przez xtr3mist » czwartek 21 sierpnia 2008, 22:56
Witam,
Mam do Was drobne pytanie o opinie czy warto się odwoływać.
Otóż moja sytuacja wygląda następująco:
Los chciał jak chciał ale trafiłem na dosyć wrednego egzaminatora który jak można by stwierdzić po jego zachowaniu, miał chyba coś w stylu męskiej miesiączki.
Przy robieniu "obsługi samochodu" zapomniałem wyłączyć świateł drogowych i sprawdzić klaksonu. Egzaminator w słodkiej otoczce że o czymś zapomniałem i że na pewno zapamiętam to do końca życia spytał się mnie 3 razy "Jest pan gotów do jazdy czy przerywamy?".
Po 1 pytaniu, po przemyśleniu przypomniało mi się właśnie o klaksonie o którym od razu powiedziałem że zapomniałem. Potem standardowo łuk i górka po którym przystaneliśmy i spytał się mnie kolejny raz "Jest pan gotów do jazdy czy przerywamy?", na to pytanie odpowiedziałem że jestem gotów.
Po wyjechaniu na miasto, jakąś minutkę później zauważyłem że nie wyłączyłem świateł "długich" po czym je wyłączyłem a egzaminator skomentował to że " nie stwarzało to niebezpieczeństwa i dlatego kontynuujemy egzamin ale policja mogła by się za to przyczepić". Kilka metrów dalej najechałem na krótki odcinek ciągłej linii otoczonej linia przerywaną (...- - - - ---- - - - - -...). Dalszy egzamin przebiegał bez najmniejszych problemów, chociaż odczuwałem pewną siłę "jakby go tu ud*pić". Oczywiście krążyliśmy po najtrudniejszych drogach jakie mogliśmy znaleźć(rozumiem że drogi jak drogi ale takie wrażenie miałem, żeby kręcić jak najwięcej), pomimo których nie dałem się nigdzie złapać. Na dodatek dostałem 2 polecenia manewrów (które ze słyszenia wiem że dają je tylko Ci którzy chcą na siłę oblać albo naprawdę dokładnie sprawdzić), zawrócić tyłem korzystając z infrastruktury drogowej i parkowanie tyłem. Gdzie również nie popełniłem żadnego błędu. I tak jeszcze jeździłem jakieś 40 minut po czym kierowaliśmy się w stronę WORD,u.
Ucieszony że zdałem wjechałem w bramę WORD'u i zaparkowałem. Po czym instruktor zaczyna mówić że "wyjechał pan na włączonych światłach drogowych..." a ja mu przerwałem pytaniem czy zdałem. A on odpowiedział mi że nie... I heh, byłem od godziny 10:00 -13 jedyną osobą która wróciła za kierownicą do WORD'u. Oczywiście ludzie którzy podsłyszeli kiedy mówiłem do dziewczyny że nie zdałem, tak jak i moja dziewczyna nie uwierzyli i potraktowali to jako żart...
Co Wy na to? Jest sens odwoływać się? Nie zostałem w końcu poinformowany kiedy oblałem, tylko kontynuowałem egzamin jakby było wszystko w porządku na pełnym stresie i nerwach. Heh uważam że doznałem tutaj szkody.
Oczywiście zdaje sobie sprawę z tego że jeśli nie stworzyłem niebezpieczeństwa to przysługiwało mi prawo do wyjeżdżenia tych ~40minutek. Ale nie zostałem poinformowany o przerwaniu egzaminu i IHMO trochę wykorzystany do powożenia egzaminatora. Skoro jedyne powody za które mogłem zostać oblany popełniłem na samym początku;/