przez roocknrollqueen » poniedziałek 15 marca 2010, 00:34
A więc, a więc:
Egzamin łączony, teoria i praktyka 5 marca, na 8:30. Teoria zaliczona bez problemu. Praktyka z panem Z. Był bardzo... profesjonalny? :D Taki no, nieprzystępny trochę i mało mówił. Omawianie, już nie pamiętam co wylosowałam;) Na łuku jedna korekta i potem w miasto!
Godzina była wtedy już 9 z minutami, moim zdaniem dobra bo już wszyscy w szkołach i pracach siedzą:)
W dodatku kazał mi jechać bardzo mało uczęszczanymi drogami, nie w samym środku miasta. Potem obwodnica, zawracanie na rondzie, parkowanie i cała reszta w porządku. Żadego stresu, silnik ani razu nie zgasł. Zostało tylko wracać do Wordu... No więc ja, pewna siebie i trochę zuchwała ;) jadę drogą podporządkowaną. Dojeżdżam do skrzyżowania, patrze w prawo - wolne, z lewej coś nadjeżdża więc czekam... I ruszam, nie patrząc w prawo!!! A ma się rozumieć, prawa wolna już nie była. Poczułam tylko jak depnął po hamulcach:) "Niestety, w tym miejscu muszę pani przerwać egzamin" i przesiadka. Sam egzaminator był na mnie zły, że zrobiłam taki głupi błąd!
Od razu tego samego dnia zapisałam się na następny egzamin, we wtorek 9go marca na 7,15. Wszyscy mówili, że to taka dobra godzina, ale ja myślę że nie, bo omawianie w sali + plac itd trochę czasu zajmuje, więc byłam w mieście krótko przed ósmą, jak akurat wszyscy szli do szkół!
Ale od początku, czekam w poczekalni aż mnie wywołają i próbuję nie słuchać tej bzdurnej gadaniny ludzi (UWAGA nie słuchajcie ludzi w poczekalni!!! Tylko jeszcze bardziej stresują tymi historiami o egzaminatorach i odpytywaniem się wzajemnie ze świateł!). Byłam jako pierwsza w ten dzień, na placu tylko ja i egzaminator - pan W. Przesympatyczny facet! :D
Nie wiem czy to zrobił specjalnie czy nie... zanim losowałam karty pokazał mi je krótko przodem(!!!) więc "przypadkiem wylosowałam" sobie klakson i światło cofania. Po zatrąbieniu powiedział mi: " ja potrzymam sprzęgło a pani wrzuci wsteczny i zobaczy, czy z tyłu po prawej się jakieś światło pali"
:D:D:D
Plac bez problemu. Zanim wyjechałam z Bema, już zgasł mi silnik... Ogólnie jechałam bardzo niepewnie, cała byłam w stresie mimo że egzaminator był przemiły:) Bardziej przypominało to lekcję niż egzamin! Potem silnik zgasł mi jeszcze jeden raz... Pomyślałam, że mnie przesiądzie ale on patrząc w okno tylko kazał mi dalej jechać! Nastąpił mój koszmar: plac Stycznia. Cały czas myślałam, że mnie lada chwila obleje! Ale dojechaliśmy do Wordu i powiedział, że zdałam i mam się słuchać taty a nie instruktora :D (bo rozmawialiśmy o tym w czasie jazdy;)) Jeździłam pół godziny.
To na tyle. W tym tygodniu odbieram, juhuu! :D