurs trwał prawie rok, wykładów było kilka razy więcej niż dzisiaj.
obecność obowiązkowa, przepytywanie, sprawdziany i praktyka nie tylko na papierze jak dzisiaj.
3. kurs na maszyny budowlane.
kurs który trwał kilkakrotnie dłużej miał o wiele większy zakres, były o wiele większe wymagania.
nie raz uczestnik kładł się pod maszyną, bo każdy przychodził w ubraniu roboczym.
i nawet jak egzamin był potraktowany nieco po macoszemu, chociaż byli tacy egzaminatorzy we Wrocławiu, którzy podczas parkowania równoległego sprawdzali odległość przedniego i tylnego koła od krawężnika długopisem, a w przypadku egzaminu na maszyny była ściepa dla komisji i tak zasób wiedzy i umiejętności uczestników kursu były dużo wyższe niż dzisiaj.
fakt, że i samochody i maszyny były bardziej zawodne i mniej doskonałe oraz że ruch drogowy odbywał się w kompletnie innych warunkach , powoduje iż w żaden sposób nie można porównywać jedno do drugiego.
natomiast co do meritum sprawy.
kategorie E dotyczą przyczep, a nie uprawnień na same pojazdy, więc nie lepiej zespolić kat. B z C1, można się zastanawiać nad DMC w tym przypadku.
to tak, jakby zdobycie kategorii E do C miałaby uprawniać do prowadzenia pojazdów na kategorię D.
kategoria BE daje automatycznie kategorię T, ale trzeba pamiętać, że sama kategoria B uprawnia do prowadzenia między innymi ciągników rolniczych i pojazdów wolnobieżnych, więc jeżeli chodzi o sam ciągnik to te kategorie się nie różnią,
dopiero zdobycie kat E do B zezwala na prowadzenie ciągnika rolniczego z przyczepami tak jak z kategorią T.
czyli również tu sprawa dotyczy przyczep.