Teorię zdałam 4 grudnia, za pierwszym razem 74/74 ptk
Uznałam, że wolę zaliczać teorię i praktykę w różnych terminach, bo za dużo stresu na raz. Poza tym czułam, ze potrzebuję jeszcze dodatkowych jazd.
W sumie z instruktorem wyjeździłam 44h. Ostatnie 2h miałam na dzień przed egzaminem praktycznym.
Egzamin praktyczny był w piątek 3 stycznia na 9.30.
Pojechałam z mężem, żeby nie udzielała mi się nerwowa atmosfera w poczekalni. Skutecznie mnie zagadywał i rozśmieszał. Na plac wyszłam przed g.10 i ku mojemu zaskoczeniu przywitała mnie kobieta. Jakoś nie wpadłam na to, że może mnie egzaminować kobieta. Wmawiałam sobie, że będę wozić naburmuszonego Pana Prezesa, a tu taki mały zonk
Pani Gabriela S., drobniutka, z długim blond końskim ogonem przywitała się kulturalnie, zaprosiła do auta nr 16. Proszę, dziękuję. Zaczyna się miło (myślę sobie). Stres trochę poszedł na bok. Starałam się skupić na tym co robię.
"Byle wyjechać na miasto" (powtarzam sobie w duchu).
Płyn, światełka, bez problemu. Teraz przygotowanie się do jazdy. "Tylko nie zapomnij o zagłówku!".
Jedziemy na rękaw. Pani pokierowała mnie którędy mam jechać. Stanęłam w kopercie. Pani wysiadła i postawiła tyczkę za autem.
Jadę przez ten rękaw trochę na automacie, bo nie do końca do mnie chyba dociera gdzie jestem. Nuciłam sobie pod nosem. Na placu manewrowym z instruktorem zawsze leciała ulubiona muzyczka z radia i to mi bardzo pomagało, a tu radia nie było.
Rękaw przejechany, jedziemy na górkę. Przejechałam ją, nawet nie wiem kiedy, nadal w półświadomości.
No i wyjeżdżamy na miasto. O mały włos nie wjechałabym na przeciwległy pas dojeżdżając do bramy. Ale w porę się zorientowałam i ustawiłam się na właściwym.
Włączam się do ruchu, skręcam w lewo.
Potem skrzyżowanie ze Stopem, pamiętam, ze muszę tam dość daleko wyjechać, żeby coś widzieć, ale nie za daleko. Skręt w lewo. Dojeżdżam do mojego ulubionego miejsca do zawracania. Stop, tory, droga z pierwszeństwem łamanym.
Pani Gabrysia każe skręcić w lewo i zaparkować na małym parkingu koło drugiej zdającej "L"ki. Zaparkowałam dobrze. Wyjechać miałam w prawo, a wyjechałam w lewo (czyli tak jak wjechałam). Pomyliły mi się kierunki z nerwów
Pani egzaminator w tym momencie teatralnie przewróciła oczami, machnęła końskim ogonem, głęboko westchnęła i wkurzonym głosem powiedziała "GDZIE PANI MIAŁA JECHAĆ?! W PRAWO!" - "Przepraszam", "DOBRZE! NIECH PANI ZAWRÓCI W TEJ BRAMIE". Założyła nóżkę na nóżkę i złożyła na krzyż ręce.
"Zaczyna się (myślę sobie), no dobra, przynajmniej zawracanie też będzie z głowy".
Potem jadę z powrotem przez tory pamiętając o Stopie. Oglądam się za pociągiem i przejeżdżam ostrożnie przez tory. Jadę aż do Sandomierskiej, Sandomierską prosto do szlabanów, które były zamknięte.
Przede mną kilka samochodów. Kiedy ruszyły, patrzyłam tylko czy czerwone światła już zgasły i nie pakowałam się na tory, póki nie miałam pewności, że za torami mam miejsce (dwa dni wcześniej zwrócił mi na to uwagę instruktor).
Dalej p. egzaminator mówi, że jedziemy prosto. "Aha! Czyli na sklep (myślę sobie), ale wiem, ze chodzi jej o to, że na Orunię Górną, bo tak mi tłumaczył instruktor". Jadę.
Zaraz na Małomiejskiej na światłach w prawo i stromą drogą do góry. Jechałam na 2, bo stwierdziłam, ze na 3 nie pociągnie pod tą górę. Potem mnóstwo progów zwalniających i rondo. Na rondzie zawróciłam i z powrotem w dół.
Przecięłam Małomiejską i jechałam jakąś uliczką wzdłuż rzeczki. Potem przez mostek i w dół, krótką brukowaną dróżką dojeżdżającą do Traktu Św. Wojciecha. Tam czekałam troszkę, żeby wbić się na prawy pas, kiedy już to zrobiłam pani egzaminator powiedziała, że będziemy skręcać w lewo
"To nie mogła powiedzieć zanim wjechałam na Wojciecha? Bym od raz wjechała na lewy pas."
Ruch się zrobił, ktoś mnie wpuszczał. Pomyślałam sobie, że powiem, że mnie pan puszcza, bo bałam się, że mnie uwali za wymuszenie. Zmieniam pas, ale za późno już było, żeby zjechać na pas do skrętu w lewo, bo tam ustawił się sznurek aut i nie było miejsca.
Pojechałam dalej tłumacząc się, ze nie zdążyłam zmienić pasów.
Pani Gabrysia zniecierpliwiona z pretensją w głosie mówi "TO PROSZĘ SZUKAĆ TERAZ INNEGO MIEJSCA, ŻEBY SKRĘCIĆ".
Zakodowałam sobie, że mam skręcić w lewo, więc kiedy pojawił się następny dodatkowy pas popatrzyłam gdzie ja tam skręcę i ukazał mi się czerwony znak. "No nie, tam nie mogę wjechać". Wracam na Wojciecha. Pas mi się kończy. Zmieniam szybko, na szczęście było za mną w miarę pusto. Następny pas do skrętu w lewo pojawił się. Nawet były strzałki namalowane, więc wjeżdżam. A tu! Jakaś droga osiedlowa
Przepraszam egzaminatorkę mówiąc, ze nie znam okolic.
Powiedziała już totalnie zniecierpliwiona "TO NIECH PANI JUŻ ZAWRÓCI TUTAJ, BO JAK TAK DALEJ PÓJDZIE TO ZAJEDZIEMY DO TORUNIA".
Zawróciłam i jadę już prosto do PORDu przez Gościnną i Smętną. Wtedy pomyślałam sobie, że przecież mogłam zawrócić na tym pierwszym zjeździe. Babka wyciągnęła w drodze powrotnej kajecik i zaczęła pisać. Myślę sobie "już po mnie". Ale jadę i skupiam się maksymalnie. "Póki siedzę za kółkiem jest szansa".
Wjeżdżam na plac i ta łapie mi za kierownicę. Mówi "JEDZIEMY". Ja operuję pedałami, ona kierownicą. Wkurzyło mnie to strasznie
Nie wiedziałam kiedy skręci, gdzie chce zaparkować a ta mi każe depnąć gaz. W końcu dojechałyśmy tam gdzie chciała.
Kazała wyłączyć wszystko i czekałam na wyrok.
"PANI ZOSIU. GENERALNIE DROBNE, MAŁO ISTOTNE BŁĘDY, WIĘC WYNIK POZYTYWNY.
TYLKO JEDNA UWAGA. WIĘCEJ ŚMIAŁOŚCI".
Heh! Byłam w szoku
Taka miła się zrobiła na koniec
No i ten wynik mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się zdać za pierwszym razem
Podziękowałam jej chyba ze 3 razy i wysiadłam z auta. Nogi się pode mną ugięły. Ledwo weszłam po tych 4 schodkach z powrotem do PORDu i musiałam usiąść
Stres ze mnie schodził.
Teraz czekam na plastik i nie mogę doczekać się mojej pierwszej samodzielnej jazdy.
Moje nastawienie na egzamin było takie:
Będę starała się jechać tak, żeby egzaminator poczuł się ze mną bezpiecznie, czyli
- delikatnie, ale stanowczo ruszać
- odpowiednio wcześnie hamować, a nie w ostatniej chwili
- jechać dynamicznie
- rozglądać się na wszystkie strony
No i najważniejsze, skupić się na drodze, żeby nie spowodować zagrożenia.
Batonika nie zjadłam, nie dałam rady. Za bardzo mnie mdliło ze stresu.
Ale regularne picie magnezu od połowy jazd na kursie myślę, że pomogło.
Bardzo dziękuję mojemu instruktorowi, że nauczył mnie tak dobrze jeździć, poczuć się pewnie na drodze i pokochać jazdę samochodem
Pani egzaminator Gabrysia, nie taka zła. Te jej fochy takie teatralne były, że pomyślałam sobie "może ona tak musi". Potem usłyszałam od znajomych, że podobno ciężko u niej zdać i straszna żyleta. Ja z nią jechałam krótko, niecałe pół godziny. Może trafiłam na jej dobry humor. Choć myślę, że całkiem dobrze jechałam, a ona po prostu oceniła mnie sprawiedliwie. Jedyne co jej mogę zarzucić to to, że zbyt późno wypowiadała komendy. Zwłaszcza z tym skrętem w lewo na Trakcie Wojciecha.
Życzę powodzenia wszystkim zdającym!