Dokładnie - normalnym jest, że drogą poruszają się samochody. Jeśli dziecko o tym nie wie, matka powinna (szczególnie jeśli ma/starała się o prawo jazdy). Niestety, rozwydrzone MATKI uważają, że im się wszystko należy, wszyscy mają na ich dzieci chuchać i dmuchać, a one same zwolnione są z odpowiedzialności. CO MNIE TO OBCHODZI, czy bachor się wyrwał, czy postanowił zabić - jeśli wtargnął na drogę, to nie jest to moja wina i NIC nie mogłem zrobić, a szczególnie w momencie, w którym jadę zgodnie z przepisami (także tymi dotyczącymi prędkości). Bezczelnością jest Twoje, autorze tematu, podejście, w doszukiwaniu się winy kierującego/instruktora. Rozumiem, że połamane dziecko budzi rozżalenie i chęć obwiniania całego świata, ale matka powinna być zadowolona, że:
a) jej dziecko żyje i jest w miarę całe
b) nie dostała mandatu
c) nikt nie chce od niej pieniędzy za pogięte blachy na L-ce.
I dlaczego nikt nie zajmuje się kursantem? Taka akcja potrafi zniechęcić do prowadzenia na długie lata, szczególnie biorąc pod uwagę zwyczajową reakcję tłumów (matce, biednej, nikt słowa nie powie, ale kierowca jest idiotą i szaleńcem).