Mialem nadzieje, ze juz nie wpisze sie w tym temacie. A jednak....
WORD w Kaliszu, 12.30, podejscie nr 2
Koles wylosowal zestaw nr 4 (luk, prost. przodem, gorka)
Przed wywolaniem mojego nazwiska lukalem egzaminatorow. Zauwazylem tego samego, co mnie oblal za pierwszym podejsciem. Mysle sobie - oby nie jeszcze raz on, przeciez on taki niemily i w ogole....
i kto mnie wywoluje? kto? Ten sam Pan, co mnie oblal za pierwszym podejsciem. SZOK. Mysle sobie - po mnie...
Przywitalem sie - tym razem egzaminator odpowiedzial mi "Dzien Dobry". Ustawilem sie i ruszylem...
luk - idealnie
prostopadly przodem - rowniez bezblednie, w pewnym momencie zastanowilem sie, co robic, ale poszlo
gorka - po piskach, ale bezblednie
Czekalem na jazde w ruchu drogowym z godzinke. Oczywiscie Pan egzaminator musial sobie zjesc obiadek i dopiero mnie egzaminowac, ale coz...
Bylem ostatni z calej grupy dla tego egzaminatora. Wsiadam, ustawilem, co trzeba... ruszam - bez problemu wyjechalem z osrodka. Potem zaczely sie schody - widze zaparkowanego Poloneza, omijam go - z naprzeciwka ktos jedzie. No i pach - pierwszy powazny blad. Tzw. "Jazda na trzeciego". Egzaminator zanotowal blad i jedziemy dalej. Ja juz na maxa zesterowany... Hulam z kwadrans - bez wiekszych bledow. Potem nadszedl kryzys - przy znaku 'ustap pierwszenstwa' slabo luknalem w prawa strone i egzaminator dal mi po hamulcach i cos majaczyl, ze nie obserwuje... Zapisal oczywiscie kolejny blad na swojej smiesznej kartce. Juz wiedzialem, ze raczej nie zdam.... no ale jade dalej. Na jednokierunkowych, skrecajach w ledwo dojechalem do lewej strony... potem jeszcze jedna jednokierunkowa - i tym razem nie dojechalem. Nastepny blad. Miedzyczasem zawracanie zrobilem bezblednie. Stres mnie chwycil i przejechalem na czerwonym swietle
:oops: :oops: w ogole nie zauwazylem sygnalizacji. Kolejny blad. Potem jeszcze jakies bledy z omijaniem... i sygnalizowaniem manewrow.
Przyjechalem do osrodka po 40min meczarni. Egzaminator rzekl "plac idealnie, sporo bledow na miescie, niestety wynik negatywny" i objasnil, co zle robilem.... probowalem go przekonac, zeby zmienil decyzje, ale nie dalo rady.
Statystyki - z mojej grupy 4 osoby zdaly plac. NIkt z miastem sobie nie poradzil... egzaminator tzw. KOSA
Instruktor zdziwiony, ze nie zdalem, bo mi wszystko dzis na jazdach douczajacych wychodzilo...
Przygnebiony jestem. Bylo blisko, a jest znowu tak daleko. Na razie nie mam sil, motywacji, ani wizji do kolejnego egzaminu. Oczywiscie sie umowilem - na 3 stycznia.
Wstyd sie przyznac, ale jak wrocilem do domu, to... zacytuje "doroslemu facetowi / naplywaja lzy do oczu"
Wiem, ze popelnilem sporo bledow, ale egzaminator mogl przymknac oko i mnie puscic, chocby z tego wzgledu, ze nikt u niego dzis nie zdal...
Z egzaminatorem nie szlo pogadac. Dawal komendy - lewo, prawo, do odwolania prosto (nawet nieraz musialem sie prosic, zeby dowiedziec, dokad jedziemy) i ciagle cos mu nie gralo...
Zazdoszcze wszystkim, ktorzy maja juz ten horror za soba... pewnie za pare dni przejdzie mi zbulwersowanie, ale na razie jestem przybity
Pozdrawiam wszystkich :(