Witam
Ja zdałam za pierwszym razem - teorię i praktykę - we wtorek, 13-ego listopada 2012r. I w tej chwili czekam na odbiór mojego upragnionego prawa jazdy
A było to tak: W dzień egzaminu, o 7 rano ćwiczyłam jeszcze łuk w moim OSK i powiem Wam, że szło mi tragicznie, 3 razy najechałam i przewróciłam pachołek xD Bardzo mnie to zresztą "podbudowało" psychicznie i w takim nastroju pojechałam na egzamin do ZG, gdzie jeszcze pojezdziłam chwile po mieście. Tutaj również szału nie było, jezdziłam moim zdaniem tragicznie, zdaniem pasażera i instruktora trochę lepiej
Jazda mnie umocniła w przekonaniu, że i tak nie zdam egzaminu, tym bardziej, że to było moje pierwsze podejście i w takim przekonaniu pojechałam do WORDu. Teorie miałam o 10:15, tym się nie denerwowałam, bo wszystkie pytania umiałam. W sali dałam miłemu starszemu panu swój dowód os., pan wylosował mi stanowisko, usiadłam.. Jak zobaczyłam tą klawiature "jak dla idioty" to ogarnoł mnie taki śmiech, że nie mogłam się opanować
Pomyślałam sobie "co ja tu robie?" xD Przyszedł czas egzaminu, po 5 wyszłam, 0 błędów - zdane! No to teraz czekanie na najgorsze - plac. O 12 wyczytali moje nazwisko, nr samochodu 11. Poszłam, w drodze na plac nadziałam się na innego egzaminatora, który był uprzejmy pokazać mi, gdzie stoi moje auto
w aucie czekał już na mnie mój egzaminator, swoje rzeczy zostawiłam na tylnym siedzeniu, ja usiadłam na miejscu pasażera z przodu, a pan E do mnie "poprosze dowód", to ja z powrotem się taszcze do tyłu, szukam dokumentów, dowodu nie mogę wyciagnąć, w końcu wyjełam, dałam d-d i czekam z tyłu. Pan E do mnie "zapraszam do przodu" a ja se myśle "matko boska człowieka pędzają" hahaha. Pan E popatrzył na d-d, na mnie, na d-d, na mnie.. to się pytam "nie podobna?" a pan "trochę podobna" xD Sprawdził, czy mam okulary [muszę mieć do jazdy], zapytał, czy znane są mi zasady przeprowadzania egzaminu praktycznego bla bla bla, powiedziałam, że tak i pokazał mi karteczkę z dwiema rzeczami, które to dla mnie wylosował komputer - były to: sprawdzenie poziomu oleju i światła drogowe. No i się zaczeło... W moim rodzinnym samochodzie, wajchę od podnoszenia maski trzeba mocno pociągnąć i musi tak "pyknąć". W punciaku ciagne i ciągne tą wajche i nic się nie dzieje, to ciagnę mocniej.. mocniej... i ... urwałam xD Wajcha została mi w ręce. Wystraszyłam się "co ja mam z tym zrobic?!", pan E stał gdzieś z tyłu i mam nadzieje, że tego nie zauważył, bo nic nie powiedział. Wajche założyłam na swoje miejsce, podeszłam do maski, otworzyłam, pokazałam gdzie się sprawdza olej, opisałam jak to się robi. Ok. Pan E zadowolony. To teraz światła. Przekręciłam kluczyk, żeby się zapaliły kontrolki, włączyłam światła mijania.. i pcham manetkę świateł od siebie, tak jak to było w L.. No pcham.. ale nie idzie... "no kurde co jest grane?".. no to ją do siebie, tak jak się daje sygnał drogowymi.. działa, kontrolka się pali, ale trzeba przytrzymać.. no i jak to teraz zrobić, żeby jeszcze nie urwać manetki... to spróbowałam do siebie ale mocniej.. i udało się. uf... kontrolka się pali sama, to wysiadłam, powiedziałam, że światło drogowe lewe i prawę są sprawne i się palą. Pan E zadowolony "proszę przygotować się do jazdy i przejść do zadania nr 2"... "Matko boska Łuk !" dostałam w tym momencie małych palpitacji, bo oto nadchodził koniec mojego pierwszego podejścia do egzaminu państwowego.. No ale wsiadłam, uspokoiłam się troche "co ma być to będzie", ustawiłam lusterka, światła już miałam włączone, odpaliłam auto [wczesniej sprawdziłam czy jest na luzie i ręcznym], przysunełam fotel, ale coś mi nie pasowało, to go trochę podniosłam.. to musiałam znowu ustawiac lusterka, znowu fotel i znowu lusterka. Nie mogłam się usadowić w tym aucie heh.. No ale w końcu ruszyłam, powoli, spokojnie, sprzęgło ładnie brało, czułam jak auto płynie [dosłownie]. Do przodu jak jechałam to modliłam się, zeby tylko nie dotknąć słupka z przodu i ładnie zmieścić się w kopercie... Udało się
to teraz do tyłu.. jade jade jade i kurde... "gdzie jest mój tor?" xD w tym gąszczu pachołków zatraciłam orientację na moment i praktycznie cały łuk pokonałam patrząc przez tylną szybę. W pewnym momencie myślałam, że wypadne z toru, ale tym razem też się udało. Jaka to była ulga
Poczekałam chwilę na pan E i pojechałam na górkę, z tym nigdy nie miałam problemu, więc to była tylko formalność. No to miasto! Przy końcu ul. Nowej para kochanków trochę mnie zmyliła, bo zatrzymali się tak jakby chcieli przejść więc zwolniłam, żeby im ustąpić, a on się wzieli i zaczeli całować
to mamroczę pod nosem "oni idą czy nie idą?" hehe to pojechałam. Skręciłam w lewo, tam były roboty drogowe i podwójna ciągła. Linie olałam, dałam kierunek i ominełam roboty, potem skręciłam w prawo i pojechałam. Na mieście miałam zawracanie z wykorzystaniem wjazdu na posesję, parkowanie skośne po prawej stronie, zawracanie na rondzie, zatrzymanie się w wyznaczonym miejscu, przejazd przez skrzyżowanie równorzędne i nie pamiętam co jeszcze... o tym, że wracam do WORDu, dowiedziałam się, kiedy pan E kazał mi wjechać na plac manewrowy xD czyli pod samym WORDem heh. Taka byłam skupiona na jezdzie, że nie zauważyłam gdzie jestem
Zajechałam, zaparkowałam, zgasiłam auto. Pan E mówi "Pani Aniu, zdała Pani egzamin z wynikiem pozytywnym, gratuluję i życzę szerokiej drogi"
A ja tak siedze i se myśle "ok, żartujesz?" hahaha "to już?" Masakra.....
0 stresu, pełne skupienie, miałam jechać to jechałam, robiłam co chciał pan E, niby jezdziłam 50 min ale dla mnie to była chwila..Bardzo przyjemny egzamin, chciałabym, żeby wszystkie egzaminy tak wyglądały, czego i Wam życzę
PS. Nie stresujcie się, uwierzcie w swoje umiejętności i w to ,ze wy panujecie nad autem a nie auto nad Wami.