Drodzy Kierowcy,
mam 'mały' problem z jazda po zmroku. Wynika on z faktu, że ogólnie mam jednak dośc sporą wadę wzroku, oczywiście skorygowaną, i za dnia jak dotąd wszystko jest OK, daję radę, stłuczek nie było, wszędzie jeżdżę itp itd. Ale jak tylko zrobi się ciemno, jest kłopot. Wczoraj przeżyłem chwile grozy, ponieważ nie dość,, że musiałem jechać w nocy, to na dodatek niebo było kompletnie zachmurzone, i zaczęło nieźle padać. Pierwszy raz jechałem w warunkach deszczowych nocą.
Jechało mi się bardzo ciężko, dojechałem, natomiast były momenty, że rozmazane refleksy świateł sygnalizatorów na mokrej nawierzchni uniemożliwiały np dojrzenie linii wyznaczających pasy. W ogóle to była jakaś masakra, widoczność bardzo słaba, ściana deszczu, więc jechałem pilnując tylko prawej krawędzi (pobocza) i żeby nie zgubić swojego pasa.
Czy to normalne? Ile tak naprawdę powinienem widzieć po zmroku, da się to jakoś zbadać? Zaczynają mnie nachodzić wątpliwości, czy w ogóle jeździć po zmroku. Co mogę zrobić? Czy każdy tak ma, czy po prostu ja tak słabo widzę? Za dnia przecież sobie radzę, lekarz zbadał, dał kwit, egzamin zdany, dziś jeżdżę po całym województwie niemal codziennie i nawet rysy jednej na aucie nie mam. Co radzicie, okulista, mocniejsze okulary, czy po prostu zaakceptowac fakt, że w nocy widze gorzej, i jechać dużo wolniej niż za dnia?
To trochę frustrujące, bo kiedy tylko wydaje mi się, że już się czegoś przez te kilka miesięcy jednak nauczyłem, i czuje się zmotywowany do dalszych postępów, nagle trafia się jeden taki wyjazd i totalne zniechęca mnie do jazdy.
Proszę o rady. I wyrozumiałość - jeśli niektóre pytania wydadzą się Wam głupie/ dziwne. W końcu jeżdżę dopiero od lutego. Szczególnie - choć nie tylko - zależy mi na wypowiedziaqch doświadczonych kierowców.
Z góry dzięki i dobrego dnia życzę. Szerokości.