przez radex171 » niedziela 16 listopada 2008, 01:27
więc zacznę od początku...
w marcu zdałem teorie z 1 błędem, potem oczekiwanie na egzaminatora i pech chciał że trafiłem na czarną mambę co wcześniej pisałem, oczywiście wiadomo że byłem skazany na niepowodzenie...placyk zdany, ruszyłem na miasto, przyszła 30 minuta, znajdowałem się na skrzyżowaniu gajowej a kamiennej gdzie miałem ustąpić pierwszeństwa, nic nie jechało więc ruszyłem i nagle pani egzaminator depnełą na hamulec, okazało się że wymusiłem pierwszeństwo nie przepuszczając auta któe schowało mi się za słupek... załamany wruciłem do wordu i wszystko analizowałem, dwa miesiące później zapisałem się na kolejny egzamin z praktyki. Termin dostałem na maj (akurat pech chciał że był to zdień w którym miałem 1 dzień matur) więc zaraz po napisanej maturze ruszyłem na egzamin.
w oczekiwaniu na egzaminatora przypominałem sobie wszystkie najważniejsze rzeczy o których mógłbym zapomnąć, chwilę później podjechali egzaminatorzy,patrzę a tam jedna babka (nie czarna mamba) oraz starszy facet, na moje (nie)szczęście trafiłem na dziadka. Przyszła kolej na mnie, oczywiście pod maską wszystko wskazałem tak jak trzeba było, po czym egzaminator poprosił abym właczał po kolei światła, doszliśmy o przeciwmgielnego tylnego. Faktem jest to ze nie pamiętałem jak je uruchomić, miałem 2 próby.
Postanowiłem 1 próbę wykorzystać na uruchomienie tego światła bez zapłonu, oczywiście wiadomo że nie uruchomiłem go, więc właczam zapłon wciskam przycisk i nic... wyłączam i ponownie właczam zapłon włączam światła mijania i szok właczają mi się dropgowe... myślę może pchnąłem przełącznik...wyłączyłem jeszcze raz ustawiłem wszystko w początkowej pozycji, uruchamiam zapłon, światła mijania i znowu to samo,egzaminator ponagla mnie już, więc sobie myslę że w smie na drogowych również powinno działą, więc włączam przycisk wychodze i co?? dupa blada nie ma światła... i zaraz durne pytanie egzaminatora czy iem co to oznacza (jakbym nie wiedział)...oczywiscie kłuciłem się z nim o wadliwośc auta ale to koniec końców nic nie dało (jedynie co mi dało to ulgę i to że mogłem się wyżyć za niezdany egzamin), oczywiście na miasto pojechałem i po drodze kłuciłem się z nim co zaskutkowało nimalże wypadkiem z nie mojej winy... oczywiscie przesiadka i powrót do wordu, podjazd pod garaże jako że byłem ostatni, oczywiscie jego uwagi i głupie komentarze i tekst przez który mało co a nie doszło do rękoczynów "... mam nadzieje, że następnym razem pojdzie panu lepiej i zapraszam do kasy."
W końcu musiałem kieyś iśći zapłacićza kolejny egzamin który był najważniejszym (nie bawiło mnie wykupywanie 5 godzin jazd)...
poszedłem się zapisać na praktykę, w okienku dowiaduje się że upłynął mi termin ważności teorii...myślałem że wybuchne śmiechem, moja dziewczyna też była zszokowana tym a jeszcze bardziej moją reakcją, wiec wpłąciłem za teorię, patrzę na wolne terminy. wybrałem egzamin łączony ze względu na czas oczekiwania (zapisywałem się 28 września). pierwszy wolny termin gdzie było jedno wolne jeszcze miejsce był 31 październik, więc wybrałem tą datę... później okazało się że to dzień urodzin mojego brata (ta moja skleroza nawet o tym zapomniałem)...oczywiscie do tego czasu ćwiczyłem testy.
Nastąpił dzień mojego egzaminu,z rana odwiedził mnie kominiarz rozdawający kalendarze, pdoziękowałem mu ponieważ miałem już jeden taki sam, ale stwierdziłem żę szczęścia nigdy za wiele wiec kupiłem za symboliczną złotówkę jeszcze jeden. Następnie o godzinie 12.30 umówiłem się na godzinę jazd, pojechalismy na placyk, później pokręciliśmy się trochę po mieście. Pod koniec jazd instruktor wręczył mi znaczek Św. krzysztofa który miał mi przynieść szczęście. Po jazach stwierdziłem że nie zam egzaminu bo jeżdziłem jakbym miał 3 godzinę jazd... ppojechałem po dziewczynę a następnie na 15.05 na egzamin.
teoria oczywiście 0 błędów, następnei oczekiwałem z dziewczyną pod wiatą na koordynatora który przydzieli nam grupy, po niecałej godzinie przyszedł i powiedział kto gzdie ma iść. Patrzę podjerzdża zielona panda, myślę sobie że to nie możliwe abym miał takie szczęście że trafiłem na jedyne auto w innym kolorze niż czerwone, wysiało z niego dwóch egzaminatorów w średnim wieku, jeen z nich który mnie egzaminował był średniego wzrostu, miał wąsy i niemalże kruczoczarne włosy, lecz nazwiska nie pamiętam i żałuje!!!...
oczywiście zrobiłem maskę bez błędów, światłą to samo ( pamiętając jak uruchomić przeciwmgielne po ostatnim razie), egzaminator poprosił mnie o przygotowanie się do jazy co zrobiłem, ruszyłem po łuku wjeżdżając w łuk autko zgasło mi...więc uruchomiłem szybko i wruciłem, egzaminator poprosił mnie o wjechanie na górkę, zaciągnąłem ręczny, wciskam sprzęgło , odaje gazu,puszczam sprzęgło i nie mogę wyczuć czy autko chce ruszyć czy nie. Po dłuższej chwili na wyczucie spuściłem ręczny dodałem gazu, auto ruszyło z potężnym piskiem opon i krzyk egzaminatora aby hamować. Po czym poszedł do mnie i spytał się czemu tak gwałtownie ruszyłem na co opowiedziałem że nie mogłem wyczuć sprzęgła, poprosił mnie o pcozekanie na swoją kolej na miasto.
z rozmowy wcześniejszej wydawał się naprawe miły, spytałem się innych jakie u nich wrażenie wywołał czy tylko mnie się wydaje taki miły i odziwo innym teżsię spoobał pod wzgęldem charakteru. pierwsza osoba pojechałą na miasto, po 35 minutach wraca autko, niestety za kierownicą egzaminator bez osoby egzaminowanej, kolejna osoba, myślę sobie wruci to się spytam jak było na mieście,sytuacja ientyczna 35 minut mija, wraca sam egzaminator.
Kolej na mnie, wsiaddłem,przygotowałem się, ostatni głeboki wdech, pierwsza myśl - nie wymuszaj pierwszeństwa i pierwsze pytaniemi się nasuneło, czy zauważe inne auta i żane z nich mi się nie schowa nigdzie??...patrzęm, zrobiło się ciemno co oznacza że będe widział światła nadjeżdżającego auta na jezdni co się okazało bardzo pomocne. z wordu wyjechalismy w lewo ze względu na uże korki na miescie ( piątek przed wszystkimi świętymi). Następnie skręciliśmy w klimasa do tarnogajskiej gdzie następnie na armii krajowej w prawo na przełączkę,następnie jechalismy w stronę bardzkiej gdzie kazał mi zawrucić na najbliższym możliwym skrzyżowaniu, wypatruje gdzie mogę zawrucić, pierwsze skrzyżowanie nie, pojawiła się małą panika bo nie wiem jak dalej, nagle słyszę to może pojedziemy w prawo w nyską, następnie prosto dojazd do jesionowej potem znowu w piękną, zawracanie na skrzyżowaniu i znowu jesionowa, w prawo w nyską potem w lewno na piękną i do końca na armi krajowej w lewo i w stronę glinianej, oczywiscie tam zrobiłem zatoczkę...zawracanie z uzyciem bramy i powrót do wordu, jeszcze tylko zatrzymanie sie przed szlabanem, parkowanie na parkingu przy wiacie i magiczne słowa "dziękuje Panu za naprawę miłą i kulturalną jazdę"... aż mnie zatkało żę to powiedział, a naprawę atmosfera była super, zero stresu czego wogóle się nie spodziewałem, cały czas rozmawialiśmy, ogólnie egzaminator naprawę był super i nie piszę tego bo zdałęm prawko, lecz la tego aby adć innym nadzieje że również trafią na niego, bo to chyba jedyny egzaminator który ludzko patrzy na przebieg egzaminu, biorąc pod uwagę cały egzamin i przejazd a nie wyszukując błędów za które można uwalić...
jednym słowem cuda się zdarzają a ja sam miałem okazje doznać cudu trafiając na tego egzaminatora:)