WORD Warszawa - relacje z egzaminów, informacje i opinie

Tutaj możesz umieścić informacje i opinie dotyczące danego ośrodka egzaminacyjnego oraz zdać relację z egzaminu.

Moderatorzy: ella, klebek

prawo jazdy Warszawa

Postprzez Paulina 85 » czwartek 29 października 2009, 16:30

WORD Powtańców Śląskich
egzamin praktyczny 29.10.2009 - 3 raz - pozytywny

Cześć chcę podzielić się swoimi przeżyciami z egzaminu :lol:
No więc dziś o 06:00 rano było moje trzecie podejście. Bałam się okropnie (jakoś tak dziwnie za każdym razem nerwy miałam większe). 06:00 zaczęło się wylosowano ok. 7 osób mnie w nich nie było. Wiedziałam już, że będę w następnej turze. Czekam tak sobie jest ok. 06:25 widzę jak wraca jeden z egzaminatorów z chłopakiem, który odrazu podbija do kasy ( niestety tak rano jest jeszcze nieczynna, więc siada i czeka). Egzaminator wchodzi do tego ich pomieszczenia. Modlę się, aby na niego nie trafić taki srogi zero uśmiechu...No i co się dzieje w wyniku losowania egzaminowana będzie Pani...no właśnie ja i ten jego srogi głos. Z góry zakładam, że pójdzie do d....ale wychodzę w samochodzie okazuje się, że Pan nie taki straszny :) Słyszę "system był dla Pani łaskawy proszę sprawdzić działanie klaksonu i światłeł awaryjnych". Później łuk, górka - tego wogóle się nie bałam. Wyjeżdzamy w miasto, skręcamy w lewo i na skrzyżowaniu w lewo.Następnie prosto do świateł i tam w prawo do tego dużego Ronda, tam zawracamy i wjeżdźamy gdzieś w prawo. Kręcimy się tam po żoliborzu,ogólnie mniej więcej wiedziałam gdzie jestem bo tak jeździłam z instruktorem. Parkowanie prostopadłe przodem. Wyjeżdzamy na powtańców mijamy ośrodek jedziemy prosto. Chyba na tym skrzyżowaniu co MCdonald bądź na wcześniejszym w prawo, tam wjeżdzamy w osiedle, zawracanie na 3, wymijanie itp. (na osiedlu jak jest ciasno zawsze się zdarzy coś ominąc, bądź wyminąć). Wyjeżdzamy z osiedla nie pamiętam tej ulicy, ale z niej w prawo i poźniej ulicą prosto i w lewo do ośrodka. W ośrodku Pan miły mówi, że na następnym egzaminie proszę się tak nie stresować ( no to ja już załamka) po chwili dodaje, żę chodzi mi o te egzaminy w życiu, bo ten mam już za sobą wynik pozytywny :):):) Łzy szczęścia, wszystkie nerwy odchodzą...Dziękuję mu serdecznie i oddalam się pytam innych osób, które przed egzaminem poznałam ( niestety oni nie mieli tyle szczęścia).
P.S. moj pierwszy egzamin z kobietą (mało przyjemna była)
drugi raz młody chłopak też mi nie poszło był nawet sympatyczny, ale surowy Życzę wszystkim powodzenia ja jestem z siebie dumna.

Zapomniałam dodać jak tylko wyjechaliśmy z ośrodka kazał rozpędzić się do 50 na 2 i zachamować przed zakrętem
Paulina 85
 
Posty: 1
Dołączył(a): czwartek 29 października 2009, 15:59

egzamin praktyczny na Okęciu

Postprzez madame.narf » sobota 21 listopada 2009, 23:09

ku mojemu bezbrzeżnemu zdumieniu, zdałam za pierwszym razem.

ale po kolei.

miałam ponad pół roku przerwy po kursie (wyjazd na saksy), więc dobrałam sobie po zdaniu teorii (niektóre pytania w tym teście są naprawdę rozbrajające, nie sądzicie? - moje faworytne to "jaki jest właściwy układ rąk na kierownicy przy jeździe na wprost?") full jazd, ze 20 godzin. podchodząc do egzaminu, "gałkologię" miałam opanowaną dobrze, bo na saksach za granicą sobie trochę jeździłam samochodem "na kocią łapę", ale nigdy po dużym mieście. Warszawę znam od lat trzydziestu, ale jeszcze nie z perspektywy kierowcy... tak więc, wciąż się bałam, że przy cudownym skręcie w lewo w Korotyńskiego z Grójeckiej, albo w Banacha z Grójeckiej... albo co... pogubię się najzwyczajniej w świecie. moją achillesową piętą jest moment zjazdu ze skrzyżowania. na jazdach doszkalających w kółko, z uporem maniaka, w lewo, w lewo, w lewo.

idąc na egzamin byłam pewna, że popłynę. nie z powodu nieznajomości przepisów, ale dlatego, że jeżdżę niepewnie i zdarza mi się stracić głowę, nawet bardzo. przykład drastyczny to "o matko, która tu jest prawa strona?!" na skrzyżowaniu równorzędnym. podeszłam do egzaminu jak do eksperymentu, myślałam jednak, że wiele jeszcze stówek pójdzie na jazdy doszkalające.

a jednak zdałam, choć wcale nie jechałam tak znowu idealnie, a śmiesznych potknięć z nerwów było całkiem sporo.
oto przykłady:
- powędrowałam pokazywać, co jest gdzie pod maską, bez uprzedniego otwarcia tejże,
- oświadczyłam z wielką stanowczością, w momencie wyjazdu z ośrodka (miałam szczęście - na spokojną ul. Radarową): "patrzę czy prawa wolna", patrząc, rzecz jasna, w lewo,
- przy parkowaniu (prostopadłe w bardzo ciasne miejsce, więc robiłam z korektą wjazdu) majdrowałam łapą próbując wrzucić wsteczny jak w starym maluchu dziadka. "nie tak się włącza bieg wsteczny" pouczył cierpliwie egzaminator.
- w ferworze szybkiego wjazdu na Żwirki w upatrzoną przerwę między samochodami, chcąc przejść na dwójkę, złapałam... kolano egzaminatora, który zachował dyskretne milczenie.

uważam, że mądrze postąpiłam, bo:
- na tydzień przed egzaminem zafundowałam sobie kurację magnezem z wit. B oraz takimi ziółkami dla nerwusów, i może dlatego stres egzaminacyjny sprawił tylko, że czułam się jak zombie, a nie jak członek załogi nostromo w momencie wykluwania się obcego z jego żołądka,
- zapisałam się na egzamin o 12.00, a wcześniej miałam jeszcze dwugodzinną jazdę, co sprawiło, że pewne rzeczy przetrenowałam na świeżo,
- podczas jazdy mówiłam do siebie, i mimo westchnień pełnych rezygnacji ze strony egzaminatora, nie przestawałam nadawać wiadomości typu: "lewa wolna, mam miejsce do bezpiecznego wykonania manewru takiego a takiego". "pieszy nie wyraża chęci wejścia na pasy, przejeżdżam". "o, widzę, że jadę drogą jednokierunkową..." nigdzie nie jest napisane, że osoby z lekka, hm, ekscentryczne i gadające do siebie, nie mogą zdać. a czułam się lepiej, mając życzliwego rozmówcę w mojej osobie.

miałam kuuuupę szczęścia, bo:
EGZAMINATOR NIE CHCIAŁ MNIE OBLAĆ. Gdyby chciał, gdyby się uparł, oblałby, bez dwóch zdań. Ale najwyraźniej nie zależało mu, i już. A ja na szczęście nie zrobiłam nic, co by go do tego zmusiło.


Egzamin miałam na 12.00, i byłam nastawiona, że poczekam sobie.
Szok więc, kiedy o 12.05 huknęło moje nazwisko. Nie usłyszałam w ogóle sakramentalnej formułki "w wyniku losowania...", więc na początku myślałam, że w moich danych jest jakiś błąd i wzywają mnie normalnie na dywanik, bo zapomniałąm podać drugiego imienia dziadka. Ale nie, wąsaty pan w sile wieku, o oczach tak niebieskich, jak niebo tego dnia, poprosił o pokazanie dowodziku, przyjrzał się krytycznie zdjęciu i mojej facjacie, a potem bez słowa zaprowadził do samochodu. Szłam na nogach jak z waty.
Pierwsza wpadka, z tą cholerną maską. Musiałam wykonać pląs z powrotem do samochodu, żeby ją otworzyć. usłyszałam pełne nagany i zniecierpliwienia "proooszę paaani!"
podczas "przygotowywania się do jazdy" miałam wrażenie, że zablokował się fotel kierowcy. ani weź nie mogłam go odsunąć, ale w końcu się udało. ale kiedy ruszyłam na łuk, hosanna! okazało się, że sprzęgło chodzi jak marzenie. lepiej, niż we wszystkich samochodach, którymi jeździłam wcześniej.

łuk powtarzałam. za pierwszym razem, mimo wyuczenia "na małpę", zapomniałam o pewnym ważnym szczególe i dziarsko pomknęłam w tył, zbyt płytkim łukiem, ku linii ciągłej. w ostatniej chwili zatrzymałam samochód. Pan Egzaminator podszedł do okienka i obwieścił spokojnie: "proooszę paaani, zaraz najedzie pani na linię. proszę powtórzyć manewr". jestem mu bardzo wdzięczna, że tak spokojnie powiedział to, zamiast czekać, aż faktycznie najadę...
drugi raz skupiłam się i pojechałam dobrze.
górka wyszła, nie miała prawa nie wyjść - sprzęgło działało świetnie.

wyjechaliśmy na miasto na Radarową - może egzaminator zlitował się nad oślicą? i zaraz - parkowanie prostopadłe po prawej. robiłam z korektą i wyszło ładnie, a kiedy czekałam w nieskończoność na wolną drogę, żeby pojechać dalej nie wymuszając nic na całej procesji sunących ulicą Elek, usłyszałam zrezygnowane: "Proooszę paaani. Proszę się wreszcie zdecydować." pojechałam i ok.
jeździliśmy sobie bitą godzinę, trasy nie pamiętam, mam wrażenie, że byliśmy prawie wszędzie! dobrze pamiętam tylko, że zawracałam na jakimś malutkim rondzie w okolicach parku na Szczęśliwicach, gdzie czaiłam się ruski miesiąc przed wjazdem (bez sygn świetlnej, pierwszeństwo na rondzie), bo nie wiedziałam, czy samochody zjeżdżają z ronda, i czy mam drogę wolną, gdyż nikt ze zjeżdżających nie był łaskaw zasygnalizować tego zamiaru... powiedziałam coś w rodzaju, "nie wiem, czy moge wjechać, bo oni nie pokazują kierunkowskazu", na co usłyszałam sakramentalne "proooszę paaani". w ciut większej przerwie wjechałam, z dreszczykiem, czy nie da po hamulcu. nie dał. potem gdzieś miałam tak, że były swiatła, za nimi pasy, a za nimi trochę miejsca, a potem linia zatrzymania przed wjazdem na skrzyżowanie. w momencie wjazdu na pasy zobaczyłam, że światło zmienia się na żółte, więc dość gwałtownie zahamowałam za pasami,a przed skrzyżowaniem. nie widziałam świateł, więc mówię do siebie "ruszę, kiedy pojedzie kierowca za mną - on widzi sygnalizator" a tamten, w ciężarówie, po pewnym czasie jak nie zacznie trąbić! no to jadę, i zaraz za tym skrzyżowaniem egzaminator każe mi wjechać w małą uliczkę i zatrzymać samochód.
ja w panice, myślę już, że coś przeskrobałam i on otrąbi koniec egzaminu i przesiadkę, a tu nic, po prostu kazał zawracać. nie było bramy, "na trzy". ale też łaskawie, ulica była w miarę szeroka i naprawdę pusta.

najgorsza wpadka: przepuściłam faceta, który zbliżał się z lewej strony, na skrzyżowaniu równorzędnym. dlaczego? bo dojeżdżając, zdałam sobie sprawę ze zgrozą, że NIE WIEM, czy nie było znaku mówiącego, że wjeżdżam na drogę z pierwszeństwem. może nie zauważyłam? na wychylanie się przez okno w poszukiwaniu trójkątów nie miałam czasu.
usłyszałam, już znane mi, zrezygnowane "proooszę paaanni". i orientując się, że widocznie faktycznie miałam pierwszeństwo, łgam jak z nut: "wie pan, ja oczywiście zdaję sobie sprawę, że teoretycznie miałąm pierwszeństwo... ale ten człowiek zbliżał się z dużą prędkością (fakt), a ja tak się wlokłam (chyba rzeczywiście), że wolałam go przepuścić, bo nie wiedziałam, czy on ma zamiar zahamować...
bez odbioru. nie wiem, czy pan egz. kupił tę bajeczkę, ale pojechaliśmy dalej.

na szczęście już bezbłędnie. nawet miałam trochę miejsca, żeby się popisać, że umiem na biegu piątym...

wjeżdżamy do ośrodka od Hynka. ja myślę, że za dużo było tego "proooszę paaani", i że załatwi mnie odmownie, ale i tak zadowolona, że udało mi się tyle z nim pojeździć. pocieszałam się nawet (tym razem nie na głos), że to taka po prostu przydroga, ale skuteczna lekcja doszkalająca. zaczęła mi się przykrzyć ta cisza panująca w aucie, więc odzywam się głupawo: "nie wiedziałam, że tędy można wjechać do ośrodka". no naprawdę, co za dyrdymały, ale chciałam jakoś nawiązać rozmowę i nic innego mi nie przyszło do głowy.
w odpowiedzi słyszę: "pani jeszcze wielu rzeczy nie wie".
no tak, jasne, myślę, parkując we wskazanym miejscu, teraz dowiem się jak ja beznadziejnie jeżdżę... i że jeszcze muszę poćwiczyć, zanim...
egzaminator dramatycznie zawiesił głos, i po chwili:
"nie wie pani, że pani zdała. wynik pozytywny"
ja "och, och, niemożliwe" - i w bek!
on z uśmieszkiem, wypisując kwity: "niezadowolona? to piszę, że negatywny"

potem spytał jeszcze, który to raz. wystękałam, że pierwszy. nie wiedział? myślałam, że oni wiedzą! ale nie wiedział. i pogratulował!

podsumowanie: starałam się robić wszystko bardzo, bardzo dokładnie, jechać i hamować płynnie (dobry samochód - co pomogło.) i dynamicznie - to może "przemówiło" na moją korzyść. ale zasługa leży głównie po stronie egzaminatora, który, choć wyraźnie zrezygnowany i jakby znudzony - był tak naprawdę życzliwy. nie zrobił nic, żeby mnie zestresować. i, przyznać to muszę, wybrał nie najtrudniejszą trasę - nie było upiornych skrentów w lewo.

jednym słowem, można zdać mimo poczucia niepewności i potknięć.

Więc jeśli w dniu E na spotkanie Wam wyjdzie niewysoki pan o niebieskich oczach i siwiejącym wąsie, bądźcie dobrej myśli! jego spokojne podejście pozwoli wam pokazać wasze umiejętności od najlepszej strony, bez dodatkowego stresu.
Bardzo mu podziękowałam za bezstresową atmosferę, na co usłyszałam... zgadnijcie, co? oczywiście: "proooszę paaani..."
madame.narf
 
Posty: 1
Dołączył(a): sobota 21 listopada 2009, 20:32

Postprzez PanKierowca » niedziela 22 listopada 2009, 00:16

WORD Powstańców Śląskich
19 listopada
czas trwania egzaminu: 50 minut
zaliczony za pierwszym razem


Na egzamin zostałem wyczytany kilkanaście minut po godzinie, na którą miałem się stawić. Przywitanie w budynku, okazanie dowodu osobistego i marsz na plac manewrowy. W samochodzie egzaminator przekręcił kluczyk w stacyjce, kamera wystartowała. Jeszcze raz przedstawienie się i pytania formalne: "Czy chce pan przystąpić do egzaminu? Czy zna pan zasady?" Wylosowałem sprawdzanie poziomu oleju silnikowego oraz działania świateł pozycyjnych/postojowych. Włączyłem światła, wyszedłem z auta, wskazałem z tyłu i z przodu (Egzaminator: "Wystarczy jak pan powie czy działają"). Potem otwarcie maski; wskazałem miernik bagnetowy, powiedziałem jak się go używa i gdzie się wlewa olej silnikowy. Powrót do auta i przygotowanie do jazdy. Ustawiłem się na kopercie do jazdy na wprost i po łuku. Manewr wykonałem bez błędu. Dalej górka, nie wyczułem sprzęgła, za późno dałem gaz - silnik zgasł (a podczas kursu nigdy nie miałem z tym manewrem żadnego problemu). Druga próba, tym razem dużo gazu i poszło.

Wyjazd z ośrodka, potem w prawo w Piastów Śląskich, do samego końca, tam zawracanie na trzy z wykorzystaniem wjazdu do bramy. Wracając, hamowanie z zatrzymaniem we wskazanym miejscu. Na skrzyżowaniu z Powstańców Śląskich prosto (trzeba wybrać prawy pas i obserwować właściwy sygnalizator). Z Piastów Śląskich w prawo w Osmańczyka. Zaraz potem skręt w lewo, wjazd do strefy zamieszkania, tam zawracanie z wykorzystaniem wjazdu na parking podziemny. Ze strefy zamieszkania wyjazd w prawo, na skrzyżowaniu Osmańczyka z Piastów Śląskich prosto w stronę Carrefour. Wybrałem lewy pas z komentarzem, że zaraz za skrzyżowaniem prawy zanika. Na tyłach Carrefoura parkowanie skośne. Potem dalej tą samą ulicą, zakręt w lewo, wyjazd na Powstańców Śląskich (nakaz jazdy w prawo). Dalej w prawo w Maczka. Zawracanie na rondzie (skrzyżowanie z aleją Prymasa). Potem w prawo w Rudnickiego. Tu mi zgasł silnik, kiedy chciałem wykorzystać warunkowy skręt; w efekcie nie zdążyłem, strzałka zgasła. Na skrzyżowaniu z Broniewskiego egzaminator wykorzystał czerwone światło, by zapytać czy już wiem, jakim autem będę jeździł. Powiedziałem mu o samochodzie moich marzeń, a on się zrewanżował. Ta lekka konwersacja trwała do skrętu w prawo w Staffa (jednokierunkowa, ograniczenie do 30, progi zwalniające). Potem w lewo w Duracza (trzeba się zbliżyć do lewej krawędzi jezdni). Obok komendy policji w lewo w Żeromskiego (zatrzymać się tuż za przejściem dla pieszych przed ciągłą linią - bo znak stop). Skręt w lewo w Perzyńskiego. "Czy tu jest ograniczenie prędkości do 30?" - usłyszałem. W pierwszej chwili myślałem, że sprawdza czy patrzę na znaki. Więc odpowiadam od razu "nie". "To czemu pan się wlecze?" A ja po prostu zjeżdżałem do prawej krawędzi i zdjąłem nogę z gazu kiedy mnie zaczęły samochody wyprzedzać. Niesłusznie. Powinienem był jechać środkiem z 50 na liczniku. Egzaminator się zirytował i trochę sobie posłuchałem. Przy Rudnickiego nawieźli świeżą ziemię tam, gdzie przyuliczna zieleń. "Będzie tu ładnie wiosną" - powiedział, a ja poczułem, że atmosfera znowu się rozluźnia. Ale nie na długo. Na skrzyżowaniu z Maczka skręcałem w prawo, przepuściłem przechodnia, ale nie mogłem znowu wyczuć kiedy sprzęgło bierze (a miałem w pamięci, że mi już dwa razy na mieście silnik zgasł) i chwilę spóźniłem start. "No, przecież już pusto!", żachnął się. I znowu moje zachowanie na cenzurowanym... Kilkaset metrów dalej jest przejście dla pieszych, przy czym wejście z prawej strony na pasy jest tuż przy ekranach; gdyby ktoś się spieszył i wtargnął na jezdnię, to nie mam szans zauważyć go w porę. Więc chcąc zademonstrować troskę o pieszych, przy prędkości 50 km/h zdjąłem nogę z gazu. "Czemu pan zwalnia?!" Wyjaśniłem czemu, w odpowiedzi słyszę: "Tu obok jest latarnia, a tam w górze leci ptaszek, to może pan zwolni??" Z Maczka skręciłem w lewo w Powstańców Śląskich (dwa pasy do skrętu w lewo, jeden w prawo; trzeba się ustawić na środkowym). Potem w prawo w Piastów Śląskich i za przystankiem w prawo w uliczkę prowadzącą już do ośrodka WORD (nie wolno wjechać w tą zatoczkę, tylko ją przeciąć już przy samym skręcie).

Po zaparkowaniu na placu manewrowym i zgaszeniu silnika egzaminator omówił błędy, jakie popełniłem. Powiedział, że jeżdżę dobrze i jestem gotowy do samodzielnej jazdy, tylko powinienem zwrócić uwagę na te błędy i eliminować je. Miałem 4 n-ki: dostosowanie prędkości do warunków ruchu ("pan się boi prędkości" - wcale nie, ja się bałem przekroczenia prędkości, bo to bardzo łatwo zrobić, a przecież nie mogę co chwilę spoglądać na prędkościomierz; w innych przypadkach uznałem [może błędnie], że właśnie w danych warunkach powinienem jechać ostrożniej, czyli m.in. wolniej), zachowanie w rejonach przejść dla pieszych i wobec pieszych (byłem nazbyt ostrożny), dynamika jazdy (ach, te sprzęgło...) oraz sterowanie pojazdem (replay: ach, te sprzęgło... - silnik zgasł mi dwa razy, nie licząc jazdy pod górkę na placu manewrowym).

W sumie miałem dość prostą trasę i łatwe manewry. Dużym ułatwieniem był mały ruch na drodze (zdawałem przed południem, ale już po porannym szczycie). Egzaminator był w porządku, w miarę pozytywnie do mnie nastawiony. Preferował dobrą jazdę, nie oblewał z powodu głupstw. Egzamin trwał 50 minut, ale ten czas zleciał mi dość szybko. I z pozytywnym zakończeniem.
PanKierowca
 
Posty: 2
Dołączył(a): sobota 21 listopada 2009, 23:53

Postprzez M. » środa 02 grudnia 2009, 16:32

WORD
Powstańców Śląskich
Egzamin dnia 23.11.2009
ZDANE ZA DRUGIM RAZEM :D

Pierwsze podejście miało miejsce 2 listopada o chyba możliwie najgorszej godzinie-17stej.
Duży ruch, mało życzliwych kierowców, którzy śpiesząc się do domu nie wpuszczali biednej egzaminacyjnej elki.
Ale od początku...

Dnia 2 listopada, po zdanej teorii czekam na egzamin praktyczny.
Większość osób oblewa na placu- ja sama właśnie tego obawiam się najbardziej, chociaż łuk i górka zawsze wychodziły mi bez problemu.
Ale dziś mam nogi jak z waty- martwię się, że przez to za szybko puszczę sprzęgło i mi zgaśnie.

Po kilkunastu minutach wreszcie słyszę swoje nazwisko.
Ustawiam się grzecznie we wskazanym miejscu, i czekam jak na ścięcie.
Otwierają się drzwi, z pokoju wychodzi mój egzaminator- wiek średni, wzrost średni...i ogólnie jakiś taki średni :)
Przedstawia mi się, jakoś tak mało wyraźnie, usłyszałam tylko imię : Sławomir.
Idziemy do samochodu.
Komputer wylosował dla mnie wskazanie świateł pozycyjnych i sprawdzanie poziomu oleju- ok, nie ma sprawy.
Łuk wyszedł dobrze, chociaż Pan S. dosłownie biegał wokół samochodu, żeby sprawdzić czy czasem nie najechałam na linię.
Górka wyszła rewelacyjnie.
Czas na miasto...
Wyjeżdżamy z WORD'u i w prawo.
Zawracanie w jakiejś uliczce, które "niestety pani nie wyszło"- bo zgasł.
Następnie jeździmy po Żoliborskich, jednokierunkowych i dwukierunkowych uliczkach, parkowanie, ciągłe lewoskręty.
Pan Sławomir siedzi obok mnie jak pomnik, wydaje polecenia z takim wyprzedzeniem,że w ostatniej chwili wrzucam kierunkowskaz i muszę skręcać.
Punkt kulminacyjny:
wjeżdżamy na teren jakiegoś osiedla, i dostaję polecenie: "a teraz proszę jechać zgodnie z przepisami".
Myślę sobie- no dobra, gdzie ta pułapka ?
I w ostatniej chwili widzę przed sobą znak ZAKAZU WJAZDU.
Więc wciskam hamulec, wrzucam lewy kierunek, i chcę skręcić w lewo- bo mam taką możliwość.
I wyobraźcie sobie- nagle pan S. zahamował i zatrzymał samochód.
Nie wiem o co mu chodzi, więc pytam.
A on mi na to: "przykro mi , chciała pani wjechać za znak zakaz wjazdu."
CO? Przecież zobaczyłam ten znak, trochę późno, ale na tyle,że go nie przejechałam, i zdążyłam jeszcze skręcić.
Więc się z nim kłócę.
Na nic się to nie zdało.
Wracamy do wordu, i otrzymuję od Sławomira kwit z podaną przyczyną oblania, cytuję :
"zamiar wjazdu za znak zakazu wjazdu"
a pod spodem dopisek :
"interwencja!"
Wyzywam go w myślach od najgorszych, i od razu idę się zapisać na drugi termin.
Nie chcę tracić czasu na jakieś odwoływania , bo wiem, że rzadko kiedy są one uznawane.
Kolejny termin:
23.11. godzina 6.00 rano.
***

Za drugim razem trafiłam na przemiłego, starszego egzaminatora (chociaż na takiego nie wyglądał).
Od razu powiedział, że nie będzie stosował żadnych sztuczek, wszystko będzie jasne i klarowne, a polecenia będą wydawane odpowiednio wcześnie.
Łuk, górka- super.
Na mieście-co tu kryć- też.
Wspaniała atmosfera- pan egzaminator ciągle gada, opowiada dowcipy, śmieje się.
A ja razem z nim.
Dzięki temu wszystko wychodzi mi jakoś tak "naturalnie"- podczas pierwszego egzaminu zastanawiałam się nad każdym ruchem, a teraz? Po prostu prowadzę samochód- lekko , płynnie i z przyjemnością.
Nic nie gaśnie, nic nie szarpie.
Wszystkie zadania wykonałam idealnie- bo po prostu się nie stresowałam.
Wiedziałam, że zdam...i tak też się stało


:o
M.
 
Posty: 1
Dołączył(a): środa 02 grudnia 2009, 15:24

Egzamin na prawko na Radarowej.

Postprzez zakopianka21 » środa 02 grudnia 2009, 17:20

1 grudnia o godzinie 12.45 rozpoczełam swoj trzeci egzamin praktyczny... Radarowa.

Pierwszym razem nowy yaris tak mnie zaskoczyl, ze nie byłam w stanie nad nim zapanowac, co stresowało mnie dodatkowo. Caly kurs robilam na starszym modelu. No cóż. Pani egzaminatorka oblała mnie, gdy cofałam z miejsca parkowania (wczesniej huknelam w kraweznik przy parkowaniu), cofam powolutku, nagle szzz... mija mnie dziarski dziadek na rowerze. "Czy pani widziala rowerzyste"? Skłamalam, mowiac niepewnie: "Yyy, tak widzialam...". Egzaminatorka wyczula klamstwo i przerwała egzamin. Po otrzymaniu akrusza egzaminacyjnego, wyszlam z auta urazona, byłysmy na Radarowej... Wiec na piechote ide na zapis na kolejny egzamin za dwa tygodnie. Wczesniej musialam poszukać bankomatu, bo w okienku nie honorują kart kredytowych uh.

Przed drugim egzaminem pare godzin jazd doszkalających. Z perspektywy czasu oceniam instruktora slabiutko, za brak zaangazowania i olewanie kursanta. Widac, ta praca to męka dla niego. Egzamin. Poległam na górce (przy nowej yarisce zastosowalam metode z 5cio biegowej i to był bład). Shame on me. Ale poprosilam egzaminatora o wyjazd na miasto, mimo ze juz byłam na przegranej pozycji. Jazda po miescie nie trwała dlugo. Jeżdzilismy po małuch mańkach, jedziemy prosto, mijamy równorzedne, nie mowi zadnych koment, jade dalej i.... Po hamulcach mi. Wjechałam na zakaz wjazdu.

No cóz... Nauczona doświadczeniem wiedziałam juz czego rządać od instruktorów - pokazania mi pułapek na trasie egzaminacyjnej. Koniecznie. Bezwarunkowo chce znac wszystkie pułapki i haczyki na trasach WORD'a na Okęciu.

Cdn...
zakopianka21
 
Posty: 2
Dołączył(a): wtorek 01 grudnia 2009, 17:54
Lokalizacja: Warszawa / Zakopane

RADAROWA riders.

Postprzez dywa » piątek 04 grudnia 2009, 23:29

Postanowiłam napisać, ponieważ wasze relacje miały bardzo pozytywny skutek na wynik mojego egzaminu.

Zdałam za drugim podejściem, RADAROWA.

1 podejście, negatywny.
Wymusiłam na rondzie. Dlaczego? Jeżeli przez 40 minut słucha się osoby egzaminującej "czemu tak wolno?! dynamiczniej! szybciej! jedziemy! na co pani czeka?! już 10 samochodów bezsensu pani puściła! szybko!"... no to nie ma co się dziwić, że człowieka nerwy puszczają.
Chciałam coś raz na tym egzaminie zrobić dynamicznie i szybko, no więc zrobiłam... wymusiłam na rondzie.

Rada: jeżeli trafi wam się taki egzaminator, nie dajcie się sprowokować. Niech on sobie tak gada do siebie przez tą godzinę z kawałkiem, a wy spokojnie róbcie swoje, najlepiej jak potraficie.

podejście 2, pozytywny
Wszystko zalezy od egzaminatora, oczywiście jeśli wyjedziecie z placu ;)
Trafi wam się burak - macie pecha.
Trafi wam się kumaty - zdacie.

Trafił mi się koleś który powiedział mi zanim wsiedliśmy do samochodu, ze siedzenie w poczekalni może mnie wykonczyć.
Sluchanie tekstów "ja już 7 raz podchodzę", "ja dopiero drugi", "ci egzaminatorzy są wredni", "najlepiej dac łapówkę..." - nie jest zbyt motywujące.

Jechałam tym samochodem na egzaminie i widzialam błędy jakie teoretycznie mógł by mi uznać, tu lusterko trochę źle ustawione (bałam się poprawić), tutaj lekko zjechałam z górki (już na miescie), gdzies tam mogłam przepuścić pieszego (może), dwa razy się podrapałam po nosie... mógł mnie oblać. Serio. Ten pierwszy egzaminator już by mnie oblał za takie drobinki.

Ale ten za drugim razem nic. Jechaliśmy dalej.

Fajnie się jechało, bo nic nie gadał. Same komendy. Zawsze mnie pięć razy pytał czy rozumiem polecenia. Super. Zero stresu = 100% koncennntracji.

Wniosek końcowy:
Prawko to nie kurs na kosmonautę. Bardzo ważny dokument. Bardzo ważna umiejętność obecnie. Gdybym nie zdała wiem, że w nagłej sytuacji (porodu sąsiadki) wsiadła bym za kółko bez uprawnień i zawiozłabym ją na porodówkę.
Znam ludzi którzy jeżdżą bez uprawnien, bo im taniej wychodzi, niż walić kasę w egzaminy.
Są egzaminatorzy, którzy zaczynają to rozumieć. Ale są też tacy, którzy w dalszym ciągu doszukują się błachych błędów, albo co gorsza - dekoncentrują. Czy nie rozumieją, że po 30 godzinach jazdy samochodem można nie wiedzieć naprawdę WIELU rzeczy i mozna być naprawdę NIEDOŚWIADCZONYM kierowcą?
Mój tata twierdzi, że też by nie zdał... od ponad 25 lat jeździ samochodem - bez wypadków!

Dla mnie to kwestia szczęścia.
Ja go mialam dużo za drugim razem, i tego wam życzę.

Jeszcze raz dzięki za to forum.
dywa
 
Posty: 1
Dołączył(a): piątek 04 grudnia 2009, 22:51

Egzamin na Radarowej

Postprzez zakopianka21 » sobota 05 grudnia 2009, 18:04

Okęcie... Dokańczam swoją historię sprzed dwóch postów. Trzecie pojejscie. Przejechalam ponad 500 kilosów na egzamin, gdyż miesiąc temu przeprowadzilam sie, ale mialam ambicje by prawko zdobyć w Warszawie.

Dzień przed egzaminem wykupilam dwie godziny doszkalające. Instuktora poprosiłam, bysmy jezdzili po trasie egzaminacyjnej i by pokazał mi wszystkie pułapki i haczyki na drodze. Nie pamietam ulic, ale wjechalismy tam gdzie znak stop, na doge gdzie, ktora konczy sie zakazem wjazdu, na droge jednokierunkową z linia ciagła po lewej stonie.... To pułapki, na ktorych łapią egzaminatorzy!!! Warto jest poznac. Poćwiczyłam też "górke". Tym razem poznalam nowy sposob na ryszanie. Wcisnac sprzęgło, delikatnie wcisnąć gaz obserwując obrotomierz, delikatnie ocipinke zwolin sprzeglo i szybko docisnac delikatnie gaz jednoczesnie odpuszczając hamulec awaryjny... Ufff.. nie gaśnie! Rusza do przodu dziarsko!

Na jazdach tych jednak szlo mi slabo, popelnialam bledy, a jutro egzamin... Przed egzaminem jedna godzina doszkalająca. I tutaj musze polecic Marcina z coliny, ktory jest równie przystojny, co kompetentny i życzliwy. Prowadziłam slabiutko popelnianiac blędy, no wstyd po prostu i to przed examem brrr, ale Marcin wszystko cierpliwie mi tłumaczył, dodawał otuchy. Ćwiczylismy ronda z tramwajami, ktore wczesniej budziły moje przerazenie. Ćwiczylismy do skutku.

Wreszczcie wybiła godzina zero. Zjadłam dwa czekoladowe batoniki, by stres nie sciskal mi żołądka. Pomogły! W czasie jazdy na miescie bylam zrelaksowana i spokojna, choc wczesniej chcialam zwiać z egzaminu! Mój egzaminator, pan Jan N. starszy korpuletny pan, ktory - gdy mialam powiedziec o oleju, to szortko zrocil mi uwagę na sposob mojego mowienia. Pozniej okazalo sie, ze faktycznie jest niemiły, nerwowy i szorstki własnie. Ale nie wyprowadził mnie z równowagi. Byłam potulna jak trusia. I robiłam swoje.

Łuk okay, na gorce raz mi zgasł, powtorka - ym razem ruszyl do przodu, ale noga na sprzegle drżala jak galareta. Wyjazd na miasto od srony Hynka, dalej na Radarową i padlo polecenie "prosze zawrocic". Zarocilam wykorzystując zwjazd, dalej parkowanie prostopadle. Gładko. Jazda dalej na Radarową i w lewo. Uwaga: oraniczenie do 30. Przekroczylam predkosc o 8km i dostalam pierwszego minusa. Pan Jan zgasił mnie, bo manewry kometowalam na głos. Czy coś w tym złego?! Dalej komentowalam od czasu do czasu. Cisza mnie stresowala. Pare razy mialam polecenie zawracania - bez sprecyzowania w jaki sposob. Hmmm. Zawsze szukalam zjazdu lub zatoczki, bałam sie zawracać na drodze.

Dziwne była dla mnie komeda, by zatrzymać sie w wyznaczonym miejcu. Wydedukowalam, ze nie chodzi o awaryjne. Mialam rozpedzic sie i zatrzymać sie przy bannerze. Jade i zarzymuje sie przy banerze. Pan Jan zbeształ mnie. Bo ponoc miałam zatrzymac sie bardzo blisko krawęznika. Przeprosiłam twierdząc, ze nie zrozumiałam komendy.

Nastepnie jezdzilismy po rondzie z trawajami, a wczesniej wjechalismy w pułapkę, ktorą na szczescie cwiczyłsm dzien wczesniej - ulica ze znakiem stop. Jedziemy jedziemy, nagle pan Jan zaczyna na mnie krzyczeć. Rany! Przerazłam sie robiąc oczy jak pięc zlotych. W poprzek na skrzyzowaniu stalo auto, maską zbyt wysuniete w prostopadła droge, ktora jechałsm. Uznalam ze odleglosc jest bezpieczna, wiec go nie wyminelam. Egzaminatorowy poszly nerwy, bo mnie orzyczał, ze jestem nieuwazna. Jednak nie przerwal egzaminu. Moim znaniem odleglosc byla bezpieczna. Przeprosilam i zrobiłam mine niewinniątka. Pojezdzilismy sobie w sumie 51 minut. Wrocilismy do ośrodka WORD. Pan Jan wypelnia arkusz egzaminacyjny głosno kometując. Suma sumarum nie popelnilam podwojnych bledow, wiec wynik wyszedł pozytywny. Hurra!

Moje rady:

- przed egzaminem warto wziac pare godzin doszkalających po trasie egzaminacyjnej i poprosic instruktowa o pokazanie "haczyków", by żaden nie zaskoczyl na egzaminie.

- być grzecznym dla egzaminatora, nawet jak krzyczy na was. Pkorne ciele dwie matki ssie. Nie dac sie sprowokować do kłótni, najlepiej od razu przepraszać i dziekować za krytyczne uwagi.

- czekolada przed egzaminem. Im więcej tym lepiej! Rozluźnia niesamowicie. Mnie pomogła.
zakopianka21
 
Posty: 2
Dołączył(a): wtorek 01 grudnia 2009, 17:54
Lokalizacja: Warszawa / Zakopane

Re: Egzamin na Radarowej

Postprzez rai » niedziela 06 grudnia 2009, 20:17

[quote="zakopianka21"]
Dziwne była dla mnie komeda, by zatrzymać sie w wyznaczonym miejcu. /quote]

no właśnie - chciałabym usłyszeć od kogoś, że w szkole jazdy instruktor wytłumaczył mu na czym polega na egzaminie zadanie "hamowanie do zatrzymania w wyznaczonym miejscu". Ja uczyłam się w jednej z warszawskich szkół, w drugiej miałam jazdy doszkalające. Nawet nikt się nie zająknął, że trzeba zatrzymać się przy krawężniku czy krawędzi jezdni, a nie stanąć jak święta krowa na własnym pasie... :oops:
na poprzednim egzaminie egzaminatorka zwróciła mi na to uwagę, że stoję za daleko od krawężnika, więc gdy teraz zdawałam - tuż przed moim egzaminem jakaś dziewczyna właśnie na tym oblała :( byłam już mądrzejsza, a po zdanym egzaminie (wykonałam to zadanie poprawnie) zapytałam jeszcze egzaminatora... Tak więc trzeba zbliżyć się do prawej strony i zatrzymać we wskazanym miejscu...

mnie też się w końcu udało zdać - na Radarowej :) pojechałam zrezygnowana, z mocnym postanowieniem, że jeśli teraz ktoś mnie obleje - zabieram papiery gdziekolwiek indziej i już
nie było jednak takiej potrzeby :) egzamin trwał dokładnie 34 minuty, i choć po przyjeździe do ośrodka egzaminator próbował na mnie krzyczeć, że za wolno jechałam Hynka (dozwolone 60, ja jechałam 52 km/h), ale powiedziałam, że poprzedni egzamin oblałam tylko i wyłącznie za przekroczenie prędkosci, więc się nie dam podpuścić.... uśmiechnął się tylko i powiedział: "no dobrze, dobrze, nie mam się do czego przyczepić - wynik pozytywny, bardzo fajnie pani jeździ, powodzenia i szerokiej drogi" - z rozbrajającym uśmiechem...
zastygłam w bezruchu... i poryczałam się ze szczęścia :)

powodzenia - nigdy nie trzeba tracić nadziei :lol:
rai
 
Posty: 3
Dołączył(a): piątek 28 sierpnia 2009, 13:56

Postprzez pogribow » poniedziałek 07 grudnia 2009, 13:51

Ja zdawałem drugi raz na Radarowej. Za pierwszym razem (może ze stresu, może z braku wyczucia) skiełbasiłem wzniesienie. W sumie moja wina bo uczyłem się na 5-cio biegowej, a tej egzaminacyjnej nie wyczułem i klapa. Egzaminator był bardzo miły i proponował mi rundę po mieście. W tym całym "stresie" nie skorzystałem z tego i żałowałem.

Dziś (Poniedziałek) o 6 rano (nie wiem co mnie podkusiło n na tą godzinę) zdawałem po raz drugi. Dzień wcześniej wziąłem 2h na rozklekotanej 6-cio biegowej. Rano było ciemno i lało. Na szczęście egzaminator trochę sobie ponarzekał na moją jazdę ale...zaliczył 8) Potem na do widzenia powiedział, że chyba nie żałuję, że właśnie wybrałem ową godziną.

Jak ktoś chce przygotowałem trasę zaznaczoną na mapie. Okolice znałem prawie na pamięć i to pomogło.
pogribow
 
Posty: 3
Dołączył(a): poniedziałek 07 grudnia 2009, 10:42
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez myszs » wtorek 15 grudnia 2009, 14:49

Odlewnicza- 3 podejście, wynik pozytywny.
Na wstępie chciałbym pocieszyć ludzi, którzy nie zdali za "n" razem na odlewniczej.
Proszę się nie martwić, ponieważ zdany egzamin zależy głównie od egzaminatora. Niestety, ale taka prawda; egzaminator jak chce, to zawsze się do czegoś przyczepi. (mojemu koledze wpisał wynik negatywny za: "zachowanie świadczące o możliwości spowodowania zagrożenia w ruchu drogowym" -śmiech na sali, tym bardziej, że z tego co kolega mówił, to żadnego zagrożenia nie było).
Za pierwszym razem- rzekome nie ustąpienie pierwszeństwa pieszemu. (typ stał za krawężnikiem i gadał przez telefon, ewidentnie nie chciał przejsc przez pasy, nawet po zatrzymaniu samochodu przez egzaminatora, ten człowiek nie przeszedł przez pasy).
Co ciekawe, w samochodzie egzaminacyjnym nr. 15 trzymają hamulce ;) TAK TAK, ale nie ze względu na egzaminatora, który mógłby trzymać nogę na hamulcu.

Za 2 razem, podobna sytuacja, nie będę jej opisywał.

Prawdę mówiąc ja już zaczynałem wątpić w swoje umiejętności, a za kierownicą siedzę od 8 roku życia.
Mój instruktor "odpoczywał" podczas moich jazd, nie miał żadnych zastrzeżeń, nawet się pytał skąd mam takie umiejętności na 1h jazd.
Przed 2 egzaminem wykupiłem sobie jazdy doszkalające, u innego egzaminatora, żeby pojeździć na 6- biegowej skrzyni (jeździłem na dieslu 5-biegowym)
O dziwo, powiedział tak, jak mój instruktor ze szkoły jazdy. Może zacytuję: "jeździsz na prawdę <&%#$@>, nawet nie mam się do czego przyczepić. Idź i zdawaj".

Jestem święcie przekonany o tym, że gdybym trafił na innego egzaminatora + samochód nr. 15, to wynik miałbym negatywny, choćby dlatego, że podczas parkowania prostopadłego nie zauważyłem zaspy, która była przed krawężnikiem i lekko w nią wjechałem. Wystarczyło "przepraszam", a egzaminator: "nie ma problemu, samochód stoi prosto, więc proszę wyjeżdżać".

Po powrocie do ośrodka nie chciał mi wierzyć, że to moje 3 podejście, bo jego zdaniem, jeżdżę b. dobrze, przewiduje zagrożenia na drodze, etc.

Wszystkim zdającym z całego serca życzę takiego egzaminatora jak Władysław W.

Pozdrawiam!
myszs
 
Posty: 2
Dołączył(a): wtorek 15 grudnia 2009, 14:28

Postprzez naimi » czwartek 17 grudnia 2009, 00:04

WORD Odlewnicza
15.12.2009 godzina 16.00 [ciemno i zimno]
Czas trwania egzaminu : 16:15 - 17:07 [52 min]
Podejście - pierwsze
Wynik - pozytywny :D

Przed egzaminem duzo mi dalo to co tu przeczytalam, wiec i swoja przygode z egzaminem opisze, moze komus sie przyda :wink:
Teorie zdalam niecale 2 tygodnie wczesniej, wiec przyjechalam juz na sam egzamin praktyczny. Godzina wyznaczona - 16ta, zostałam wywolana ok 16:10.
Pan egzaminator zaproponowal zebym sobie wybrala samochod. Spytalam sie czy jest nr 13 - okazalo sie ze byl :D Powiedzialam ze skoro na teoretycznym stolik 13 okazal sie szczesliwy to i samochod musi taki byc :)
Wsiadłam do autka, Pan sie przedstawil, zapytal czy znany jest mi sposob przeprowadzania egzaminu i takie tam.. wszystko sie nagralo. Poprosil zebym sie przygotowala do jazdy: lusterka, fotel itp. wsiadl i powiedzial ze komputerowo zostalo wylosowane dla mnie:
1. sprawdzenie sygnalu dzwiekowego :lol:
2. sprawdzenie dzialania swiatel przeciwmglowych.
zatrabilam, wlaczylam swiatla i je zaprezentowalam egzaminatorowi. Powiedzial dobrze i wsiedlismy spowrotem do samochodu.
Poczatek luku.
Zostalam poproszona (jak egzaminator przesunie slupek) o zatrzymanie sie za miejscem postojowym[koperta]. Slupek trafil na swoje miejsce - zostalam poproszona o cofniecie. Rozpoczyna sie luk. Na kursie luk szedl mi perfekcyjnie - wiec nie balam sie ze mi sie nie uda.. i tu blad. Jazda na wprost - ok, cofanie - najechalam na linie... Powtorka. Troche sie zdenerwowalam, ale spokojnie wykonalam manewr jeszcze raz - juz bez bledow.
Górka.
Zatrzymalam sie przed gorka, egzaminator wysiadl i poprosil zebym zatrzymala sie na polowie wzniesienia, reczny, i podjazd - wykonany bezblednie [a tego sie obawialam ;)].
Po gorce przyszedl czas na jazde po miescie. Zanim wyjechalam, nogi mi sie zaczely trzasc.. wiedzialam ze na miescie jak tylko bedzie chcial, bedzie mnie mogl oblac za wszystko..
I teraz uwaga:
Jak jedziemy w strone wyjazdu z placu, tuz przed szlabanem jest drozka z prawej strony, z ktorej czasem jada samochody. Maja tam znak"ustap pierwszenstwa" wiec nie przepuszczamy ich tylko jedziemy (tuz przed moim egzaminem obserwowalam jak jedna elka stala czekajac az samochod przejedzie a ten stal bo wiedzial ze nie ma pierwszenstwa), tuz za szlabanem sytuacja odwrotna - samochody z prawej maja pierwszenstwo - znaku nie ma.
Wyjechalam z osrodka w prawo, za torami w prawo (upieklo mi sie - pieszych - brak, tramwajow - brak, a jedyny samochod jadacy z lewej skrecal w prawo ) 8), potem prosto, do skrzyzowania ze swiatlami- na nim w prawo [prywata - dziekuje kursantce z "L"ki za mna za kciuki - widzialam, dodaly otuchy :)], prosto do skrzyzowania bez swiatel i w lewo. Potem byly juz jakies osiedlowe uliczki, przejazd w strone trasy torunsiej, trasa za rondo polonez i przed stacja benzynowa w prawo i dalej zgodnie z pierwszenstwem. I znowu uliczki osiedlowe. Z zadan mialam:
Hamowanie w wyznaczonym miescu (pierwsze podejscie zawalilam, bo zatrzymalam sie nie przy prawej krawedzi jezdni, kolejne juz ok),
parkowanie prostopadle,
zawracanie na 3,
zawracanie,
i to wszystko co pamietam ;)
Jak mnie ktos puszczal, pytalam sie czy moge jechac - egzaminator odpowiadal mi "Gdyby mnie tu nie bylo, Pani nie miałaby sie kogo pytac". Sprawial caly czas wrazenie takiego, ktory przyczepia sie wszystkiego. Praktycznie na samym poczatku to wyczulam, i sie - zrelaksowalam. Mialam wrazenie ze chce mnie oblac wiec z takim przekonaniem jechalam - ale starajac sie robic wszystko idealnie. O dziwo dzieki takiemu jego zachowaniu wyluzowalam sie ;)
Wracajac do osrodka nie bylam pewna czy jest ok. Dojechalismy, poprosil zebym zaparkowala tylem. Zaparkowalam, wylaczylam silnik i czekam. Egzaminator :" No musze powiedziec ze calkiem niezle, egzamin oczywiscie zaliczam pozytywnie :D" Potem cala papierkologia, gratulacje, zyczenia bezpiecznej jazdy i do widzenia :D
Chyba z zadnego dokumentu jaki do tej pory wyrobilam az tak bardzo sie nie cieszylam :)
Powodzenia wszystkim zdajacym - spokojnie i z wiara w swoje umiejetnosci a bedzie ok :)
Pozdrawiam 8)
naimi
 
Posty: 3
Dołączył(a): środa 16 grudnia 2009, 23:29

Postprzez monikaa1988 » środa 23 grudnia 2009, 00:28

zdałam 08.12.2009 na radarowej w warszawie czuję się zobowiazana napisac cos od siebie! egzaminator byl w porzadku, nie czepial sie szczegolow, ewidentnie nie chcial mnie oblac bez przyczyny. Na poprzednim egz. koszmar, egzaminator machał rekoma... jak w teatrze, jakby nie mogl mnie oblac jesli rzeczywiscie popelnilam blad... wiec tym razem bylam gotowa na wszystko. Zgasl mi silnik, przy wyjezdaniu z osrodka, wiec juz myslalam, ze to koniec (zgasl mi z 2 razy na caly egz). Cholera, zawsze pamietam, ze jest z gorki... Odstresowalam sie przez to, myslalam ze juz obleje mnie, ale co ma byc to bedzie wkoncu i pojechalam.. maksymalnie skupiona. Znaki, linie ciagle, skrecanie z jednokierunkowej w lewo, wszystkie rownorzedne, czyli poprostu podstawy.. Grunt to sie nie stresowac, co wydawalo mi sie 15 min. przed egz. nieosiagalne a jednak... zero stresu:) Moj egz. trwal ok. 25 minut.......!!! Godz. 12:00, ruch minimalny, pelno elek na osiedlu. Po wyjezdzie z osrodka, zaraz na radarowej parkowanie prostopadle, ktore na jazdach tego samego dnia nie wychodzilo idealnie, na egz. poszlo swietnie:) tylko to parkowanie. na bakalarskiej, ewentualnie gdzies w okolicach, dostalam polecenie rozpedzdzic samochod do 50 i w wyznaczonym wczesniej punkcie zatrzymac auto w bezp. sposob......... Jesli zrobi sie blad, polecam sie tlumaczyc, jestesmy in plus dla egzaminatora. Nie gadamy jak najeci, tylko zeby wiedzial, ze mamy chociaz swiadomosc, a niektore rzeczy poprostu wynikaja z calej stresujacej sytuacji jaka jest egzamin. Nie obylo sie oczywiscie bez komentarzy, wszystko pani wie, a zle pani robi, aale bez zadnych wymyslnych komentarzy i marudzenia. Sztandarowe rondo z tramwajami, hynka z krakowska bodajze, zawracanie z korotynskiego w grojecka, pozniej zawracanie na 3 i z wykorzytsaniem infrastruktury. Kiedy zajechalam do osrodka, nowina zostala mi objawiona po wypelnieniu calego protokolu, czyli jakies 5 min. nie bylam pewna... aczkolwiek przeczuwalam. Ludzie jesli widzieliscie 8. 12. 09 smiejaca sie dziewczyne, sama do siebie zreszta, to pewnie bylam ja........... nie moglam sie opanowac!! Wczesniej przejrzalam mapki satelitarne google, co mi pomoglo w obtrzaskaniu sie gdzie sa wieksze ulice i polecam jezdzic, jezdic i jezdzic. Moja udana proba to.... 4, a wydane pieniadze na jazdy doszkalajace to fortuna. Ale mysle, ze nie da sie tego przeskoczyc. Pzdr wszystkich zdajacych, 3mam kciuki i malo oryginalne... ale za ktoryms razem uda sie ( dewiza mojego fathera) PZDr!!!!
monikaa1988
 
Posty: 1
Dołączył(a): poniedziałek 21 grudnia 2009, 23:34

zdawałam na Bemowie o 9.00 rano:)

Postprzez Agula2121 » środa 06 stycznia 2010, 14:05

BEMOWO
1 podejście 6.01.2010 praktyka- negatywne
2 podejście 22.01.2010 praktyka - to się jeszcze okaże


witam:) zdawałm na Bemowie o 9.00 rano byłam w ośrodku a na plac wyruszyłam ok 9.50. Placyk super(a najbardziej bałam się łuku), tylko trochę sprzęło zaczęło śmierdzieć przy przejezdzaniu przez gorke :P a do pokazania miałam jak się sprawdza olej w silniku i światła mijania. no i pojechalismy na miasto bez żadnego stresu. gasł mi pare razy przy ruszaniu ale jakoś poszło :) no i oczywiście miałam skręcić w lewo i w lewo na swiatłach a potem gdzieś w prawo i tam parkowanie po prawej stronie prostopadłe i dalej zawracanie na 3, wszystko ok. potem gdzies tam pojechalismy juz nie pamietam no i dwa razy przekroczyłam prędkość :ups: no i egzamin negatywny ale co tam jade dalej dojechałam do ośrodka facet mowi że wszystko super tylko to przekroczenie prędkości :( raz przekroczyłam o 7km/h a drugi raz o 5km/h a w karcie mi wpisał ze o 10km/h ale juz dałam sobie spokoj. Egzaminator taki sobie, mało mowny, starszy Pan, bez usmiechu na twarzy. no nic przez swoją głupote zawaliłam ale szczerze mowiąc wcale nie zauwazyłam tych znaków. nastepny egzamin 22 stycznia tez o 9.00. chciałabym trafić na tego samego Pana i mieć znowu tak prostę trase jak teraz bo już prostszej to nie mogłam mieć :P jedno co mnie pociesza to to że wróciłam sama do ośrodka bo przedemną oblewali na placu albo wracali juz jako pasazerowie do ośrodka. Trzymam kciuki za tych co jeszcze dzisiaj bedą zdawać i wogóle:)
Agula2121
 
Posty: 2
Dołączył(a): środa 06 stycznia 2010, 13:35

Postprzez maciek3131 » wtorek 12 stycznia 2010, 00:47

WORD Bemowo (-6*, bez opadów, ale śnieg na ulicy)
11.01.2009 godzina 17.00
Czas trwania egzaminu : 18.20 - 19.18 [58 min]
Teoria - za pierwszym +
Praktyka- za pierwszym +

Wiec tak stawiłem sie o 17.00, Starszym pan poprosił nas do pokoju numer 1. Tak 5 minut tłumaczenia co i jak i do dzieła. Pytania miałem prawie wykute na pamięć wiec poszło gładko, ZERO BŁĘDÓW :) skończyłem ok 17.20 i teraz godzina czekania na wywołanie. Byłem chyba 5. Przywiawszy sie z kolesiem wszystko było fajnie, jak spacerowaliśmy do auta to zagadał ze robię sobie prezent na 18 (ponieważ 2 dni przed miałem urodziny) , a ja tak tak i a tym skończyła sie rozmowa dzisiejszego dnia:) Wylosowałem spryskiwacze i kierunki. Normalnie włączyłem lewy obszedłem samochód potem prawy i spoko. Spryskiwacze pokazałem gdzie sie dolewa i tez oki. Teraz do środka. Siedzenie, lusterka i na łuczek. Troszkę sie przestraszyłem bo kazał mi od początku patrzeć na tylna szybę (sposobem na przyjaciela) a ja nauczyłem sie na lusterka a dopiero potem z ta reka, ale wszystko poszło ok. Podjazd malina nic nie zjechało. Apropo ktoś pisał ze auta maja cos ze sprzęgłem, ja trafiłem na okaz z 7tys przebiegu i sprzęgło chodziło ok tak samo jak w tym co sie uczyłem :) Plac ok teraz na miasto:
Z ośrodka w prawo, od razu kazał hamować przy znaku, a z tym nie ma problemu. Na skrzyżowaniu w lewo i od razu w lewo na parking tam na długości 50m stał jeden samochód i obok niego miałem zaparkować równolegle, NO PROBLEM :) Dalej w jakieś uliczki i w garaże na Ul.Himalajskiej i tam zawracanie na 3 ze wstecznym, potem słynna krzyżówka ze znakiem STOP i w lewo potem w prawo kolo ośrodka i prosto następna krzyżówka w prawo i od razu w osiedlowa uliczkę zawracanie na 3. Następnie powrót kolo ośrodka w prawo i gdzieś tam w uliczki jedno kierunkowe , zawracanie na rondzie pod wiaduktem (pierwszy raz byłem) i teraz juz wiedziałem ze wszystko jest oki. Naprawdę dobrze mi szło :) I teraz prosto do ośrodka i zaliczone na POZYTYWNY :) Koles nic sie nie odzywał i na koniec mi powiedział : ,,takich jak Pan nie spotkałem wiele, naprawdę świetnie Pan jeździ, proszę tego nie zmarnować,, (trosze latało sie po parkingach na ręcznym, jotka i te sprawy) ;]

PORADY:
1. W tym przypadku stres jest naszym przyjacielem, jest sie bardziej skupionym na drodze
2. Nie szukać kolegi w egzaminatorze, po co, on tylko wydaje ,,rozkazy,,
3. Nie szarżować, jeździć spokojnie , z opanowaniem
4. Jazda w śniegu jest naprawdę dobra, ja jechałem cala drogę 40km/h i wszystko obserwowałem, nie ma sie czego bać
5. Uważać na omijane pojazdy na poboczu, jak sie wjeżdża na sąsiedni pas nie zapominać o KIERUNKACH (ja zapomniałem)
6. Co do teorii to chodzi tylko oto aby caly czas robić testy i jak sie skończy to wracać i patrzeć co źle i co dobrze i tak naprawdę kuć odpowiedzi (ja sie tak wykułem ze patrząc na obrazek wiedziałem czy A B czy C )

I jedna prawdziwa ZASADA:
Jak sie umie jeździć to sie zda w Warszawie, w Łomży, w Poznaniu i w Toronto to sa te same drogi :)

Myślę ze pomogłem wam jak to forum pomogło mi :)
maciek3131
 
Posty: 2
Dołączył(a): poniedziałek 11 stycznia 2010, 22:08

Postprzez pamelo » wtorek 12 stycznia 2010, 12:41

Egzamin odlewnicza – 1 podejście – zdany;))))
11.01.2010 teoria na godz 18, wylosowano mnie jako ostatnią z grupy po 19
Warunki atmosferyczne: zalegający na poboczach i miejscach do parkowania śnieg, na jakieś 20 – 30 cm
Pierwszy błąd na łuku, na samym końcu trochę za płytko wjechałam tyłem
Miasto – parkowanie od razu pod Word, gdzie i tak śnieg lekko mnie powiózł, ale zaliczone, cóż nie będę opisywać trasy, miejsca znałam z kursu.
No i najdziwniejsza sytuacja, na samym początku na Annopol wyszedł mi na drogę facet, stanął i stał, a jak się przed nim zatrzymałam to nas zbluzgał, w sensie mnie i egzaminatora.
Egzamin był stresujący, jak każdy egzamin, dla mnie nie jak każdy, ponieważ niestety należę do osób którym nauka jazdy nie przychodzi łatwo, wręcz muszę się przyznać, ze miałam chwile zwątpienia w trakcie nauki, ale trafiłam doskonale, mój egzaminator samym swoim sposobem bycia uspokajał mnie, choć oczywiście nie robił nic w tym kierunku, to jednak miałam takie wrażenie.
Co mogę poradzić:
Nawet jak znacie trasę którą jedziecie, to bądźcie maksymalnie skupieni, na znakach, sytuacji na drodze i otoczeniu, mi parę razy analiza sytuacji wyrwała się na głos, tak samo, gdy trochę za późno zmieniałam bieg na wyższy i mam wrażenie, że to tez mi trochę pomogło, egzaminator miał świadomość, ze rozumiem sytuację na drodze i zdaję sobie sprawę z własnych niedociągnięć. Dodam jeszcze, ze po mieście jeździłam godzinę.
No i jeszcze raz skupienie, mi to pomogło uniknąć sytuacji, która na egzaminie interpretowana jest jako wymuszenie przy zmianie pasa.
Na koniec życzę wszystkim powodzenia i takiego egzaminatora jak mój;) Panie Andrzeju: wszystkiego co najlepsze!!!
pamelo
 
Posty: 6
Dołączył(a): wtorek 12 stycznia 2010, 06:30

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Ośrodki egzaminowania kierowców

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 4 gości