Witam,
Zdawałem teorię i praktykę 25 lutego, również na 9:30, również samochód numer 6 i Pan R. oraz dokładnie taka sama trasa jak wyżej
Przynajmniej do pierwszego zjazdu z estakady na Hutniczą, gdzie przejechałem na czerwonym świetle
. Nie mam pojęcia jak to się stało, ale skończyło się zjazdem na najbliższą stacje benzynową i przesiadką.
Pan R. na początku mnie trochę przeraził, mówiąc mało przyjaznym tonem, ale potem zrozumiałem, że dobrze mi się trafiło.. szkoda tylko, że tego nie wykorzystałem
. Płyn chłodniczy oraz światła drogowe (Na początku zapomniałem o włączeniu mijania do drogowych
)
, następnie rękaw bezbłędnie (najodleglejszy), górka również i wyjazd z ośrodka.
Jutro podchodzę drugi raz i mam nadzieję, że trafi mi się przyjaźnie nastawiony egzaminator, który nie będzie próbował za wszelką cenę sprowokować mnie do popełnienia błędów.
Godzina 10:45, więc ruch nie powinien być jeszcze duży no i mam nadzieję, że słońce nie będzie świeciło mi po oczach.
/Edit
10.03.2011
Sam nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć.. opowiem..
Egzamin miałem na godzinę 10:45, przyszedłem chwilę wcześniej, cały się trząsłem... w końcu wywołali nas do sali numer 1, gdzie Pani instruktor powiadomiła o zasadach itd.
Po chwili zostałem wywołany do samochodu numer 6. Wyszedłem na plac i nie widziałem egzaminatora.. w końcu przechodził jakiś facet to odruchowo powiedziałem "Dzień dobry", Pan nie odpowiedział, to poszedłem pod samochód. Jak ruszyłem w kierunku samochodu to ten człowiek zaczął za mną iść i już pomyślałem, że początek nie wyszedł najlepiej. Wsiadłem do samochodu i pierwsze co usłyszałem to "Dlaczego nie odpowiedział mi Pan, kiedy mówiłem "Dzień dobry".. Myślę sobie "Kurcze, o co mu chodzi, przecież to on mi nie odpowiedział".. No nic, postarałem się całą sytuacje wytłumaczyć. Następnie sprawdzenie tożsamości, płyn chłodzący (drugi raz) i światła mijania.. standardowo byłem tak zestresowany, że musiałem się chwilę zastanawiać, które to mijania.. pokazałem najpierw pozycyjne, ale się poprawiłem, a następnie miałem się przygotować do jazdy.
Pasy, lusterka, zagłówek i czekam... czekam.. czekam.. egzaminator stał przed samochodem i z kimś rozmawiał.. w końcu wszedł i powiedział, żebym sobie wybrał rękaw, wybrałem ten co ostatnio (ostatni, pod samym płotem) zrobiłem go bezbłędnie, wzniesienie.. mała kolejka,bo czekały aż trzy samochody, ale w końcu i moja kolej, wzniesienie bezbłędnie.
No to wyjazd na miasto w prawo i zawracanie na pierwszym skrzyżowaniu (jakaś ulica, pierwsza w lewo), potem jechałem do końca (tam gdzie lewy skos) i egzaminator milczy, chwila namysłu - dobra, jadę prosto (jakaś taka dziwna, zapiaszczona droga). Okazało się, że o tą drogę mu właśnie chodziło, zawracanie z użyciem biegu wstecznego i zatrzymałem się przed skrzyżowaniem.. stałem tam z 5 minut, bo wszystkie L-ki z PORD-u, które miały lewy skos nie wiedziały, że mają przede mną pierwszeństwo.. stresująca sytuacja, bo w końcu zacząłem się zastanawiać, czy to ja nie mam pierwszeństwa, ale po chwili usłyszałem "Niech Pan już jedzie w prawo, bo nigdy stąd Pan nie wyjedzie", co było na szczęście równoznaczne z tym, że pierwszeństwa nie miałem.
Następnie nie mam pojęcia gdzie jechałem, byłem ogromnie zestresowany, noga mi latała na sprzęgle, ręce się trzęsły jak cholera.. Z każdą chwilą było coraz gorzej, zacząłem robić coraz więcej błędów. Facet męczył mnie godzinę i jeździłem po miejscach, które widziałem pierwszy raz na oczy, co chwilę słyszałem "błąd" lub jakąś krytykę i właściwie już byłem pewien, że nie zdam tego egzaminu. Po 45 minutach jazdy jeszcze nie parkowałem, w końcu przyszedł czas i na to (strasznie bałem się, że da mi równoległe), prostopadłe przodem. W końcu zobaczyłem, że wjeżdżam na Opata, "Proszę skręcić w lewo do bramy" - zatrzymałem się gdzieś koło innych samochodów.. Właściwie nie miałem żadnej nadziei, że wynik będzie pozytywny, bo egzaminator Marcin A. zaznaczył mi 6 błędów i miał wiele zastrzeżeń, co do mojej jazdy.. Poinformował mnie o wszystkich błędach raz jeszcze i z tym samym, stanowczym tonem powiedział coś niewyobrażalnego "Wynik pozytywny".
Nie wiedziałem w tym momencie co się dzieje, czy to jakiś żart, może mu się pomyliło.. no nic.. podziękowałem i z opuszczoną głową wyszedłem z ośrodka.
Papier miałem, ale nie byłem z siebie zadowolony, bo miałem świadomość, że wielu innych egzaminatorów dawno by mnie oblało.
Cały dzień zerkałem, czy na tej kartce na pewno jest napisane "Pozytywny".
Nie wiem co mam myśleć o Panu A... bardzo mnie zaskoczył, oczywiście pozytywnie.