Re: Wałbrzych
Napisane: wtorek 02 kwietnia 2013, 18:41
Kurs kategorii B robiłem w Scorpiusie jak jeszcze prowadziła go pani Jadwiga S. (z mężem chyba), a Pan Artur był tylko instruktorem. Do teorii Pan Artur S. (inne nazwisko) przygotował nas świetnie (grupa 8 osób), wszystkie godziny teorii przeznaczone były na wykłady, można zawsze było przyjść wcześniej i porozwiązywać testy w wolnym czasie.
Jazdę miałem najpierw z takim starszym Panem (o ile mnie pamięć nie myli to był mąż Pani Jadwigi), na pierwszej jeździe powiedział co do czego służy, pojechaliśmy na miasto i później na każdej następnej godzinie mi odliczał ile godzin wyjeździłem i że po godzinie x nie powinienem już takich błędów popełniać np. na 3 godzinie zgasło mi auto podczas ruszania na skrzyżowaniu. Najczęściej wydawał tylko polecenia skręć w prawo, jedź prosto i nic więcej przez tą monotonię nie raz przyłapał mnie, że wjechałem pod zakaz. Jak przez prawie pół godziny nic nie mówił to w pewnym momencie nagle wyskakiwał z pytaniem jaki znak właśnie minęliśmy. Powtarzał co jazdę, że przez 30 godzin nie można nauczyć się jeździć i on przygotowuje do egzaminu. Jazdy miałem również z panem Arturem, który jeździł z kursantami, kiedy państwo S. byli na wczasach, albo na zjeździe instruktorów czy czegoś tam we Wrocławiu czy jeszcze z innych przyczyn nie mogli prowadzić jazd (z Panią Jadwigą i tak nie jeździłem). Jazdy z Panem Arturem wspominam bardzo dobrze, przez te kilka godzin co z nim jeździłem nauczyłem się więcej niż przez 20+ godzin z tym drugim instruktorem. Porozmawiał, wytłumaczył, dawał wskazówki podczas jazdy, cały czas przypominał, żebym pilnował prędkości, a to że za wolno jadę, a to że za szybko, bo tu było ograniczenie, żebym się rozglądał.
O ile się nie mylę to Pan Artur teraz sam prowadzi Skorpius albo jakiś inny OSK więc polecam jazdy z Panem Arturem S.
Po niezdanym egzaminie dokupywałem jeszcze godziny u Grzegorza D. (siedziba na Piaskowej) i również sobie chwalę.
Kurs kategorii C robiłem w Torusie. Tutaj teoria to była straszna porażka. Połowa czasu na teorię to były wykłady, a reszta, ok 15 godzin, to wykonywanie testów na komputerze i nic więcej. W ogóle nie potrafiłem dogadać się z Panem Wilhelmem. Egzamin wewnętrzny odbywał się na kartce i jak ktoś popełnił błąd to Pan Wilhelm podawał poprawną odpowiedź i mówił żeby poprawić, że w domu jeszcze będzie dużo czasu, żeby się przygotować do teorii.
Jazdy miałem z Panem Robertem N. i tutaj byłem pozytywnie zaskoczony, potrafił wytłumaczyć, cały czas przypominał jak o czymś zapominałem, nie denerwował się, nie krzyczał bez powodu. Jedyny minus to spóźnianie się. Zdarzało się, że ja się spóźniłem 5 minut, zdążyłem zaparkować auto, sprawdzić MANa, tak ogólnie (burty, pasy od plandeki, opony, przykręcenie kół, koło zapasowe i inne rzeczy, które mogłem sprawdzić bez otwierania czy odpalania samochodu) i dopiero nadjeżdżał Pan Robert, zdarzyło się też tak, że ktoś z innym instruktorem miał wewnętrzny egzamin praktyczny i wraz z Panem Robertem staliśmy prawie godzinę na mrozie i czekaliśmy, aż wrócą, a później objaśnią sobie błędy. Choć drugi MAN, którym jeździł pan B. stał na parkingu nie można go było dotykać. Oczywiście godzinę odebrałem sobie w innym terminie. Było też tak, że po powrocie z miasta zamiast jeździć po placu pan B. zarekwirował MANa do wyrywania betonowego słupka z ziemi przy wyjeździe w placu...
Ogólnie Torus na nie, jazdy z Panem Robertem jedyny plus.
Jazdę miałem najpierw z takim starszym Panem (o ile mnie pamięć nie myli to był mąż Pani Jadwigi), na pierwszej jeździe powiedział co do czego służy, pojechaliśmy na miasto i później na każdej następnej godzinie mi odliczał ile godzin wyjeździłem i że po godzinie x nie powinienem już takich błędów popełniać np. na 3 godzinie zgasło mi auto podczas ruszania na skrzyżowaniu. Najczęściej wydawał tylko polecenia skręć w prawo, jedź prosto i nic więcej przez tą monotonię nie raz przyłapał mnie, że wjechałem pod zakaz. Jak przez prawie pół godziny nic nie mówił to w pewnym momencie nagle wyskakiwał z pytaniem jaki znak właśnie minęliśmy. Powtarzał co jazdę, że przez 30 godzin nie można nauczyć się jeździć i on przygotowuje do egzaminu. Jazdy miałem również z panem Arturem, który jeździł z kursantami, kiedy państwo S. byli na wczasach, albo na zjeździe instruktorów czy czegoś tam we Wrocławiu czy jeszcze z innych przyczyn nie mogli prowadzić jazd (z Panią Jadwigą i tak nie jeździłem). Jazdy z Panem Arturem wspominam bardzo dobrze, przez te kilka godzin co z nim jeździłem nauczyłem się więcej niż przez 20+ godzin z tym drugim instruktorem. Porozmawiał, wytłumaczył, dawał wskazówki podczas jazdy, cały czas przypominał, żebym pilnował prędkości, a to że za wolno jadę, a to że za szybko, bo tu było ograniczenie, żebym się rozglądał.
O ile się nie mylę to Pan Artur teraz sam prowadzi Skorpius albo jakiś inny OSK więc polecam jazdy z Panem Arturem S.
Po niezdanym egzaminie dokupywałem jeszcze godziny u Grzegorza D. (siedziba na Piaskowej) i również sobie chwalę.
Kurs kategorii C robiłem w Torusie. Tutaj teoria to była straszna porażka. Połowa czasu na teorię to były wykłady, a reszta, ok 15 godzin, to wykonywanie testów na komputerze i nic więcej. W ogóle nie potrafiłem dogadać się z Panem Wilhelmem. Egzamin wewnętrzny odbywał się na kartce i jak ktoś popełnił błąd to Pan Wilhelm podawał poprawną odpowiedź i mówił żeby poprawić, że w domu jeszcze będzie dużo czasu, żeby się przygotować do teorii.
Jazdy miałem z Panem Robertem N. i tutaj byłem pozytywnie zaskoczony, potrafił wytłumaczyć, cały czas przypominał jak o czymś zapominałem, nie denerwował się, nie krzyczał bez powodu. Jedyny minus to spóźnianie się. Zdarzało się, że ja się spóźniłem 5 minut, zdążyłem zaparkować auto, sprawdzić MANa, tak ogólnie (burty, pasy od plandeki, opony, przykręcenie kół, koło zapasowe i inne rzeczy, które mogłem sprawdzić bez otwierania czy odpalania samochodu) i dopiero nadjeżdżał Pan Robert, zdarzyło się też tak, że ktoś z innym instruktorem miał wewnętrzny egzamin praktyczny i wraz z Panem Robertem staliśmy prawie godzinę na mrozie i czekaliśmy, aż wrócą, a później objaśnią sobie błędy. Choć drugi MAN, którym jeździł pan B. stał na parkingu nie można go było dotykać. Oczywiście godzinę odebrałem sobie w innym terminie. Było też tak, że po powrocie z miasta zamiast jeździć po placu pan B. zarekwirował MANa do wyrywania betonowego słupka z ziemi przy wyjeździe w placu...
Ogólnie Torus na nie, jazdy z Panem Robertem jedyny plus.