przez Dominikka » czwartek 10 maja 2007, 16:53
10 maja 2007 roku, godz. 11.00., W-wa Odlewnicza
Dzień zapowiadał się wyjątkowo ładny - ciepło, sucho, słoneczko przebija, ale niebo zachmurzone trochę, więc też nie razi. Idealna pogoda na egzamin.
Stres natomiast - jak nigdy - jadł mnie kawałek po kawałku. Kiedy dojechałam do ośrodka praktycznie już postawiłam na sobie krzyżyk :D Właściwie to miałam ochotę dać sobie spokój i jechać do pracy :D
No ale nic, zapisana jestem, czekałam cierpliwie dwa miesiące, spróbować trzeba. W końcu to przecież to samo, co na kursie, próbowałam sobie tak tłumaczyć, ale.... hm.
Odprawa, idziemy przed ośrodek; rozsiadamy się na ławeczkach i czekamy na wezwanie. Nie czekałam w sumie tak długo, ok. 50 minut, kiedy mnie wywołali.
Pierwsze wrażenie co do egzaminatora - tragedia. :roll: Poważny, starszy Pan, około 55-60 lat. Nazwiska nie podam - bo jak czytałam, nie podajemy (a szkoda! :) ) Nazwijmy go Panem R.
Próbuję zażartować - cisza. No to wdepnęłam, myślę.
Idziemy do samochodu - osławionego już nr 10 :D Jeszcze lepiej :D
Słyszę polecenie "wsiąść i odpalić silnik". Pytam, czy mam już się przygotować do jazdy. Pan dość nieuprzejmie odpowiada mi, żebym wykonywała tylko to, co on powie. Grrrr
Potem pranie mózgu przy masce. Zapalanie światełek, pokazywanie żarówek, sprawdzanie poziomu płynów. Słyszę reprymendę, że zbiornik płynu chłodniczego to jest głębiej; szybko dodaję, że chodzi mi o wyrównawczy. Nagle pada pytanie o zasięg świateł drogowych - zgłupiałam i za skarby świata nie mogłam sobie przypomnieć jaka to odległość. Powiedziałam więc szczerze, że nie pamiętam, że uczyłam się tego dawno, ale obiecuję sprawdzić i przypomnieć sobie, jak wrócę do domu.
- No tak, tego w testach nie było - komentuje Pan Egzaminator.
Grrrrrrrrrr :evil:
- Nie chodzi o testy, bo ja nie uczyłam się wyłącznie z testów, przeczytałam cały kodeks drogowy plus jeszcze kilka innych książek z dziedziny. - odpowiadam nieco urażonym tonem :D
No dobra, przepierka skończona, teraz pora na maglowanie :D
Pan R. poleca, abym przygotowała się do jazdy. Fotel, lusterka, zagłówek jest na odpowiednim poziomie, ale poprawiam, żeby pokazać, że wiem, że trzeba sprawdzić. Otrzymuję gestem zaproszenie na łuk.
Łuk jak zwykle bezproblemowo. Pan wsiada, każe mi jechać na górkę. Jedziemy dookoła placu manewrowego. Za pierwszym razem gaśnie silnik. Jak widać potrzebuje więcej gazu, sprzęgło łapie bardzo nisko. "Super" - myślę sobie - "powtórka z poprzedniego podejścia" - gdzie to właśnie niechlubnie oblałam na górce; górce, która wychodziła mi zawsze i wszędzie, nawet bez hamulca ręcznego.
Za drugim razem poszło. Teraz miasto. Oczywiście, żeby było weselej, zaczyna padać deszcz…. :roll:
Wyjeżdżamy z ośrodka. Po wyjeździe skręcamy w lewo i potem znowu w lewo. Nazw ulic nie podam, wybaczcie. Tutaj część trasy jakość umknęła mojej pamięci :D - ale w efekcie znajdujemy się na osiedlowych uliczkach i jeździmy przez niezliczoną ilość skrzyżowań równorzędnych.
Mam zaparkować równolegle. Wychodzi idealnie.
Pan R. komentuje (tym razem z uśmiechem):
- No a jednak wyszło :D
- A dlaczego miało nie wyjść? - żartuję w odpowiedzi.
Zaraz potem, kilkadziesiąt metrów dalej zawracamy na trzy z wykorzystaniem podjazdu. Podjazd został mi prawie pokazany palcem :) nie musiałam sama wybierać. To też wychodzi.
Stres jakoś odszedł :D
Kierujemy się na Odrowąża do ronda Żaba. Byłam pewna, że będę zawracać, ale nie, jedziemy przez rondo pod wiadukt. Na środku łapie mnie żółte światło, zatrzymuję się między sygnalizatorem, a torami tramwajowymi z tyłu (jest tam miejsce do zatrzymania). Dość blisko torów, więc kiedy przejeżdża za nami tramwaj, Pan R. kwituje:
- Niech Pani zobaczy, czy nie ma na sobie naszego zderzaka. :D
Ja w odpowiedzi wyglądam przez okno i stwierdzam z uśmiechem:
- Wygląda na to, że zderzak mamy na swoim miejscu :D
Dwa razy dość długo stałam na skrzyżowaniu, czekając na możliwość przejazdu – bałam się szybko ruszyć, bo nie mogłam dobrze wyczuć sprzęgła (samochód potrzebował więcej gazu) i nie chciałam zostać na skrzyżowaniu. Wyjaśniłam to Panu R. – że robię tak, gdyż nie czuję jeszcze dobrze tego samochodu i wolę dłużej poczekać niż stworzyć zagrożenie bezpieczeństwa ruchu.
Jedziemy 11-go listopada. Trasa zupełnie niestandardowa, ale cieszy mnie to, bo chodziłam tutaj do szkoły muzycznej i doskonale znam ten teren. Jadę więc sobie spokojnie. Mówię o szkole Panu R. O dziwo temat zaskakuje. Zaczynamy sobie swobodnie rozmawiać, o szkole, dzieciach, młodzieży, nawet zahaczamy o tematy polityczne :D; robi się całkiem sympatycznie. Tymczasem jedziemy obok ZOO i w prawo na Wybrzeże Gdyńskie. Następnie „obwodnicą” placu Starzyńskiego do Jagiellońskiej i w Jagiellońską w lewo. Też teren mi znany, bo tutaj z kolei studiowałam, w Koźmińskim.
- Zrobił mi Pan wycieczkę sentymentalną :D – śmieję się i mówię, dlaczego.
- A mówią, że los jest ślepy – uśmiecha się egzaminator.
Z Jagiellońskiej kierujemy się do Trasy Toruńskiej i stamtąd już do ośrodka.
Staję na placu manewrowym i czekam na werdykt. :D
- To długie oczekiwanie na skrzyżowaniu – zaczyna egzaminator – ja bym przejechał szybciej, ale to, co Pani powiedziała, że nie chciała Pani utknąć na środku i o wyczuciu samochodu, ja rozumiem – zachowała się Pani rozważnie i to się Pani chwali. Raz Pani zgasł silnik….
- No tak, chyba tak – uśmiecham się.
- Nie chyba, tylko zgasł – on też się uśmiecha. Już czuję, że faktycznie chyba będzie dobrze.
- No tak, zgasł. Ale to nic, zdarza się. Poza tym jazda była poprawna, nie było błędów, więc i wynik poprawny, to znaczy pozytywny.
To najpiękniejsza melodia dla uszu, czego i Wam wszystkim życzę :D
To, co mogę doradzić: warto komentować, dlaczego coś robimy, żeby nasze działania nie zostały źle zinterpretowane. Była też sytuacja, że inny samochód ewidentnie wpuszczał mnie na pas. Pomna przestróg o ostrożnym korzystaniu z takiej uprzejmości zapytałam egzaminatora, czy mogę skorzystać. Pozwolił. Podobna sytuacja z tym długim staniu na skrzyżowaniu i parę innych, gdzie moje zachowanie mogłoby być źle odebrane – wszędzie wyjaśniałam co jak i dlaczego. Myślę, że to też przyczynia się znacząco do ostatecznego wyniku.
No to teraz tylko poczekać, aż wydadzą plastik – i w drogę :D Trzymam kciuki za wszystkich zdających!
10 maja 2007 plac + miasto + :D
w radosnym oczekiwaniu..... ;)
(18.05.2007) Przyjęto wniosek, trwa postępowanie administracyjne...
(23.05.2007) Odebrane :D