Witam Was.
3.02.11r. miałem 3. mój egzamin.
Egzamin miałem na porę 12.30, wparowałem do ośrodka o 12.40. I zdyszany wchodząc słyszę moje imię i nazwisko. Nie zdążyłem się dzięki temu nawet poważnie zestresować, co było zaletą, a ludzi w środku była cała masa, więc pewnie jak zwykle by się znowu nakręcali (i mnie też przy okazji).
Egzaminator na oko wydawał się bardzo gburowaty i nieprzyjemny i jak się później okazało - nie pomyliłem się ani trochę. Było nawet gorzej niż myślałem.
Do pokazania miałem sygnał dźwiękowy i światła awaryjne, więc chyba lepszego zestawu nie mogłem wylosować. Łuk bez problemu, za to na górce auto mi się stoczyło. Za drugim podejście dodałem masę gazu i auto pojechało. Jechałem w lewo i lewo. Już miałem skręcać na światłach w lewo, gdy okazało się, że nagle światło mi się zmieniło z zielonego na żółte. Bardzo ostro zahamowałem, najeżdżając nawet trochę na linię za sygnalizatorem nie mając wyjścia. Egzaminator nic nie powiedział. Skręciłem w lewo, zająłem prawy pas i jechałem w tej ciszy i jechałem. No i lewego kierunku nie wyłączyłem (ale na szczęście nie można było skręcać w lewo i nie przeszkadzał) no i słyszę od egzaminatora "długo to mi jeszcze będzie tak migać?!" no i z niewzruszoną miną wyłączyłem ten kierunek. Potem kazał mi skręcić w prawo obok takiego salonu samochodowego na jakieś zadupie. Najpierw był przejazd tramwajowy i znak STOP. Zatrzymałem się i oczywiście jechał jeden tramwaj, a po nim drugi. Więc cierpliwie przeczekałem i dalej w trasę. Potem było pierwsze zadanie - rozpędzić się do 50km/h i zatrzymać przy płycie betonowej. Zrobione bez problemu. Potem powiedział, że mam wykorzystać skrzyżowanie po prawej stronie do zawrócenia, które ledwo widziałem, więc się spytałem i oczywiście powiedział "czy ja w ogóle słyszę co on do mnie mówi" -,-. Zawróciłem i potem w prawo na BYTOM kochany. Teraz dokładnie nie powiem, co robiłem, ale wiem, że miałem same skręty w lewo oczywiście. Potem parkowanie skośne gdzieśtam. Potem ustąpiłem miłej pani na przejściu dla pieszych i egzaminator mi powiedział, że ja nie jestem od zapraszania pieszych na przejście i mam na karcie mały błąd zaznaczony i wielkimi literami "ZAPRASZA"...
Potem dalej pojeździłem, głupi był skręt w lewo jak są dwie jednokierunkowe, że jedna jest w prawo, a dopiero dalej jest ta w lewo i trzeba podwójnie ustępować pierwszeństwa. Ale jakoś podołałem. Potem pojeździliśmy po tym Bytomiu w grobowej ciszy i pociąganiu nosem egzaminatora.
Potem już wracałem i kazał mi skręcić w prawo na ślepą uliczkę koło stacji benzynowej. Tam zaparkować DRUGI raz tylko, że prostopadle i drugi raz zawrócić. Z tym zawracaniem miałem niemały problem, inne auto stało na ulicy i miałem cholernie mało miejsca. Musiałem ciągle kręcić to do przodu, to do tyłu. Egzaminator powiedział "Ja zaraz zakończę ten egzamin", a ja dalej z bananem na ustach robiłem ćwiczenie, bo nie miał za co mnie oblać, bo może długo, ale bardzo bezpiecznie zawracałem. Potem zawróciłem no i powrót do ośrodka, wpadliśmy w korek mały. No i potem te 3 sygnalizatory jeszcze, skręt w prawo no i potem parkowanie w ośrodku i zabezpieczenie auta. Coś tam wypisał i powiedział "Zdał Pan. Do widzenia." Powiedziałem "dziękuję bardzo i do widzenia".
Ogółem : Był to najwredniejszy z egzaminatorów jakich miałem, ale chyba sprawiedliwy w miarę, chociaż błąd za przepuszczenie mnie wkurzył. Przetrzepał mnie ostro, ale się podbudowałem nieco, że jednak umiem jeździć i potrafię sobie poradzić z największymi chamami. Wcześniej oblewałem ze względu na stres. Teraz w ogóle się nie stresowałem, bo było mi to obojętne.
Mam nadzieję, że mój wywód się komuś przyda. No i pozdrawiam pana egzaminatora Jana W.! Pańska wredota chyba na mnie podziałała mobilizująco, bo chciałem Panu na złość zdać i się udało ; ).
PS Terminy miałem TYDZIEŃ PO TYGODNIU (co tydzień)! Ja mam do tego szczęście po prostu
PPS Egzamin trwał 36 minut, zapomniałem dopisać.