Witam,
właśnie robię kurs na prawo jazdy i jestem po 6 h jazd. Jednak bardzo marnie widzę moje szanse na zdanie egzaminu - wsiadając do auta cholernie się stresuję, mam trudności z ruszaniem i płynnym hamowaniem... Bardzo trudno jest mi ogarnąć wszystko na drodze. Robię tak głupie błędy i nie słucham poleceń instruktora, że to naprawdę szkoda słów. Jeżdżę, wg instruktora, stanowczo za wolno, nie mam odwagi aby mocniej depnąć na gaz. Jak na razie uważam, że się do jazdy po prostu nie nadaję...
Czuję, że to nie wina instruktora - który jednak wprowadza nerwową atmosferę - lecz moja, a raczej czegoś podświadomego "w środku". Wiecie, jak to pokonać? Też mieliście takie "kryzysy" podczas nauki jazdy?
Jak na razie jestem w dołku, bo dzisiejsza moja jazda była naprawdę beznadziejna - silnik zgasł mi chyba z 10 razy, a ruszyć płynnie udało mi się może 3 czy 4 razy.
Za wszelkie rady dziękuję i pozdrawiam, na pewno każda sugestia pomoże, bo na razie nie mam pojęcia, jak sobie z tym poradzić.
PS Dodam, że raz kompletnie pogubiłem się przy kolizyjnym skręcie w lewo, a ze dwa razy uciekałem (sam nie wiem czemu) przed tirem na pobocze prawie wjeżdżając do rowu, za co otrzymałem ostrą naganę słowną ;)