przez Tyszmar » czwartek 16 lipca 2009, 00:33
Moja droga do prawka :) (zdane za I podejściem)
13.05.2009 egzamin z teorii, kto się nauczył ten zdał (1 błąd :P)
Po dwóch miesiącach przyszedł czas na praktykę.
Egzamin praktyczny przypadł mi na 14.07.2009 na godzinę 11:30.
Wstałem rano, w sumie bez żadnego stresu, nastawiłem się na to, że zdam albo nie i tyle, jak nie to podejdę do tego drugi raz i już.
Godzina 11.20 byłem w WORDzie (w Tychach oczywiście bo tutaj też mieszkam hehe :))
Małe zamieszanie bo nie wiedziałem czy mam się gdzieś zapisywać czy co innego robić. W końcu usiadłem i czekam. Nagle wołają kolesia, który po zdanej teorii zapisywał się na praktykę i stał tuż przede mną. Więc pomyślałem, że pewnie po nim będę ja (Trafił mu się chyba fajny kolo - bynajmniej tak wyglądał). No i nie czekałem długo, po 5 minutach usłyszałem moje nazwisko, niski Pan z ciemnymi oczami i średnio miłym głosem wyczytał moje nazwisko (inicjały egzaminatora H.S). Niższy sporo ode mnie (mam 182cm wzrostu) więc poczułem lekką przewagę hehe :D
No nic idziemy do samochodu (w sumie nawet nie wiem jaki to był, czy punto czy corsa) pamiętam jedynie nr, trafiłem na 5.
Wsiadłem od strony pasażera i się zaczęło, wszelkie formalności, wszystko bardzo oficjalnie bo nagrywane przez kamery, aż się trochę zmieszałem widząc siebie na monitorku :P No nic po przedstawieniu sytuacji, egzaminator podał mi 2 rzeczy, które miałem sprawdzić (według nowych przepisów losuję się jedną część spod maski i jedno światło). Trafiłem no płyn chłodniczy i światła stopu - wszystko bez problemu. Przyszedł czas na łuk, wsiadłem do samochodu i usłyszałem: "Jak będzie Pan gotowy proszę wcisnąć klakson i ruszyć." Poustawiałem sobie wsio, zapiąłem pasy i titnąłęm :P Ruszyłem, jazda do przodu spokojnie, zatrzymałem się no i ruszam do tyłu, po chwili nagle się zatrzymuje. Podchodzi egzaminator i informuję mnie, że mam wysiąść z samochodu. Wychodzę i mówi, że zatrzymałem pojazd za linią więc muszę powtórzyć cały łuk od nowa, jeżeli znowu mi nie wyjdzie to egzamin będzie oblany. No nic, jechałem do tyłu i łuk wyszedł idealnie, gdyby nie zatrzymanie to miałbym go już za sobą. No ale nic, robię go jeszcze raz, noga cholernia skakała mi po sprzęgle ale jakoś przejechałem ten łuk, do tego pomieszały mi się pachołki ale jakoś się wyrobiłem. Łuk zdany. Potem ruszanie z ręcznego, bez kłopotu i wyjazd na miasto, usłyszałem tylko że część techniczna zaliczona oraz plac manewrowy zaliczony. (Przypomnę, że zdawałem w nowej siedzibie WORDa w Tychach. W tym przy METRO). Wyjechałem na miasto i usłyszałem tylko: "Ale Pan szarpie tym samochodem", wynikało to ze stresu spowodowanego łukiem ale szybko się opanowałem. Na mieście, jazda gdzie się tylko da. Po 5 minutach przed przejściem dla pieszych (tym koło sklepu 24 Mrówka bodajże, co się skręca w stronę starych Tychów jakby się do teatru małego jechało). Przejście bardzo długie a on mi po hamulcach. "Dlaczego Pan nie chciał przepuścić tej kobiety?". Moje pierwsze pytanie "Jakiej kobiety?" Patrze i idzie jakaś lolita 200 metrów ode mnie. I zaczynam nawijkę.
"Po pierwsze kobieta ta była jeszcze bardzo daleko, po drugie na środku jest mała wysepka na której mogłaby się zatrzymać i po trzecie nie wkroczyła jeszcze żadną nogą na przejście dlatego tez chciałem przez nie przejechać." Popatrzył na mnie z byka i powiedział "yhym". Ruszyłem dalej do przodu. Jechałem w stronę dworca więc pomyślałem, że chce mi zrobić równoległe parkowanie i sie przeraziłem. Ale na skrzyżowaniu kazał skręcić w prawo w stronę Wiklowyj. Wylądowałem koło Mc'Donalds i zawracanie na 3, cofałem na jakiś "parking" i były słupki oddzielające poszczególne miejsca. Usłyszałem tylko czy nie zaczepie tego słupka ale z impetem wjechałem od tyłu na parking i powiedziałem, że nie hehe :P Jedyna i do przodu. Wracałem i jechałem w stronę teatru małego. Koleś kazał mi się rozpędzić do maksymalnej dozwolonej prędkości i zatrzymać się na wysokości znaku drogowego. Rozpędziłem się i zacząłem hamować jak przekroczyłem znak a on na mnie z mordą, że miałem się zatrzymać na wysokości znaku a nie za nim (w sumie miał rację) kazał powtórzyć no i sie udało lol ;)
Jechałem dalej prosto koło Jokerai wracałem dokładnie tą samą drogą, która przyjechałem. Po drodze znak STOP więc trzeba było sie zatrzymać, strasznie tam wąsko ale jakoś poszło. Jechałem w stronę pływalni i myślałem, że tam zrobi mi parkowanie a on nie, jedziemy prosto. (Cały czas marudził, że musimy zrobić wyprzedzanie bo ma takie wytyczne). Jechałem koło Kruczka do góry w strone szpitala. Przez skrzyżowanie prosto i kazał skręcić w lewo zaraz koło Biedronki. tam znowu ciasno jak cholera do tego jakieś samochody się poklinowały i stałem. W końcu się rozjechali i jechałem tą 20 na liczniku. Woził mnie tamtymi dorgami, w końcu wjechaliśmy na jakiś parking gdzie kazał mi zrobić parkowanie prostopadłe (bez problemu) wycofałem w tym kierunku jak wjechałem i słyszę to jedziemy prosto. Patrze a tam znak Zakaz ruchu w obu kierunkach, patrze na niego i mówię, przykro mi ale nie możemy tam jechać, koleś na mnie looknał i z tekstem, że mam zawrócić na tym parkingu używając biegu wstecznego. Było tak ciasno że, na 3 się nie dało zawrócić raczej na 6 ale w końcu wykręciłem. Pojechałem w lewo znowu jakimiś drużkami i nawet nie wiedziałem gdzie już jestem bo pierwszy raz widziałem te uliczki. W końcu kazał mi zawrócić na jakieś kamieniach, dobrze, ze zawieszenia nie urwałem. :P Wracałem znowu w stronę Biedronki. Zasada prawej ręki, więc trzeba tam uważać, uczepił się, że ja na to nie patrze ale odpowiedziałem, że patrze i jechałem dalej. Pojechaliśmy w prawo stronę pływalni i szukaliśmy czegoś co można wyprzedzić. Złozyło się tak, że dosłownie goniłem koparkę, złapałem ją dopiero przy giełdzie kwiatowej, wyprzedziłem i kazał mi zawrócić.Jechałem prosto w stronę komendy policji i na tym skrzyżowaniu wjechałem w lewo w jednokierunkową w stronę Urzędu Skarbowego i Azetu. Trzeba tam uważać bo jest ciasno, samochody parkują po prawej i są mało widoczne przejścia dla pieszych, zatrzymywałem się przed każdym i w końcu nie wytrzymał i z tekstem "Ale nie musi Pan wszystkich przepuszczać, odpowiedziałem tylko, że raz mnie chciał już oblać więc wolę nie ryzykować, a zatrzymani się mnie nie zbawi" Przy US skręciłem w prawo i jechałem Grota Roweckiego w stronę hotelu Tychy. Jechałem cały czas prosto i w końcu byłem przy bramie słońca (na tym rondzie) kazał mi tam zawrócić ale w ostatniej chwili zdecydował, że pojedziemy w prawo bo będzie szybciej. Oczywiście wtramolił mi się autobus na pas ale nie miałem wyjścia tylko go wpuścić. Jechalem obok tych budek (kebab, gsm, miesny itp) Na rondzie w prawo i w stronę ośrodka, zacząłem sie nerwować i myślałem "Tylko teraz czegoś nie <&%#$@>". No kolejnym rondzie w prawo i zaraz zawrócić i wjechać do ośrodka. Wjechałem i zatrzymałem się w cieniu, bo mu było gorąco (a ciekawe co ja miałem powiedzięć:D:D) coś tam notował i powiedział. "Na początku bałem się z Panem jeżdzić ale później udowodnił Pan, że jest dobrym kierowcą, dlatego egzamin zdany pozytywnie" :) Cieszyłem się jak głupi, zapytał się jeszcze czy to był mój 1 raz, powiedziałem, że tak, to odparł że w takim razie gratuluje jeszcze bardziej i zyczy bezwypadkowej jazdy. Wysiadłem i koszulka kleiła mi sie do pleców :D
Się rozpisałem :P
Mam nadzięję, że komuś sie to przyda.
Zycze powodzenia!