Re: WORD Warszawa - relacje z egzaminów, informacje i opinie
Napisane: piątek 30 maja 2014, 09:36
WORD Odlewnicza
Egzamin teoretyczny, 22.05.2014, godz. 12:00, I podejście, pozytywny 74/75
Egzamin praktyczny, 28.05.2014, godz. 13:00, I podejście, pozytywny
Przebieg egzaminu:
Egzaminator starał się od początku być miły i pokazać mi swoją dobrą wolę - gdy ruszałam z miejsca, przepuściłam inny pojazd i zaznaczył, że dobrze zrobiłam. Na łuku pojechałam po linii, za drugim podejściem mi się udało. Na górce też za dużo mi się stoczył, za drugim podejściem jakoś poszło. Padał deszcz i miałam nogi skostniałe od stania w poczekalni, w dodatku sprzęgło zupełnie inaczej wyważone niż w Skodzie, którą jeździłam na jazdach. No i stres oczywiście. Egzaminator już się trochę zachmurzył i rzucił z przekąsem "ciekawe jak na mieście będzie". Wyjeżdżając z ośrodka jechałam lewą stroną drogi zamiast prawą i też mi zwrócił uwagę na to. Wyjechałam z WORD-u w prawo, włączyłam się do ruchu, przepuściłam pieszego, ale w ostatniej chwili go zauważyłam i musiałam trochę mocno po heblach dać. Egzaminator nic nie mówił, jedziemy dalej, przez większość czasu jechałam ładnie i pan nic nie mówił. Potem coś zaczęło mi się mylić. Kazał mi skręcić na skrzyżowaniu w prawo, nie skręciłam, nie zmieniłam pasa i musiałam jechać dalej. Pan mnie zaczął opieprzać, że mogłam się zatrzymać, przepuścić auta i zmienić pas. Potem zaraz za skrzyżowaniem wydał jeszcze raz to samo polecenie, więc skrzętnie skręciłam w najbliższym możliwym miejscu w prawo, ale pan i tak był już zły na mnie i do końca egzaminu utrzymywał, że nie umiem skręcać w prawo i że to niesłychane, żeby dorosła, 20-letnia osoba nie umiała skręcać w prawo. Potem na skrzyżowaniu w lewo mi kazał skręcić, skręciłam, ale nie zajęłam od razu skrajnie prawego pasa i zaraz za skrzyżowaniem zmieniłam na prawy, też się wkurzył na mnie za to. Był też moment, że zapaliło się żółte i się zatrzymałam w ostatniej chwili i też coś pod nosem mruknął "raz przejechała na żółtym, teraz nie..." (w ogóle nie uchwyciłam żadnej wcześniejszej sytuacji z żółtym). Potem kazał mi zrobić zatrzymanie w wyznaczonym miejscu, niby zrobiłam to poprawnie, ale głupio się dopytywałam, czy mam się zatrzymać na ulicy czy na poboczu i też się powkurzał na mnie, że zadaję takie durne pytania, bo przecież jest linia przerywana, to mogę wjechać na pobocze, zamiast stać na ulicy. Potem jedziemy dalej i przekroczyłam prędkość, to też mi zwrócił uwagę, że skrzyżowanie odwołało ograniczenie do 70 i znowu mogę maks 50 jechać. Potem kazał mi po raz drugi wykonać manewr zawracania nie wiem po co, bo za pierwszym razem wykonałam go poprawnie i wybrał do tego tym razem dość ruchliwą ulicę, gdzie miałam kiepską widoczność i ze wszystkich stron naraz jechały auta i wszystkie się zatrzymały, migając mi drogowymi, jak chciałam zawracać (nie wiem czy dlatego, że już trochę na ulicę wyjechałam czy z uprzejmości). I tu też egzaminator musiał sobie komentarzem rzucić: "Pani zawraca, pół Warszawy stoi...". Narzekał też na to, że jest tak mało czasu na wykonanie tych wszystkich zadań. Już wracając do WORD-u nie wrzuciłam kierunku, omijając taksówkę i znowu się wkurzył, zaczął rzucać tą swoją podkładką po kabinie i się załamywać, że kierunku nie wrzuciłam i znowu zaczął mi wypominać, że w prawo nie umiem skręcać - mówiłam mu, że umiem i że wiedziałam, że trzeba ten kierunek wrzucić (jakieś zamroczenie mnie dopadło i nie wrzuciłam). Powiedział, że egzamin ocenia słabiutko, ale mi zaliczył ze słowami, że "przynajmniej się rozglądam".
Niby się cieszę ze zdanego egzaminu, ale szczerze mówiąc jestem zła na siebie, że tak na styk to zdałam i tyle głupich błędów popełniłam.
Egzaminator mi dogryzał chyba dlatego, że chciał, żebym zdała, ale nie ułatwiałam mu tego. Tak że mimo wszystko jestem mu wdzięczna, bo gdyby chciał, to by mnie uwalił, a tak dawał mi do zrozumienia, co źlę robię, wprawdzie w drwiący sposób, ale jednak.
Egzamin teoretyczny, 22.05.2014, godz. 12:00, I podejście, pozytywny 74/75
Egzamin praktyczny, 28.05.2014, godz. 13:00, I podejście, pozytywny
Przebieg egzaminu:
Egzaminator starał się od początku być miły i pokazać mi swoją dobrą wolę - gdy ruszałam z miejsca, przepuściłam inny pojazd i zaznaczył, że dobrze zrobiłam. Na łuku pojechałam po linii, za drugim podejściem mi się udało. Na górce też za dużo mi się stoczył, za drugim podejściem jakoś poszło. Padał deszcz i miałam nogi skostniałe od stania w poczekalni, w dodatku sprzęgło zupełnie inaczej wyważone niż w Skodzie, którą jeździłam na jazdach. No i stres oczywiście. Egzaminator już się trochę zachmurzył i rzucił z przekąsem "ciekawe jak na mieście będzie". Wyjeżdżając z ośrodka jechałam lewą stroną drogi zamiast prawą i też mi zwrócił uwagę na to. Wyjechałam z WORD-u w prawo, włączyłam się do ruchu, przepuściłam pieszego, ale w ostatniej chwili go zauważyłam i musiałam trochę mocno po heblach dać. Egzaminator nic nie mówił, jedziemy dalej, przez większość czasu jechałam ładnie i pan nic nie mówił. Potem coś zaczęło mi się mylić. Kazał mi skręcić na skrzyżowaniu w prawo, nie skręciłam, nie zmieniłam pasa i musiałam jechać dalej. Pan mnie zaczął opieprzać, że mogłam się zatrzymać, przepuścić auta i zmienić pas. Potem zaraz za skrzyżowaniem wydał jeszcze raz to samo polecenie, więc skrzętnie skręciłam w najbliższym możliwym miejscu w prawo, ale pan i tak był już zły na mnie i do końca egzaminu utrzymywał, że nie umiem skręcać w prawo i że to niesłychane, żeby dorosła, 20-letnia osoba nie umiała skręcać w prawo. Potem na skrzyżowaniu w lewo mi kazał skręcić, skręciłam, ale nie zajęłam od razu skrajnie prawego pasa i zaraz za skrzyżowaniem zmieniłam na prawy, też się wkurzył na mnie za to. Był też moment, że zapaliło się żółte i się zatrzymałam w ostatniej chwili i też coś pod nosem mruknął "raz przejechała na żółtym, teraz nie..." (w ogóle nie uchwyciłam żadnej wcześniejszej sytuacji z żółtym). Potem kazał mi zrobić zatrzymanie w wyznaczonym miejscu, niby zrobiłam to poprawnie, ale głupio się dopytywałam, czy mam się zatrzymać na ulicy czy na poboczu i też się powkurzał na mnie, że zadaję takie durne pytania, bo przecież jest linia przerywana, to mogę wjechać na pobocze, zamiast stać na ulicy. Potem jedziemy dalej i przekroczyłam prędkość, to też mi zwrócił uwagę, że skrzyżowanie odwołało ograniczenie do 70 i znowu mogę maks 50 jechać. Potem kazał mi po raz drugi wykonać manewr zawracania nie wiem po co, bo za pierwszym razem wykonałam go poprawnie i wybrał do tego tym razem dość ruchliwą ulicę, gdzie miałam kiepską widoczność i ze wszystkich stron naraz jechały auta i wszystkie się zatrzymały, migając mi drogowymi, jak chciałam zawracać (nie wiem czy dlatego, że już trochę na ulicę wyjechałam czy z uprzejmości). I tu też egzaminator musiał sobie komentarzem rzucić: "Pani zawraca, pół Warszawy stoi...". Narzekał też na to, że jest tak mało czasu na wykonanie tych wszystkich zadań. Już wracając do WORD-u nie wrzuciłam kierunku, omijając taksówkę i znowu się wkurzył, zaczął rzucać tą swoją podkładką po kabinie i się załamywać, że kierunku nie wrzuciłam i znowu zaczął mi wypominać, że w prawo nie umiem skręcać - mówiłam mu, że umiem i że wiedziałam, że trzeba ten kierunek wrzucić (jakieś zamroczenie mnie dopadło i nie wrzuciłam). Powiedział, że egzamin ocenia słabiutko, ale mi zaliczył ze słowami, że "przynajmniej się rozglądam".
Niby się cieszę ze zdanego egzaminu, ale szczerze mówiąc jestem zła na siebie, że tak na styk to zdałam i tyle głupich błędów popełniłam.
Egzaminator mi dogryzał chyba dlatego, że chciał, żebym zdała, ale nie ułatwiałam mu tego. Tak że mimo wszystko jestem mu wdzięczna, bo gdyby chciał, to by mnie uwalił, a tak dawał mi do zrozumienia, co źlę robię, wprawdzie w drwiący sposób, ale jednak.