WORD Warszawa - relacje z egzaminów, informacje i opinie

Tutaj możesz umieścić informacje i opinie dotyczące danego ośrodka egzaminacyjnego oraz zdać relację z egzaminu.

Moderatorzy: ella, klebek

Postprzez aniaaa » sobota 15 marca 2008, 18:46

15.03.08 WORD Bemowo, godzina 11, podejście pierwsze, wynik negatywny.

Na początku muszę napisać - egzaminator bardzo sympatyczny, pan Kazimierz W. (nie wiem czy mogę podać nazwisko).
Światła - mówił które mam włączać, pokazać mi kazał tylko przeciwmgłowe. Pod maską po kolei wymieniał pojemniki i kazał pokazywać. Później przygotowanie do jazdy i na łuk. Do przodu bez problemu, jak cofałam to jakiś inny kandydat na kierowcę usiłował się ustawić na moim łuku :) więc się zatrzymałam, jak tamten pojechał ruszyłam. Idealnie mi wyszedł łuk, myślałam już że mi każe powtarzać przez to zatrzymanie, ale nie - górka. To też bez problemu.
No i na miasto. Jeszcze przed wyjazdem z terenu WORDu zdążył mi raz zgasnąć, więc się trochę zestresowałam, no ale nic, jakoś jadę. Wyjazd z ośrodka w prawo, potem jakoś ze dwa razy w lewo... trasy nie podam dokładniej, bo nie kojarzę tych terenów zbyt dobrze. jechaliśmy jakąś wąską drogą z samochodami zaparkowanymi na parkingach po obu stronach drogi, oczywiście częściowo wystającymi na jezdnię. I nagle egzaminator mi mówi żebym sobie znalazła miejsce i zaparkowała... Zaczęłam się zastanawiać gdzie ja się tu wcisnę, przecież wszędzie zajęte... Po kilkuset metrach coś się znalazło po lewej, parkowanie prostopadłe przodem - zaliczone (później mi powiedział że miałam miejsce wcześniej...). I jeszcze na tej samej wąskiej drodze z samochodami po obu stronach do mnie mówi, żebym sobie znalazła miejsce do zawrócenia :shock: kawałek dalej zawróciłam, wyszło na 5 razy ;) Tu już się trochę bardziej zestresowałam bo jak się gimnastykowałam żeby zawrócić to zdążyłam trochę zablokować ulicę, dwa samochody na mnie czekały. W ogóle nie lubię takich ciasnych miejsc, nigdy nie potrafię wyczuć czy nie jadę za blisko aut stojących przy prawej krawędzi. No i parę razy mi egzaminator przyhamował - bo ocenił, że jadę za blisko. Do tego w którymś momencie zgasł mi po raz drugi i chyba wtedy już całkiem straciłam resztki dobrego humoru. No ale kazał mi skręcić w jednokierunkową - aż się uśmiechnęłam myśląc "skręt w lewo z jednokierunkowej, wykażę się przynajmniej". No i jadę sobie środkiem bo po bokach zaparkowane samochody ("znowu!"). Przed przejściem dla pieszych stał sobie jakiś starszy pan, pomyślałam że go przepuszczę, w końcu jeden z instruktorów mi radził że lepiej przepuścić niż wymusić pierwszeństwo na pieszym. To się trochę egzaminatorowi nie spodobało ("co się stało, czemu nie jedziemy?"), stwierdził że nie musiałam przepuszczać. Dojechaliśmy tą jednokierunkową do drogi z pierwszeństwem przejazdu. Zatrzymałam się, bo widoczność była, delikatnie mówiąc, słaba. Z lewej ok, ale z prawej widziałam sytuację może tak na 200 metrów. Ruszyłam jak zobaczyłam, że nic nie jedzie (przynajmniej tak mi się wydawało...) a nagle z prawej wyjechał rozpędzony samochód. Gdybym zaczęła hamować, zatrzymałabym się na jego pasie, więc przejechałam. I tyle. Nie zmusiłam go do hamowania, egzaminator to przyznał, może nie powiedział tego wprost, ale na koniec stwierdził, że to było zagrożenie, że był za blisko... "jeszcze tego by brakowało żeby zaczął hamować, a co jakby w nas uderzył?" tak powiedział na moje słowa, że to chyba nie było wymuszenie bo nie zmusiłam go do hamowania. No trudno.

Dokumenty poszły na Okęcie.
27.09.2007-8.12.2007 - kurs
4.01.2008 - teoria 18/18
15.03.2008 - Bemowo - miasto -
28.04.2008 - Okęcie - ZDANE :D
19.05.2008 - odebrane :D
aniaaa
 
Posty: 88
Dołączył(a): sobota 27 października 2007, 14:39
Lokalizacja: WPR

Postprzez imax » wtorek 18 marca 2008, 11:45

Pierwsze podejście - WORD w Łomży
Drugie - W-wa, Odlewnicza - wynik pozytywny :)

Krótko o pierwszym - wymusiłem pierwszeństwo i to był koniec egzaminu :)

Drugie - wczoraj o 19 :)
Wywołano mnie kilka minut po 19, wyszedł do mnie Pan, około pięćdziesiątki.
W zasadzie tylko po wyjściu z ośrodka, jeszcze przed znalezieniem odpowiedniego samochodu Pan zapytał mnie czy miałem styczność z Toyotą Yaris... nie wiem dlaczego, ale już wtedy wiedziałem, że trafiłem na fajnego gościa i zdam :)
Zadania na placu nie trwały dłużej jak 5 minut, musiałem włączyć maksymalną ilość świateł, poopowiadać o nich, pod maską pokazać najważniejsze płyny a potem szybciutko zrobiłem łuk i górkę - bez najmniejszych problemów.
Potem na miasto - standardowo w prawo, potem przez wiadukt i w lewo w Kondratowicza, potem Łabiszyńska do trasy Toruńskiej, w prawo i przed stacją znowu w prawo.
Wtedy egzaminator się "rozgadał", zaczął mnie pytać o różne rzeczy, chyba widział, że jestem deczko zestresowany i chciał mnie trochę rozluźnić, za co mu bardzo dziękuję, bo pokazał mi, że można do egzaminowanego podejść jak do człowieka :) to naprawdę pomogło :)
Potem nie pamiętam specjalnie dalszej trasy, miałem parkowanie prostopadłe w baaardzo wąskim miejscu, przed parkowaniem egzaminator zapytał czy chcę w tym miejscu spróbować, powiedziałem, że zaryzykuję i się udało, choć wysiąść i tak by się nie dało bo miejsca było tyci tyci ;)
Dalej pamiętam, że wróciliśmy w uliczki koło Lidla, gdzie usilnie wyszukiwał mi miejsca do parkowania równoległego, niestety ;) nie znalazło się. Potem było zawracanie "z wykorzystaniem infrastruktury", w pierwszym odruchu chciałem skręcić w prawo na parking i cofnąć w lewo, ale włączył mi się alarm i zrobiłem to prawidłowo :) Pan egzaminator zapytał czemu zmieniłem zdanie, więc wyjaśniłem :)
Póżniej nadal trwało szukanie miejsca do parkowania równoległego(widziałem jak się za takowym rozglądał ;) ale czas się już kończył i wskazał mi trasę na Odlewniczą, wtedy już wiedziałem, że jestem w domu :))
Na koniec oczywiście usłyszałem, że egzamin zakończony pozytywnie, choć mógłby mi rzadziej gasnąć :)))
Wtedy, jako że wiedziałem że zdałem, wytłumaczyłem, że Yarisem jeżdźiłem tylko 4godz i nie przyzwyczaiłem się, że sprzęgło tak szybko "bierze".
Podsumowując - tak jak myślałem wcześniej na egzaminatorów narzekają głównie osoby, które nie zdały. Nie taki diabeł straszny - to też są ludzie i myślę, że w większości podchodzą do zdających pozytywnie i wcale nie chcą nikogo "dupić" :)
Życzę wszystkim którzy to czytają, żeby nie słuchali "oblanych" tylko podeszli do egzaminu z uśmiechem i odpowiednią dozą pewności siebie - nie zaszkodzi, a naprawdę może bardzo pomóc :)
imax
 
Posty: 1
Dołączył(a): poniedziałek 17 marca 2008, 23:24

WORD Powstańców Śląskich

Postprzez monii » czwartek 20 marca 2008, 15:24

WORD Powstańców Śląskich
godz. 11
wynik POZYTYWNY :)

Zostałam wyczytana parę minut po 11 jako pierwsza. Całe szczęście, bo zaczęłam bardzo się stresować. Egzaminowała mnie pani, nie pamiętam nazwiska. Jakoś jak zobaczyłam, że kobieta mnie będzie egzaminować to pomyślałam, że musi być dobrze.
Poszłyśmy do samochodu. Poprosiła, żebym uruchomiła silnik. Potem miałam otworzyć maskę, wskazać zbiorniki i sprawdzić czy jest odpowiedni poziom płynów. O oleju musiałam tylko opowiedzieć jak sprawdzić poziom. Potem znów wsiadłyśmy, miałam włączyć klakson, światła. Wszystko poszło gładko. Przygotowanie do jazdy, łuk i górka też bez problemu.
Jedziemy na miasto, a oto trasa:
w Piastów Śląskich w prawo - Wrocławska - Zachodzącego Słońca i tam zawracanie z wykorzystaniem ślepej ulicy po lewej stronie - Wrocławska - Piastów Śląskich - Powstańców Śląskich - Radiowa - Dywizjonu 303 - Księcia Janusza - Astronomów - Ciołka - Brożka - Lędzka - Astronomów - Ciołka - Górczewska na skrzyżowaniu z Elekcyjną zawracanie - Ciołka - Obozowa - Księcia Janusza - Księcia Bolesława - na małym rondzie w prawo i tam po lewej stronie na parkingu osiedlowym parkowanie prostopadłe między dwoma samochodami. Miejsca było dużo, więc bez problemu :) - potem na małym rondzie w lewo - Księcia Bolesława - Obrońców Tobruku - Osmańczyka - Piastów Śląskich - WORD
Ogólnie trasa nie była trudna. Pani egzaminator nic nie komentowała, nie wzdychała, ani nic z tych rzeczy. Nie stresowała dodatkowo, nie było podchwytliwych poleceń więc jechało się nawet przyjemnie.
Cały egzamin trwał prawie godzinę.

Życzę powodzenia innym zdającym
monii
 
Posty: 3
Dołączył(a): czwartek 14 lutego 2008, 14:54

word bemowo

Postprzez renia » czwartek 20 marca 2008, 15:49

WORD Powstańców Śląskich
DATA: 20.03.2008r. godz 7:00
WYNIK: P O Z Y T Y W N Y! za pierwszym razem ! xD

choć bardzo bym chciała nie jestem w stanie opisać trasy gdyż:
1)nigdy tam nie byłam;
2)skręcałam niezliczoną ilość razy.

jak zobaczyłam Panią egzaminator to myślałam, że powinnam była wziąć kasę na kolejny. plac spoko, pomogła mi dobrze ustawić się do łuku. na górce raz zgasł, ale za drugim opanowałam już drżenie nogi.

jedyne o co jestem zła to fakt, że zwaliłam równoległe, które uwieeeelbiam. no trudno. prostopadłe było już okej.
z innych manewrów: zawracanie z użyciem infrastruktury. luz:)

i jestem owej Pani niezmiernie wdzięczna, że nie odzywała się w ogóle poza wydawaniem poleceń,gdyż mogłam się nareszcie skupić na tym co robię, a bywało z tym różnie podczas jazd;)
+ bardzo szła na rękę; proszę skręcić na tym skrzyżowaniu,nie na najbliższym blablabla.
także - wesołych świąt życzę i powodzenia tym,którzy się jeszcze dziś męczą.
renia
 
Posty: 3
Dołączył(a): czwartek 20 marca 2008, 14:43

Bemowo

Postprzez tomeksto » sobota 22 marca 2008, 22:13

Egzamin praktyczny: 11 marca 2008, godz. 19.00

Podejście: pierwsze

Wynik egzaminu: POZYTYWNY!!!


Było to moje pierwsze podejście do egzaminu i jakże pozytywne

W dniu egzaminu miałem 4 godziny jazd doszkalających, bo trochę za późno się obejrzałem i nie było wolnych terminów żeby to sobie rozbić.
Kurs i jazdy doszkalające kończyłem w YETI'm.

Więc przed egzaminem pojeździłem sobie te 4 godzinki, potem poszedłem na porządny obiad, moja dziewczyna skończyła pracę i dołączyła do mnie. W ośrodku na Bemowie byliśmy o 18.15, dużo przed czasem. Zaczęły mnie nerwy brać, ale dobrze jest wziąć sobie kogoś, rozładowuje to sytuację
Trochę posiedzieliśmy na ławce przed placem manewrowym, przyjrzałem mu się dobrze, oswoiłem się z nim.
W tym czasie z miasta wróciła jakaś Pani, zdała egzamin.
Podbudowało mnie to, ja też zdam pomyślałem sobie.
Poszliśmy do budynku WORDu, do 19 brakowało 15 minut. Siedząc obgadaliśmy kręcących się egzaminatorów.
Wśród nich rzucał się jeden, szary garnitur-kaszkiet, koszula zapięta pod szyję, twarz maska, zero emocji. Typ usbeka
Tylko na niego nie trafić, broń Boże - pomyślałem...
Wyczytali mnie jako trzeciego, wychodzi gość (patrz opisany powyżej) - to koniec, moja dziewczyna zrobiła taką minę, jakby mnie widziała poraz ostatni
Pan uśmiechnął się, przedstawił się, sprawdził mój dowód, zagadał do mojej ukochanej, ze niestety nie może jej zabrać z nami do samochodu, ale ale może jakoś przeżyjemy tą rozłąkę
Myslę- Możenie będzie tak źle? Wygląd wyglądem, a w bezpośrednim już kontakcie, wydał się sympatyczny. Jak się okaże, pozory mylą
Wiec poszliśmy na plac, wsiedliśmy do autka. Pan pyta się czy zapoznany jestem z całą procedurą przebiegu egzaminu, wszystkimi wymaganiami, itp. Ja mówię, że tak. On: Całe szczęście, nie muszę już tego powtarzać setny raz.
No to maseczka w góre - mówi.
Otworzyłem, palcem pokazywał na wszystko, kazał mówic co to jest i jak sie sprawdza poziom poszczególnych płynów.
Dobrze- mówi.
Potem pokazywał palcem wszystkie żarówki i musiałem mówic od jakich to świateł.
Dobrze - znów mówi. Teraz proszę włączyć i sprawdzić światło wsteczne.
Sprawdziłem.
Dobrze, teraz proszę sprawdzić po kolei wszystkie inne światła i powiedzieć czy działają.
Sprawdziłem, działały.
Mówi - proszę sprawdzić klakson.
Działał.
Czy wszystko już pan sprawdził - pyta.
Mówię, że tak.
Aby czy na pewno? A tablica rejestracyjna jest podświetlona?
Już sprawdzam - mówię. Była podświetlona.
To proszę przygotować się do jazdy - mówi.
Przygotowałem się. Zrobiłem łuk pięknie.
Mam ruszać na górkę - zgasł mi silnik
Pan mówi - spokojnie, bez nerwów
Górka już perfekcyjnie, bez nerwów.
Wyjeżdzamy na miasto
Pan podczas jazdy po mieście nie mówił nic, opócz: Proszę skręcić w prawo... w lewo... prosto... zawrócić.. Potem mówił proszę jechać na Wrocław, to na Kraków, To na Bemowo, więc jechałem szukając tablic mówiących w jakim kierunku jechać.
Cudownie mi się jechało, mimo ciemności, deszczu, dużego ruchu...
Z parkowań: prostopadłe tyłem, na równoległe nie znaleźliśmy miejsca
Było też zawracanie na 3 i z wykorzystaniem infrastruktury.
Trasy nie pamiętam, dużo skrzyżowań zaliczyliśmy, dużo lewoskrętów, dużo strzałek.
Pan był cały czas czujny, obserwował mnie, sytuację na drodze, moje reakcję na zmieniające się warunki na drodze, jak zachowuję się wobec przechodniów, autobusów, tramwajów, znaków stop, strzałek, skrzyżowań równorzędnych.
I tak dojechaliśmy do ośrodka.
No to po egzaminie, co to było na ostatnim skrzyżowaniu? - pyta.
YYYYYY, przejechałem na pomarańczowym świetle Zmieniło się ono w ostatnim momencie, kiedy dojeżdząłem do skzyżowanie, w lusterku za sobą widziałem mnóstwo samochodów, na pasie obok też, ślisko, mokro od deszczu, a żeby sie zatrzymać musiałbym jednak dość gwałtownie hamować, spowodowałbym tym większe zagrożenie ruchu niż to że przejechałem na tym pomarańczowym świetle.......
GRATULUJĘ, WYNIK POZYTYWNY - mówi i ściska mi rękę.
Hurrrrraaaa !!!
Zdałem !!!!
Tylko proszę nie zapomnieć kurtki i plecaka zabrać z tyłu samochodu, do widzenia - mówi na koniec do mnie.

Tak to wyglądał mój egzamin.

Całą noc nie mogłem zasnąć potem


Pozdrawiam wszystkich orąco i mocno!!!!!

Wesołych swiąt!!!!
tomeksto
 
Posty: 1
Dołączył(a): środa 12 marca 2008, 14:42

Postprzez prob » poniedziałek 31 marca 2008, 12:08

Egzamin praktyczny, WORD Odlewnicza, 21.03.08 godz 13, podejście drugie.

Nad pierwszym podejściem nie ma się co rozwodzić - przy wyjściu z łuku uderzenie lewym narożnikiem w słupek i koniec egzaminu

Drugie podejście już było bardziej szczęśliwe. Jazdy doszkalające miałem 2 dni przed egzaminem w ABC TRANS koło WORDu. Dobrze mi szło więc byłem dobrze nastawiony. Wyczytano mnie o 14:25. Z początku egzaminator sprawiał wrażenie oschłego i niesympatycznego typa. Jak się później okazało to tylko pozory. Najpierw maska: zbiornik płynu chłodzącego, hamulcowego, spryskiwaczy i wlew oleju oraz jak się mierzy poziom oleju. Potem światła - włączyć przy włączonym silniku jak największą ilość świateł aby można było opuścić pojazd. No to włączyłem światła mijania razem z pozycjami tylnymi, przeciwmgłowe tylne i awaryjne oraz lampkę podświetlenia tablicy rejestracyjnej (razem z pozycyjnymi/ mijania). Egzaminator wypytał się która lampka jest która a potem poszedł do samochodu i kazał patrzeć z tyłu czy świecą się światła STOP-u oraz ile jest punktów świetlnych. Jeszcze na wyłączonym silniku światło biegu wstecznego i jazda na łuk. Na łuku poszło tym razem dobrze, gdyż na doszkalających nauczyłem się jeździć bardziej na wyczucie i lusterka niż na metodę (przez która oblałem pierwszy exam). Tak więc łuk i górka bez problemu i na miasto. Jechałem ulicami: Odlewnicza, potem w prawo Annopol, Rembielińska, w prawo Bazyliańska, w lewo Ogińskiego, w prawo Nieszawska i tam zawracanie z wykorzystaniem infrastruktury i parkowanie prostopadłe wjazd przodem. Potem wyjeżdżając z Nieszawskiej w prawo w Ogińskiego zamyśliłem się i chciałem puszczać samochód z lewej strony (skrzyżowanie równorzędne) ale zaraz wróciłem myślami i ognia. Dalej z Ogińskiego w prawo w Budowlaną, w lewo w Odrowąża i zawracanie na rondzie Żaba. Stałem tam chyba 10 minut przed pierwszym skrętem w lewo, gdyż cały czas blokowały mnie samochody, a ja nie chciałem wjeżdżać i zostać w pół drogi na czerwonym. Ale w końcu egzaminator kazał pojechać i potem zawrócenie bez problemu i jazda. I znowu Odrowąża, w Budowlaną w prawo, w Chodecką w lewo, w Łojewską w lewo, w prawo w Łabiszyńską, przejazd przez rondo przy Trasie Toruńskiej prosto (pierwszy sygnalizator przejechany na sygnale żółtym, na drugim się zatrzymałem) i zawrotka na skrzyżowaniu z Kopijników, potem w prawo na Trasę Toruńską, w prawo w Marywilską i w prawo w Odlewniczą do ośrodka. Po zatrzymaniu się w ośrodku egzaminator mówi:
E -te przejechanie na żółtym...hmmm...dobrze wykonane, bo ostre hamowanie spowodowałoby kolizję gdyż samochód z tyłu był blisko...zawracanie na Żabie - tam trzeba było wjechać, wtedy byłby pan już na rondzie, a więc miał pierwszeństwo przed tymi z prawej ale to pewnie pana strach ogarnął? Ale widzę, że potrafi pan jeździć więc mam dla pana 2 wiadomości - dobrą i złą. Którą pan wybiera najpierw?
J -złą
E -już się więcej nie zobaczymy. Chce pan jeszcze dobrą?
J -no tak już dla formalności
E -egzamin zakończony wynikiem pozytywnym :)

No i tak na razie zakończyła się moja przygoda z WORDem Odlewnicza. Ale za 2,5 roku kolejne spotkanie - tym razem egzamin na kat. D
Obrazek
prob
 
Posty: 14
Dołączył(a): niedziela 23 grudnia 2007, 00:32
Lokalizacja: WuWuA

Postprzez Razorek84 » piątek 04 kwietnia 2008, 11:17

Teoria i praktyka zdana za 1 razem. (Wwa-Radarowa - 7 rano)
Poszedlem na 2 strzal, egzaminator mlody z kamienna twarza :)
placyk bez problemu, gdy kazal mi podjechac na gorke to mi zgasl ...:)gorka bez problemu wyjechanie na miasto przy skrecie na hynka czekalem chyba z 5 min na wyjazd, nastepnie skret w radarowa i parkowanie prostopadle przodem, nastepnie wycofanie i do przodu, z lechickiej skrecilem w lewo i na rondzie kazal mi zawrocic, nastepnie w korotynskiego i tam krazenie, + zawracanie z biegiem wstecznym (infrastruktura).
Egzaminator mily, nie mialem problemow zamienilismy parenascie slow na czerwonych swiatlach :)
I na koniec usmiech i "Dziekuje bardzo, wynik pozytywny" Juuupi :)
Razorek84
 
Posty: 14
Dołączył(a): niedziela 30 marca 2008, 11:26

Postprzez lookazh » środa 09 kwietnia 2008, 10:59

Egzamin 9 kwietnia 2008, godz. 7.40-8.30.

Nerwowe oczekiwanie na sygnał z głośnika, polecam gazetkę na rozładowanie napięcia. Byłem jedną z ostatnich osób proszonych na plac. Egzaminator młody, okularki, marynarka. Poważny, można powiedzieć sztywny. Podjechał do mnie samochodem, kazał wsiąść. Zdenerwowanie minęło, zastąpiło je szybkie bicie serca i koncentracja.

Pierwsze polecenie: sprawdzenie stanu technicznego, włączenie wszystkich możliwych świateł. Lekko mi pomógł stwierdzeniem "czy to już wszystko... jeszcze..." i tutaj przypomniałem sobie o drogowych. Kazał wysiaść i stanąć przed samochodem. Pytanie "czy palą się wszystkie możliwe boczne światła?". Zgłupiałem -- zapomniałem o czymś? Jak to boczne? Boczne, boczne, no dobra, ruszyłem parę kroków, aby obejrzeć boczne kierunki, na co egzaminator ostro "Z przodu mówiłem!". Spojrzałem w reflektory dla pewności i rzuciłem "Wszystko w porządku". I było. Kazał zrobić to samo z tyłu. Wszystko znów grało. Pytanie "Jakie jeszcze światło, którego bezpośrednio nie widać, jest dostępne?" Oczywiście oświetlenie tablicy rejestracyjnej. "Jak pan sprawdzi działanie świateł stopu?" Powiedziałem, że poproszę go o pomoc, aby po moim naciśnięciu hamulca stwierdził ich działanie. Rzucił tylko, że on naciśnie, a ja dokonam oględzin ;)

Po tym kazał zasiąść i przygotować się do jazdy. Zagłówek, fotel, lusterka, światła mijania, pas. Kazał jechać za nim i wjechać na łuk. Dodaję gazu, puszczam sprzęgło, coś opornie idzie. Spostrzegł to, kazał się zatrzymać. "No to po ptakach" myślę. "Jeżeli pan rusza z miejsca, to proszę o zwolnienie hamulca ręcznego... Proszę to zrobić i jechać dalej". Potem widziałem, jak w papierach wpisał mi gdzieś jedno N, a obok P, pewnie w rubryce "ruszanie z miejsca" ;)

Łuk powoli, dość gładko. Bałem się o zatrzymanie przy cofaniu, ale zupełnie niepotrzebnie. Kazał podjechać na górkę, tutaj sobie przypomniałem o kierunkach, które wrzucałem od tego momentu też na placu. Górka dość zrywnie, ale bezproblemowo. Jedziemy na miasto.

Pora była ranna, ale po czasie największych korków. Przynajmniej tak mi się zdawało. Na początku średni lewoskręt na dużym skrzyżowaniu, na środku stanęła wielka wywrotka, bałem się, że nie zmieszczę się na środku skrzyżowania za nią, ale na szczęście jakoś się do niej przytuliłem, a egzaminator nie miał żadnego ale. Za ciężarówką na prawy pas. Polecenie skrętu w lewo. Puściłem gaz i czekałem, aż z 5-7 samochodów na pasie lewym mnie wyprzedzi. W końcu pusto, zjechałem. Tutaj polecam już prześledzić moją mapkę, nad którą się natrudziłem dla potomnych. Po skręcie w osiedle bałem się, że jest to strefa zamieszkania, a znaku nie zauważyłem. Przezornie jechałem 20km/h, obawiając się, że mnie ochrzani za powolną jazdę. Uratowały mnie w tej niepewności garby spowalniające, których jest tu mnóstwo.

Następnie ciężkie skrzyżowanie z pierwszeństwem skręcającym w lewo. Na szczęście nie było tam dużego ruchu. Potem polecenie parkowania w lewo. Obawiałem się, że będzie jakaś ciągła na jezdni, ale na szczęście nic takiego nie było. Mały ruch, ktoś mnie wyprzedził, a ja spokojnie wjechałem w przestronne miejsce. Wyjazd w prawo, spojrzałem przez szyby zaparkowanych samochodów dla pewności, ustąpiłem komuś i wyjechałem.

Następnie droga prowadziła przez sporo przejść dla pieszych do Kondratowicza. Tutaj miałem niefajny moment. Jechałem Kondratowicza prawym pasem, który jak się okazało, jest do skrętu w prawo. Nagle uderzyło mnie, że nie było polecenia żadnego o skręcie, więc musiałem czym prędzej wjechać na pas środkowy do jazdy na wprost. Serce mi podskoczyło do gardła, szybki kierunek w lewo i nerwowe spoglądanie w lusterko. Jeden samochód, w oddali drugi. Normalnie bym przepuścił obu, ale linia ciągła zabraniająca zmiany pasa niebezpiecznie się zbliżała, więc postanowiłem dynamicznie wjechać na ten pas tuż po tym, jak mnie wyprzedzi pierwszy samochód. Postawiłem wszystko na jedną kartę, nie miałe wyjścia. Wjechałem, serce wali, czekam, co powie egzaminator. Cisza. I nagle w głowie coś mi tyka. Zielone ciągle, wjeżdżam na skrzyżowanie, coś tyka. Jadę prosto, zbliżam się do pasów dla pieszych, coś tyka. Kierunek! Wyłączyłem, lekko palnąłem się w czoło dając do zrozumienia panu Poważnemu, że błagam o wybaczenie i karcę się sam ;) Cisza.

Dojeżdżamy do skrzyżowania z Wysockiego. Daje się słyszeć ziewanie Poważnego. Mam skręcić w prawo, zatrzymuję się na czerwonym. Stoję, 3-4 sekundy, rzut okiem na sygnalizator. Rzut drugi. "Ku***, przecież jest zielona strzałka!", noga na gaz, sprzęgło, ruszam, powoli do ząbków. Nic nie jedzie, więc naprzód. Czekam na wyrok. Cisza. Polecenie wjazdu na Toruńską, kiedy już się przymierzam do wjazdu na pas po lewej, aby jechać Toruńską do skrzyżowania z rondem słyszę polecenie skrętu w prawo na skrzyżowaniu. Gdzie to skrzyżowanie myślę. Pas, którym jadę jest do skrętu w prawo, do wyjazdu z Toruńskiej i w parking i uliczki osiedlowe. Jadę, znów stawiam na intuicję. Nie mylę się.

Przez uliczki osiedlowe troszkę omijania przeszkód, ustępowania tym, którzy omijać nie muszą. W końcu sławny STOP. "Nie zagniesz mnie tutaj, nie myśl sobie", czekam na miejsce, dość długo i w końcu przejeżdżam. Polecenie zawrócenia, pytam, czy z infrastrukturą. Pozostawił mi wybór. Patrzę z żalem na mijany po lewej podjazd do jakiejś bramy, trudno. Mam zawrócić "do najbliższego skrzyżowania", więc muszę szybko podjąć decyzję. Postanawiam olać infrastrukturę, uliczka jest w porządku w szerokości, dam radę. Coś mnie wyprzedza, naprzeciwko w oddali samochód, zawracam. Łamię się, trudności lekkie w kręceniu kierownicą, samochód z naprzeciwka grzecznie czeka i mam nadzieję szczerze mi kibicuje w tym manewrze. Udało się. Skręt w prawo.

Patrzę na zegarek. Pora kończyć. Pewnie na Rembielińską i do ośrodka. Nagle polecenie skrętu w lewo na skrzyżowaniu. Patrzę, jest jakieś, uliczka osiedlowa, no to skręcam. Po wjeździe serce podskakuje do gardła. Jest cholernie wąsko. Ulica na 2 pasy ruchu, ale po ten po lewej cały zajęty zaparkowanymi samochodami. Z naprzeciwka coś jedzie, chowa się za zaparkowanymi, ustępuje mi. Czemu serce do gardła? "Może był zakaz wjazdu, może to jednokierunkowa..." Nagle polecenie zawrócenia. "Znowu?" Znajduję dość dużą przerwę w zaparkowanych samochodach po lewej, łamię się. Jest bardziej wąsko niż poprzednio, ale absolutnie do zrobienia. Po nawrocie chowam się za zaparkowanymi, ustępuję samochodowi z naprzeciwka. Ruszam, modląc się, żeby ktoś nie postanowił nagle w tą uliczkę z naprzeciwka wjechać, bo nie ma się już gdzie schować. Nagle jest... Wjeżdża... Ratuje mnie jakaś przerwa po prawej, ledwo ledwo troszkę się w nią chowam, samochód z naprzeciwka przejeżdża. Uff.

Dalej skręt w Rembielińską. Stoję na skrzyżowaniu, ustępuję tym z naprzeciwka. Przede mną stoi samochód skręcający w przeciwnym kierunku Rembielińskiej. Gruba baba chyba czuje się niepewnie, zerka na mnie, w lusterka, samochód jej się buja w tył i przód. "Przecież masz miejsce, skręcaj i nie stresuj, że coś źle robię". Pojechała nareszczie, ja dostrzegłem wolne miejsce i przejechałem. Na dużym skrzyżowaniu mam zielone, mogę spokojnie jechać sobie prosto. Ale! Za pasami na drodze prostopadłej do mojej stoi samochód. Nie zdążył przejechać na zielonym, stoi. Nie wiem, co robić. Puścić, nie puścić... Po co puszczać, niech se stoi. Dość nieśmiało przejeżdżam, czekam na reakcję Poważnego. Cisza.

Dojeżdżam spokojnie do skrętu w Odlewniczą. Spory ruch z naprzeciwka, z lewej spora kolejka do skrętu w "ich lewo". Oni mnie nie obchodzą, czekam na wolne miejsce od tych z naprzeciwka. Zatrzymuje się nagle dostawczak, facet mruga mi światłami, macha ręką, ustępuje. Co robić... Znów sytuacja podbramkowa i muszę postawić na jedną kartę. Stoję, nie przejeżdżam. Facet z gatunku podnieconych, gestykuluje jeszcze parę razy, zaprasza do przejazdu, w końcu macha gwałtownie ręką i przejeżdża. Wolne miejsce, ruszam, szybkie spojrzenie w prawo na tramwaj, pusto. W lewo, stoi tramwaj, chyba jeszcze nie zamknął drzwi, gazu i przejeżdżam. Poważny każe mi wjeżdżać do ośrodka. Podwójne ciągłe, trzeba uważać, żeby ich nie przejechać. Nie wiem, czy się w pełni udało, mogłem zahaczyć tylnym lewym kołem. Czekam na reakcję. Cisza.

"Proszę skręcić w lewo za latarnią i zaparkować po prawej" Zatrzymuję się, Poważnego głos nabiera cech ludzkich, staje się cieplejszy, bardziej wyluzowany. "Proszę włączyć bieg jałowy, zaciągnąć hamulec postojowy, wyłączyć silnik" Zrobione, czekam. Poważny zaczyna grzebać w papierach, wzrok wbity w teczki "Wszystkie polecenia i manewry wykonał pan poprawnie, proszę się zgłosić do wydziału komunikacji" UFFF! Dziękuję mu, mówię "do widzenia". Myślę sobie, podziękuję serdeczniej, wyciągam do niego rękę. "Mogę panu podać rękę?" "Nie ma takiej potrzeby" -- znów ostro i oschle. "Dziękuję jeszcze raz i do widzenia" Odpowiedział, wysiadłem i z kamienną twarzą, żeby nie zdradzać uczuć dreptającym przed placem przy ławeczkach ruszyłem w drogę do domu :)

Mapka: http://img369.imageshack.us/my.php?imag ... jnajz1.png
lookazh
 
Posty: 13
Dołączył(a): poniedziałek 03 września 2007, 21:33

EGZAMIN RADAROWA - DZIWNA TRASA!

Postprzez ewama » niedziela 20 kwietnia 2008, 20:27

EGZAMIN PRAKTYCZNY, kat. B, ośrodek RADAROWA - zdany za drugim razem.

pierwszy egzamin oblałam na własne życzenie, wolę się o nim nie rozpisywać. Czułam się b niezręcznie, bo egzaminator był b sympatyczny, uśmiechniety (nie pamiętam nazwiska, ok 40, ubrany khaki :) i naprawdę mi sprzyjał - do czasu, rzecz jasna.

drugi egzamin:
od początku szło lepiej, bo czekałam "tylko" godzinę, za pierwszym razem umówiona na 11, zostałam wywołana o 13.20!
egazminator duży, wysoki, siwawy z wąsem, L. K. , jak go zobaczyłam, pomyślałam, że znowu mogę mieć szczęście, wyglądał na miłego;
dowód, milczący spacer na plac.

- plac
znaleźliśmy się przy samochodzie i usłyszałam "proszę podnieść pokrywę... jakąśtam silnika". zdębiałam, bo ZAWSZE wszyscy moi instruktorzy używali słowa "maska", ale dzięki Bogu nie zaczełąm tego analizować i otworzyłam , co trzeba. Gdzie jakie płyny, jak się bada poziom oleju - standard. potem weszłam do samochodu i na życzenie w ekspresowym tempie włączałam i wyłączałam wszystkie światła plus sygnał dźwiękowy, egz. patrzył mi na ręce.
dalej przygotowanie do jazdy i - legendarny na radarowej - łuk. Spokojnie da się go przejechać na wstecznym bez hamulca, trzeba tylko być bardzo skupionym (żeby się się tory i słupki nie pomyliły, 3 łuki są stosunkowo blisko siebie) i jechać POWOLI. Mnie pomogło to, ze w MDK, gdzie wzięłam jazdy doszkalające, łuk tez jest nachylony i mniej więcej miałam to wyczute, poza tym na szczęście byłam sama na placu. dalej - górka, i tu moja pewnosc siebie (górka wychodziła mi zawsze) splatała mi figla, pierwszy raz niewystarczająco podniosłam sprzęgło i ..zjechałam!!! byłam tym tak zdziwiona, że nawet nie zdążyłam się zdenerwowac. chociaż miałam powody, wykonanie każdego zadania egzaminator komentował do kamery, i po tej górce też powiedział bardzo głośno "próba zakończona negatywnie!!!!! " Ruszyłam drugi raz, wszystko ok, ale niesmak pozostał...

-miasto
wyjazd na hynka (górka :), czekanie ok 4 min. , wydaje się, że 40. dwa razy poczułam się niepewnie, bo nie wykorzystałam okazji przed skręcającymi do ośrodka samochodami, ale zaraz za nimi coś jechało i bałam się ryzykować. więc chyba lepiej czekać.
dalej - znowu standard - w prawo w radarową i prosto (nawet się zdziwiłam, że nie parkowałam prostopadle), do 1sierpnia (koniec strefy 30/h) i znowu prosto. przez żwirki i wig., gdzies na końcu 1sierpnia zawracanie z infrastr. szeroko, sporo okazji, więc bez problemów. wyjazd z 1sierpnia w żwirki w prawo, dalej na światłach w Racławicką... W PRAWO! Przeżyłam pierwszy mały szok, bo byłam pewna, a instruktorzy i relacje mnie w tym utwierdzały, że żwirki niejako ogaranicza tereny egzaminacyjne, że na północ dojeżdżają czasem do ronda zesłańców, ale na południe poza żwirki nie. Miałam obcykane wszystkie skrzyżowania na grójeckiej (ze słynnym kolizyjnym z korotyńskiego), trudne skręty w lewo z jednokier. Wiślickiej i Mołdawskiej, gdzie są źle namalowane linie, ale nie dane mi było się tym popisać :) Jadę więc Racławicką i w okolicach fortu mokotowskiego skręt w jakieś miłe osiedle. być może była to strona ulicy Gimnastycznej , może olimpijskiej, nie wiem, ale bardzo mi się tam podobało. Przedwojenne , klimatyczne domy, zacienione ulice, ładniejsze miejsce niż na radarowej. oczywiście dużo skrzyżowań równorzędnych, dróg jednokierunkowych. przy pierwszym lewoskręcie z jednokier. słyszę "na skrzyżowaniu w lewo" i po chwili "wie pani , na jakiej jest ulicy?" jasne, że wiem i na maksa zjeżdżam w lewo. potem okazało sie, że egz. na tym oblał rano 2 osoby. Nie wiedziałam, prawdę mówiąc, że niezjechanie na lewo przy lewoskr. z jednokier. kończy się natychmiastowym przerwaniem egzaminu... to gwoli informacji. Na tym osiedlu miałam jeden błąd - przoczyłam jedno równorzędne. Było mi głupio, bo znak widziałam wcześniej, stał jak byk, pamiętałam, żeby uważać, ale jakoś mi wyleciało... jechałam generalnie wolno, więc chyba nie było zagrożenia, ale zostałam za to słusznie skarcona. Miałam też mały problem, który ukryłam, mianowicie raz pogubiłam się, czy jestem jeszcze w strefie 30/h czy już nie, przyśpieszyłam na czuja za jakimiś samochodami, na szczęście chyba prawidłowo. Reasumując - polecam to osiedle do zdawania :) naprawdę magiczna atmosfera , mniejszy ruch, niż na radarowej i brak debilnych linii przy wyjazdach z jednokierunkowych.
w końcu wyjechałam stamtąd, przejeżdżam wołoską i znowu w prawo w racławicką. tam robię dwa następne błędy: po prawoskręcie wylądowałam w zatoczce autobusowej, a podobno była jakaś linia, że nie powinnam i miałam swój pas (trudno) i zaraz potem hamowanie (owszem, nagłe) przed autobusem wyjeżdżającym z przystanku (innego :). Okazało się, że powinnam go wyminąć z lewej (to była dwupasmówka), a nie stwarzać zagrożenie dla tych za mną. Przyjęłam ten zarzut na klatę, ale jak odtwarzam sobie w myślach tę sytuację, to pamiętam z lewej jadące wciąż samochody... ale, niech będzie.
z racławickiej zjeżdżam w prawo i to już jest Al. Niepodległosci! stoi korek, ja pakuję się w jego środek. W korku spędzamy ok 10 min, raz mi zgasł. Egzaminator groźnie spojrzał, potem na końcu jeszcze mi to wypomniał, co nawet mnie wkurzyło, znam przypadki, że na egzaminie gasł 4 razy i nie było problemu, a tu wielkie halo. dalej pamięć niestety mi sie urywa :) wiem, ze mijałam malczewskiego, gdzieś musiałam skręcić w prawo i jakoś dotrzeć na marynarską, ale nie pamiętam jak. potem wiadukt sasanki/hynka (60/h) i słyszę "do osrodka w prawo". tu przeżyłam największe zwątpienie mego egzaminu, mianowicie: CZY MOŻNA ZDAĆ EGZAMIN BEZ ŻADNEGO PARKOWANIA??? po skręcie jednak oczywiście w lewo na parking przed płotem i na oczach kilku elek wykonuję parkowanie prostopadłe. po tym dopiero wjeżdżam do ośrodka, też mało typowo, bo pod sam budynek, na życzenie egzaminatora parkuję przed tarasikiem :) słyszę: "pozytywnie" i czuję, że rozumiem ludzi, którzy wycałowują egzaminatorów i rzucają się im na szyje, ja byłam bliska, by mojemu się oświadczyć :) potem jeszcze egzaminator wypełnia kartke, miałam ze trzy "enki"... i kończy: "sprawiła mi pani swoją jazdą dużą przyjemność" :oops: koniec.

kilka uwag:

- kiedy przenosiłam papiery z odlewniczej na radarową podobało mi się m in to, że daleka jest odległosć loży szyderców od placu, można przyglądac się placowi tylko z odległości. na odlewniczej, gdy zdaje wiele osób naraz, często niektóre omawiają samochód tuż pod nosem obserwatorów, jest to bardzo deprymujące. przeliczyłam się. jestem na placu, podchodzę do maski i słyszę jakieś śmiechy nad uchem. Odwracam się: za stojącymi toyotami, jest wąski pas trawnika, za nim siatka. za nią stoi kilku kolesi , podsłuchują i przyglądają się !!! 3 metry ode mnie.

- dla mnie jazda egzaminacyjna była ŁATWIEJSZA niż jazdy z instruktorami. Mam w tym względzie spore doświadczenie, jeździłam z instruktorami z Zalpika, Qursanta, Alfy i MDK (wszyscy byli ok, każdy mnie wiele nauczył), ale nigdy nie było w samochodzie tak absolutnej ciszy. Zawsze albo rozmowy, albo radio, albo jedno i drugie. na egzaminie można być całkowicie skupionym, naprawdę wyostrzają się zmysły i wytęża uwaga, pierwszy raz czuje się, że całkowita odpowiedzialność za jazdę spoczywa na mnie. Egzaminator prawie się nie odzywał, mówił krótko o błędach, kilka razy za coś pochwalił - to wszystko. Poza tym, pewnie zabrzmi to dziwnie, ale przy moim dużym egzaminatorze czułam się spokojnie i bezpiecznie :) jego obecność mi pomagała :)

- na koniec uwaga-rada bezlitosna: żeby być dobrze przygotowanym do egzaminu trzeba najpierw spojrzeć prawdzie w oczy. to znaczy: wiedząc co [u]dokładnie[/u] jest wymagane (można sprawdzić, w dzienniku ustaw, w internecie, powinna tego uczyć część teoretyczna waszych kursów) , odpowiedzieć samemu sobie szczerze na pytania - jak mi wychodzi łuk, jak poszczególne parkowania, jak pokonuję najtrudniejsze lewoskręty na dużych skrzyżowaniach? czego nie lubię? trzeba dokładnie uzmysłowić sobie i nazwać braki i na nich się skupić, a nie liczyć, że np. parkowania równoległego nie będzie. naprawdę lepiej czasem całą godzinę parkować, albo pół godziny ruszać pod górkę, niż bezsensownie jeździć w kółko po tych samych drogach. trzeba samemu pilnować, żeby godziny jazd były efektywne, żeby po każdej mieć świadomość wyraźnej poprawy. instruktorzy mają po kilku kursantów, nie dziwię się, że być może nie są w stanie pamiętać stanu umiejętności każdego, samemu warto o to zadbać. optymalna wersja przygotowania jest taka, że gdy słyszysz np. "parkowanie prostopadłe", to natychmiast otwiera się szuflada w mózgu, i od razu wiesz, jakie po kolei robić kroki, i do jakiego efektu prowadzą. To wymaga nieco samokrytycyzmu, i częściowo przynajmniej - odciążenia z winy instruktorów, ale naprawdę pomaga. to fantastyczne uczucie, gdy przychodzisz na egzamin i wręcz nie możesz się doczekać poleceń egzaminatora :)
czego wszystkim zdającym w bliskiej i odległej porzyszłości życzę :)
i pozdrawiam gorąco!
ewama
 
Posty: 2
Dołączył(a): niedziela 20 kwietnia 2008, 14:58

Postprzez wulf » poniedziałek 21 kwietnia 2008, 15:42

No i czwarty raz niezdany ;] ośrodek Radarowa - łuk :D

Instruktor bardzo sympatyczny. Żałuję, że nie dane mi było z nim pojeździć. Łuk oblałem przez własną pychę, bo myślałem, że "jakotako" go pamiętam i uda mi się go dobrze zrobić za pierwszym razem (przerwa 2-miesięczna).

Teraz rozumiem co miała na myśli autorka poprzedniego postu :/ Wczoraj go czytałem i żałuję, że nie wziąłem go sobie do serca... Trochę samokrytyki i wszystko mogło być ok :(
wulf
 
Posty: 18
Dołączył(a): niedziela 02 grudnia 2007, 15:42
Lokalizacja: Warszawa

Odlewnicza - teoria x1 i praktyka x3

Postprzez Khay » wtorek 22 kwietnia 2008, 10:48

Witam

Postaram się streszczać, ale z góry uprzedzam - jestem typem piszącym rozwlekle. Za wszelkie uszczerbki na zdrowiu tym spowodowane odpowiedzialności nie biorę...

Teoria - 8 listopada 2007

Do teorii podszedłem dość spokojnie. Stres łączył się jedynie z tym, że jeśli nie zdam - to w zasadzie tylko na własne życzenie. Nie ukrywam, pytania znałem na pamięć. Po dziesięciu minutach byłem już na zewnątrz, 0 błędów. Ale tuż przede mną wyszedł jakiś młody jegomość, który swą wiedzę chyba przecenił... Jako jedyny (o ile się orientuję) zapisywał się później na teorię, nie na praktykę.

Praktyka - 1 raz - 29 grudnia 2007

Zdawałem w sobotę, tuż przed sylwestrem, więc liczyłem na to, że będzie w miarę pusto na mieście. Najgorsze było oczywiście oczekiwanie aż mnie poproszą. Wreszcie - jest - komputerek mnie wylosował. Egzaminator sympatyczny, nieco starszy. Zaprowadził mnie do samochodu, kazał opowiedzieć co pod maską. Troszkę się zakręciłem przy sprawach związanych z olejem (wiele nie brakowało a próbowałbym wmówić egzaminatorowi, że miernik wsuwa się do wlewu oleju :P ) - to mnie nauczyło przy kolejnych podejściach by jednak przypomnieć sobie szczegóły. Później światła, omówienie po włączeniu, sprawdzenie, czy wszystkie świecą. Wreszcie klakson i na łuk. Łuku obawiać się nie zamierzałem - na jazdach pod koniec wręcz prowokowałem jakieś błędy, by musieć na bieżąco korygować tor jazdy, więc "czułem" dobrze autko. I się nie zawiodłem. Później górka - i tu skucha. Chwila dekoncentracji i po wjechaniu na wzniesienie bezmyślnie puściłem sprzęgło. Auto było naturalnie cały czas na jedynce, hamulec zaciągnięty... Jaki był skutek, tłumaczyć chyba nie muszę. ;) Egzaminator uznał, że to pierwsze podejście. No i się troszkę zagotowałem, bo już widziałem siebie jak oblewam na górce... Grrr! Na szczęście za drugim razem poszło już lepiej, więc pora ruszyć w miasto. Ale już nerwy napięte, co ostatecznie kosztowało mnie chyba uwalenie egzaminu. Z ośrodka wyjechaliśmy w prawo, w Annopol. Dalej nad Toruńską, do skrzyżowania ze światłami. Tam w prawo, później w lewo w uliczkę z masą równorzędnych skrzyżowań. No i tu się wszystko miało skończyć... jak ten cioł ostatni skupiłem się na prawej stronie nie tylko na tych równorzędnych, ale także w czasie ruszania spod stopu na końcu. Hamulec, wymuszenie na pojazdach z lewej... Egzaminator miał niezły zgryz co wpisać mi w kartę egzaminacyjną, bo nawet jeszcze nie popatrzył co robię dobrze, co nie. ;) Przesiadka za skrzyżowaniem na jakimś podjeździe i powrót do ośrodka.

Praktyka - 2 raz - 16 luty

Znów sobota, tym razem ósma rano. Chyba mój główny błąd... Byłem półprzytomny, bo żeby na czas dojechać do ośrodka to koło 6.30 musiałem się zbierać z domku. Czekanie znów dobijająco długie, wreszcie jest, idę... I tu zonk. Byłem tak zestresowany (chciałem zdać tym razem, by móc rodzinkę na święta zawieźć do teściów), tak bardzo chciałem zdać, że wychodząc na plac prosiłem niebiosa, bym oblał na łuku.... :roll: Nie udało się ;), ale na górce zdenerwowanie osiągnęło apogeum i znów zawaliłem. Nie miało znaczenia to, że na jazdach nigdy mi się to nie zdażyło... Za drugim razem - ruszyłem niemal z piskiem, tak mi noga na gazie "chodziła". Wyjechaliśmy na miasto i znów ta sama trasa. Tym razem jednak prawidłowo pojechałem, a raczej pojechałbym. Na stopie się zatrzymałem, ale jakoś nie skojarzyłem, że stoję na górce. Za mało gazu, auto zdechło. Gdy ruszyłem dalej już się wszystko we mnie chyba trzęsło... ;) Parkowanie prostopadłe - zawaliłem, bo nie dałem rady "dokręcić" do pionu, wybrałem miejsce gdzie akurat ktoś coś majstrował pod maską, więc musiałbym dokręcać na niego. Nie pomyślałem o korekcie, skos był na moje oko nieduży - na oko egzaminatora jednak za wielki. Zapowiedział powtórkę. Ruszamy dalej - zawracanie. Mogłem sobie wybrać, z infrastukturą czy bez. Wybrałem z i znów, zgasł mi w czasie wtaczania się na podjazd. Niepotrzebnie się tym podenerwowałem i już zacząłem w ogóle szaleć. Doszło do tego, że usiłowałem uruchomić silnik bez wciśniętego sprzęgła... :/ Egzaminator zapowiedział powtórkę i jechaliśmy dalej. W międzyczasie równorzędne, gdzie po prawej miałe L-kę. Chwilka wątpliwości, czy nie było znaku z pierwszeństwem... nie. Staję. L-ka jedzie. Jestem w domu. No i znów parkowanie... Jadę sobie spokojnie i widzę lukę, ale już ją minąłem. I tu - głupota totalna - prośba czy nie mogę zaparkować tyłem. W życiu manewru takiego nie ćwiczyłem wcześniej, bo nikt tego na kursach raczej nie uczy ;) ale udało się wjechać równo. I może by mi to egzaminator zaliczył nawet, ale przed parkingiem wyraźnie było pokazane JAK należy na nim parkować. Druga skucha, koniec egzaminu. Spytałem czy to już koniec, egzaminator rzekł, że jak uważam. No więc uznałem, że chyba na ten dzień mi wystarczy wrażeń, powróciliśmy więc do ośrodka. A tam - parkowanie prostopadłe przodem na placu, obok innych L-ek. Swobodnie, bezpiecznie, równiutko. No, ale to już nie miało znaczenia. Na koniec komentarz egzaminatora, że powinienem chyba bardziej panować nad emocjami, że za dużo ich wkładam w egzamin i przez to popełniam proste błędy.

Praktyka - 3 raz - 12 kwietnia

Sobota, 14. Całkiem dobra pora na zdawanie. Zgodnie z sugestią na tym forum tego samego dnia wziąłem jeszcze godzinę jazd, by się oswoić z autkiem. W międzyczasie zmiana auta - z corsy na yariskę. Jak dla mnie - żaden problem. Nawet z układem elementów pod maską problemu żadnego nie miałem. Czekałem do 15.10, przypadkiem włączyłem się w rozmowę dwóch sympatycznych pań, również oczekujących. Jedna - po raz pierwszy, druga - po raz szósty. Troszkę się pośmialiśmy, powspominaliśmy (i jazdy, i - z tą drugą - egzaminy). Wreszcie zagrzmiało. Jak się okazało to mój egzaminator był. I już w tym momencie czułem, że pewnie nie zdam. Z wyglądu egzaminator też nie był jakoś sympatyczny czy wyrozumiały. Jakże pozory mogą mylić... Pierwsze zaskoczenie, że przedstawiając się podał mi rękę. Normalnie szok. ;) Później pochwalił się 100% skutecznością (dwóch kierowców przyszłych zdało tego dnia u niego za 1-szym razem). Dalej na plac. Troszkę tego dnia wiało i padało, więc szybciorem - pokazał mi to i owo pod maską, miałem wyjaśnić. O światłać słuchać nie chciał, miałem je tylko skontrolować. Sam sprawdził stop i cofania. Łuk - bezboleśnie. Górka - jak nigdy ;) a raczej jak zawsze poza egzaminami. Na miasto i znów ta sama trasa... Będzie mi się śnić chyba. A tu jeszcze polecenie - zatrzymać się po prawej, parkowanie równoległe. To umiałem, przyznaję, najsłabiej. Już nawet widziałem jak uwalam wjeżdżając za płytko. Ale gdy stanąłem to w lusterku widziałem wyraźnie - pasażer nie miał nawet gdzie stopy na jezdni postawić ;) Na skrzyżowaniu ze stopem skręt w lewo - troszkę zawyłem silnikiem, ale uwag nie było. Później skręt w jakąś wąską uliczkę, po mojej stronie zaparkowany sznur samochodów. Z naprzeciwka - w oddali - autko. Decyzja, czekam czy jadę? Ostatecznie decyduję się jechać i... dużo nie brakowało. W ostatniej niemalże chwili znalazłem miejscówkę, prawie musiałem tam znów parkować równolegle, auto "sąsiada" na szczęscie się zmieściło. Uff... jadę dalej - i powtórka z rozrywki. Znów się udało, ale komentuję sobie pod nosem, że niepotrzebnie tam wjeżdżałem, że mogłem zaczekać. Egzaminator tylko się uśmiechnął "gdyby pan robił tak jak pan mówi na pewno byłoby spokojniej." Jeździmy sobie dalej, żadnych niespodzianek, w końcu polecenie zawrócenia na skrzyżowaniu, a później od razu - skrętu w prawo. Trzeba zmienić pas z "dojazdówki" (czekam spokojnie, aż się skrzyżowanie oczyści), później znów na prawy pas.. I tak się zapatrzyłem na auta z tyłu, że przeoczyłem, że już mi się ciągła linia przed przejściem zaczęła. "Musi pan przejeżdżać po ciągłej linii?" Spokojnie spytał pan egzaminator. Odpowiedź znał tak samo dobrze jak ja. ;) Jedziemy dalej, potem skręt w jakąś uliczkę, polecenie zawracania z użyciem biegu wstecznego i infrastuktury drogi. I co ja zrobiłem znów? Oczywiście zapomniałem dodać troszkę gazu przy cofaniu (górka była całkiem spora) i auto zdechło. Po lewej dłoni miałem już "widza", który chciał jechać prosto. Ale spokojnie sobie czekał, więc egzaminator widząc, że się całością niepotrzebnie stresuję uspokoił, żebym spokojnie dokończył manewr, że widać, że facet czeka na mnie. Szok - egzaminator uspokaja egzaminowanego... ;) Ruszyłem, pojechałem. Widzę kątem oka, że pan egzaminator wpisuje "N", pytam więc, czy będziemy powtarzać... A on na to (spokojnie, bez wrzasków) "Jeśli pan chce powtarzać, nie ma sprawy. Moim zdaniem było ok. Ale niech pan jeszcze raz ciągłą linię przejedzie, to się pan przekona ile to kosztuje - zdawać jeszcze raz". Na koniec uśmiech chyba jakiś na jego twarzy dostrzegłem znów. No normalnie szok. Dalej skręt w lewo z podporządkowanej, przecinający się z łamanych pierwszeństwem (również w lewo, ale z innego kierunku). Standard, ale łatwo tam wpakować się na podwójną ciągłą. Dalej jedziemy już w kierunku ośrodka... I tu myśl - kurcze, nie byliśmy na rondzie... No i jest - polecenie skrętu w prawo, potem w lewo, dojeżdżamy do ronda na Toruńskiej. I tam się mi zachciało zmienić pas - z lewego na prawy. Egzaminator coś tam skomentował, ja go chyba troszkę źle zrozumiałem (sądziłem, że uznał to za błąd - a on jedynie zwrócił mi uwagę - jak instruktor niemalże - że taki manewr w tym miejsu nie ma sensu, że lepiej się trzymać własnego pasa itd. Ale to wszystko usłyszałem już za rondem niestety. Więc na rondzie byłem nieco podenerwowany i już niemal pewien, że mnie uleje. Za głupią dyskusję o zmianie pasa... Grrrrr... Jakiż zły byłem na siebie. No to sobie zaraz dołożyłem tej złości. Na rondzie miałem skręcić w lewo, ustawiłem się ładnie, a tu zmiana światełek, puszczą sprzęgło, naciskam gaz - jak zawsze... Cisza. Kontrolki. Que? Patrzę na dźwignię zmiany biegów - olśnienie. No tak, raz na jazdach z trójki udało mi się ruszyć... ale na egzaminie? Marne szanse. Zmiana szybko na jedynkę, zapłon, turlam się do świateł. Myśl oczywista - no teraz to już uleje mnie na bank. A za chwilkę kolejna - kurde, przecież to nie ja decyduję tylko egzaminator. Może dam mu wreszcie wykonywać swą robotę...? Więc się rozluźniłem (szkoda że nareszcie, ne? ;) ) i rondo przejechałem oczywiście bez bólu. Zmieniłem przy skręcie pas na środkowy, a pan egzaminator - znów spokojnie - że nie potrzebnie to robiłem, że lewym pasem też mogłem wyjechać, a tak to niepotrzebnie ryzykowałem, że komuś za jadę. Prawie dodał "jak będzie pan zdawał egzamin". ;) Mówię wam, normalnie zacząłem się czuć, jakbym jechał z instruktorem. Później Toruńską, aż do zjazdu na Żerań Wschodni (tu uwaga, że za wcześnie kierunek włączyłem i mogłem zmylić wyjeżdżających z bocznej uliczki), w prawo w Odlewniczą, "szczególna ostrożność" na nieczynnym od wieków przejeździe kolejowym, wjazd w bramę, parkować miałem gdzieś przy garażach. Cały czas gadałem jak najęty, co egzaminatora nieco drażniło i dowcipnie, bez zdenerwowania w głosie, mnie za to ganił. Naprawdę, złoty człowiek. Na koniec wynik pozytywny. Ja na to że dziękuję, że mam świadomość, że mógł mnie spokojnie na tym egzaminie uwalić. A on na to ze spokojem, że to nie sztuka uwalić, że on wie jakimi prawami żądzi się egzamin i że on w przyszłych kierowcach dopatruje się pozytywów, a nie szuka dziury w całym. A uwalić mógł nas wszystkich, a wszystkich przecież puścił, bo radzimy sobie z samochodem. Wszystkim życzę takiego egzaminatora. Mimo kilku błędów mniejszych (raz przejechałem na pomarańczowym, ale alternatywą byłoby baaardzo gwałtowne hamowanie. Raz miałem wrażenie, że wjechałem na przejście gdy pieszy już na nim stał - ale to w czasie egzaminu tylko, później jak na spokojnie przeanalizowałem uwzględniając prędkość moją i pieszego - to wyszło mi, że pieszy musiał stać przed przejściem) egzamin zaliczyłem. Jednego jestem pewien - do poziomu kierowcy sporo mi jeszcze braknie, na pewno będę się chciał jeszcze kształcić (stąd, między innymi, moja obecność na tym forum). Cieszę się jednak, że będę miał możliwość zdobywać już doświadczenie w samodzielnej jeździe, bez "asekuracji" w postaci osoby na drugim fotelu, która za mnie będzie mogła depnąć po hamulcach. Inaczej się nie przekonam, na ile i jak naprawdę potrafię jeździć... :)

Pozdrawiam
Khay
Avatar użytkownika
Khay
 
Posty: 800
Dołączył(a): niedziela 20 kwietnia 2008, 21:54
Lokalizacja: Warszawa

:)

Postprzez magdak » wtorek 22 kwietnia 2008, 15:02

WORD Powstańców śląskich

teoria -zaliczona
praktyka 22.04,podejście pierwsze-zaliczone:)

zostałam wyczytana jako jedna z pierwszych,na placyku bez problemu,po wyjeździe z ośrodka w prawo,następnie na pierwszym skrzyżowaniu w lewo,tam na parkingu parkowanie prostopadłe przodem,zawracanie z wykorzystaniem infrastruktury po prawej stronie,a później to niestety nie pamiętam,gdzieś w okolicach carefuora,zawracanie na rondach.Egzaminator trafił mi się fajny,dosyć wcześnie mówił gdzie mam skręcić itp, nie odzywał sie podczas jazdy przez co mogłam sie skupić,nie było żadnych podchwytliwych zadań.jeździłam ok 45 minut:)
magdak
 
Posty: 18
Dołączył(a): czwartek 20 marca 2008, 15:41

Postprzez jamnik » wtorek 22 kwietnia 2008, 16:50

WORD Radarowa

Teoria 22.02 - 0 błedow.

Praktyka I 12.03 - pech.pech.pech.

Praktyka II 22.04 - zaliczone!

Egzamin mialem wyznaczony na godzine 11. Bylem troche przed czasem, popatrzylem na placyk. O 11 wyczytano jakiegos chlopaka. Potem nastepne 2 osoby o 11.15. Strasznie wolno to szlo, od 11.45 do 12.30 nie wyczytano chyba nikogo... W miedzyczasie zauwazylem, ze jednym z egzaminatorow jest kobieta.. dziwne uczucie ;) Wylosowala jakiegos mlodego faceta, poszli. Potem stalem juz na dworzu, bo bylo goraco w srodku. Ta pani wracala wraz z egzaminowanym..podala mu reke i poszla. Chlopak pochwalil sie, ze zdał. Byla 12.50. Nagle wyczytuja jedna, druga, trzecia osobe. Po chwili damski głos: w wyniku losowania komputerowego egzaminowany bedzie pan... JA! Strasznie dziwnie sie poczulem.. kobieta? No to kiepsko. Pani po chwili wyszla, sprawdzila dokumenty, zazartowala. Poszlismy na plac. Otworzyla kluczyki, spytala czy nie chce czegos odlozyc na siedzenie (kurtka) i zaczela rozmawiac z egzaminatorem obok. Powiedziala: prosze wsiasc, ustawic wszystko i uruchomic silnik. Wsiadlem, zaczalem ustawiac a ona otwiera drzwi: mial pan uruchomic silnik, jak sie nie slucha egzaminatora to egzamin szybko sie konczy :) .
Troche sie zdenerwowalem, w koncu uslyszalem polecenie, ale nie zdazylem go jeszcze wykonac (tymbardziej ze ona rozmawiala z kolega).
Pokazalem wszystkie swiatla, zajrzelismy pod maske. Byla dosc dokladna, nie to co facet na pierwszym egzaminie, ktory zanim jeszcze cos wlaczylem czy pokazalem to powiedzial ze "dobrze, nastepne.." :D

Wjechalem na luk, kazala mi jechac. Balem sie bardzo, niby schemat znam, ale gdyby cos nie wyszlo? Przejechalem go jakos w miare spokojnie i szybko, pani podeszla i powiedziala ze pierwsze zadanie wykonane poprawnie. Potem gorka - bezproblemu. Wsiadla i powiedziala, ze wyjezdzamy na miasto. Czyli juz jest dobrze ;)
Wyjazd z Radarowej jest bardzo nieprzyjemny (ci ktorzy tam byli - wiedzą). Stalem, stalem.. zawsze doradzano zeby sie tam nie spieszyc, bo mozna latwo wymusic. Pani nagle do mnie: no, za biala toyota bedziemy ruszac.. No to ja zwiekszam obroty, toyota mnie minela i wyjedzam. Egzaminatorka: ale szybciej szybciej bo pana ciezarowka zmiecie!
Na pierwszych swiatlach oczywiscie w prawo, w Radarowa. Tam po chwili parkowanie prostopadle. Stal tylko jeden samochod, wiec moze bylo troszke latwiej. Zatrzymalem sie. "Czy napewno zakonczyl pan manewr parkowania?". Wyjrzalem przez szyby, spojrzalem w lusterka. "Tak". Dobrze, wyjezdzamy. Za sekunde mam zawrocic "nie dalej niz prog zwalniajacy - mozna wykorzystac infrastrukture". Szybko to zrobilem i wracamy na Hynka. A spodziewalem sie, ze bede jezdzil od razu po tych uliczkach.
Potem na swiatlach w prawo, w Grojecka. Skrecam a pani: prosze bardziej uwazac na tor jazdy, ma pan taki maly samochod, a jedzie jakby autobusem. Troche sie zdziwilem, bo wg mnie wszystko bylo dobrze. Ale nie stresuje sie, jedziemy. Potem prowadzila bardzo roznie, trasy nie pamietam zupelnie. Wiem tylko, ze mialem prawie same skrety w prawo :D
Nagle skret w lewo i jednokierunkowa.. spodziewam sie ze bedzie skret w lewo z niej, no bo tam jest linia ciagla za daleko namalowana na skrzyzowaniu.. A tu nie - prosze w prawo :) Zrobilismy kolko i znowu po tej samej jednokierunkowej.. nie wiedzialem jaka tam jest predkosc (nie zauwazylem znaku) wiec jade tak 30-35.. (bo mozliwe, ze bylo 30, a przeciez na takiej malej uliczce 30 to jest ok, nawet jak 50 dozwolone). Slysze: ale prosze dostosowac predkosc, do warunkow na drodze!
W tym momencie watpliwosci - jade za wolno? moze tu jest 50? a moze za szybko, w koncu to dosc waska jednokierunkowa.. Na szczescie za chwile koniec i znowu skret w prawo. Potem "na swiatlach w lewo". Zapala sie zielone, ruszam, skrecam, ale ktos dochodzi do przejscia. No to zatrzymuje sie.. ale oni nie idą. Z tylu ktos trabi a pani: no co jest? "No bo oni wchodzili.."
"Co wchodzili? Nie wchodzili..maja czerwone. Prosze obserwowac sygnaly swietlne.."
Poczulem, ze to koniec.. ale z drugiej strony, to zaden powazny blad.
Jezdzilismy dalej po okolicy. Nagle skrzyzowanie Banacha ze Zwirki. Mam zawrocic.. na szczescie przedemna dwa samochody i czerwone swiatlo. Mialem troche czasu, bo inaczej rozpedzilbym sie i zawrocil wjezdzajac pod prad :D
Nagle pojawilismy sie przy Hynka.. zawracanie na rondzie.. Poszlo gladko. Stacja Orlenu, takze juz blisko osrodka. Pani do mnie: pan jezdzil tylko tyle, co na kursie?
"No, tak, jeszcze pare godzin dodatkowych".
"Wlasnie widze, ze troche tych dodatkowych bylo.. o tu skrecamy za salonem w prawo, pod osrodek.. Pewnie tata troche uczył jezdzic? :)"
Ja: "no, kiedys troche.."
Wjezdzamy na teren osrodka, "stop..o tutaj. Prosze pana, wynik pozytywny, gratuluje, prosze zabrac swoje rzeczy z samochodu".
Wysiedlismy, jeszcze idac w kierunku wyjscia zamienilismy pare slow. Pani podala reke, pozegnala sie i poszla.

Teraz czekam na plastik. Bardzo dobry dzien dzisiaj. Dodam jeszcze, ze rano mialem 2h jazd.
13.05.2008 - prawo jazdy kat. B: odebrane.
Avatar użytkownika
jamnik
 
Posty: 362
Dołączył(a): niedziela 14 października 2007, 16:15
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez caramba » środa 23 kwietnia 2008, 22:24

proszę proszę, zdaje się, że kolega jeździł 2 h po mnie :) miałam przyjemność jechać z tą samą egzaminatorką, ogólnie przyjemna kobieta do momentu kiedy nic nie zepsujesz wtedy jest na ciebie mocno zła;), osobiście czułabym się lepiej, gdyby oprócz wydawanych poleceń, egzaminator zaczął jakąs sympatyczną gadkę żeby rozładować napięcie:)
Ja oblałam na rondzie i mogę tylko winę zwalić na siebie, no ale człowiek wciąż uczy się na błędach,
kolejny egzamin już latem...

pozdrawiam
caramba
 
Posty: 3
Dołączył(a): wtorek 22 kwietnia 2008, 13:43

Postprzez tgrzebien » czwartek 24 kwietnia 2008, 07:53

Odlewnicza 21.04.08r.
Zapisany bylem na 7 rano, jednak na plac zaproszono mnie dopiero ok. godz 8:20. Egzaminator byl raczej malo przyjaznie nastawiony na mnie, lapal mnie za slowka i takie tam, no ale pokazalem wsystkie swiatla on mnie wsteczne i stop,dalej, silnik, luk(noga mi sie troche trzesla ;)), gorka-ogolnie plac spoko. Pierwszy blad: czy jest pan przygotowany do jazdy? ja:tak(nie mialem zapietych pasow) czy li jednak nie :PP
Nastepny blad: na jakich swiatlach jezdzimy w dzien?
na mijania
to na jakich ma pan zamiar wyjechac z placu?(drogowe ON :P))
no i trase to srednio pamietam, ale musze przyznac, ze jezdzac na kursie zadko jezdilem tamtymi drogami :) dlatego czulem sie jakos tak nieswojo :P zawracanie na rondzie przy torunskiej, duzo lewoskretow na skrzyzowaniach rownorzednych,z pierszenstwem i swiatlami (na ktorych popelnialem malutkie bledy np. zostajac na skrzyzowaniu, ale to przez "L "ktora przedemna jechala i nie wiedziala ze moze zjechac z tego skrzyzowania;/) ale spoko, pomimo wielu bledow egzamin zaliczony poprawnie :) za pierwszym razem hi hi
tgrzebien
 
Posty: 2
Dołączył(a): sobota 19 kwietnia 2008, 17:13

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Ośrodki egzaminowania kierowców

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 87 gości