Przed chwilą skrytykowano mnie za stwierdzenie, że nie każdy może być kierowcą. Cóż ja na to poradzę, że ja naprawdę tak myślę? Bo nie każdy według mnie może być. Problem polega jednak na tym, że zapanowała moda na prawo jazdy i przekonanie, że każdy powinien je mieć. I później mamy mnóstwo znakomitych kierowców, których źli egzaminatorzy oblewają na egzaminie (najbardziej lubię, jak ktoś mówi, że egzaminator oblał go na placu :D Rozumiem, na mieście egzaminator może być wredny, wybrać trudne skrzyżowanie z ograniczoną widocznością, ale na placu, gdzie każdy robi to samo?) - ale oni się nie poddają i podchodzą do egzaminu po kilkanaście razy.
Tylko czy to ma sens, gdy ktoś nie wykazuje nawet minimalnych zdolności do bycia kierowcą?