przez Nadija » piątek 19 czerwca 2009, 13:42
To i ja dorzucę swoje trzy grosze i podzielę sie z Wami moimi wrażeniami z kursu i egzaminów.
Przede wszystkim zacznę od tego, że decyzja o pójściu na kurs była zupełnym spontanem i chyba do końca nie wiedziałam, w co się pakuję. Pierwsze dwa wyjazdy do Leszna (mieszkam 60 km od tego miasta) były poprzedzone nieprzespanymi nocami i wielkim stresem. Na placu od początku szło mi nieźle, co mnie nieco podbudowało i powoli zaczęłam wierzyć, że może uda mi sie coś zwojować również na mieście. Mój pan instruktor dość szybko zaczął mnie raczej chwalić niż opieprzać, normalnie - cudowne dziecko kierownicy. Jednak im było bliżej zakończenia kursu i wyznaczenia daty egzaminu, tym głupsze robiłam błędy na mieście i po chwilowej euforii znów dopadało mnie zwątpienie.
W końcu nadszedł ten dzień - 29 maja 2009. Od poprzedniego popołudnia lało, a ja nigdy wcześniej nie jeździłam w deszczu, więc rano, w dniu egzaminu, byłam przerażona. Przyjechałam do Leszna - również ulewa. Nastawienie bardzo pesymistyczne. Wybiła 12. Testów się nie bałam, byłam dobrze przygotowana, 0 błędów. Później rozpoczęło sie oczekiwanie, aż miła pani wyczyta moje nazwisko. Samochód nr 8. Pan P. grzecznie mi się przedstawił, miałam sprawdzić wszystkie światła po kolei - nie miał dla mnie litości mimo ulewy - pod maską wszystko pokazałam dobrze, łuk i górka bezbłędnie. Wyjechaliśmy na miasto. Po 10 minutach już byłam pewna, że nie zdam. Pan przewiózł mnie chyba po wszystkich najmniejszych uliczkach w Lesznie, ciągle kazał mi skręcać w lewo, na czym niestety zdupiłam, bo nie dojechałam do lewej krawędzi na jednokierunkowej. Do tego, na innej drodze, przejechałam linię ciągłą ścieżki rowerowej, a później to już była porażka - biegi mi się myliły, raz mi auto zgasło na skrzyżowaniu i miałam duże problemy z zaparkowaniem (na usprawiedliwienie dodam, że w obcym dla siebie miejscu, oczywiście lekka panika). Po przyjeździe do ośrodka kazanie, oczywiście wynik negatywny, ale na pocieszenie pan powiedział mi, że w sumie jeździłam całkiem przyzwoicie i że muszę się bardziej skoncentrować na drodze, to nie będę miała problemów ze zdaniem. Nastrój miałam taki sobie, ale egzaminator był kulturalny, nie krzyczał, nie marudził i za byle co na pewno by mnie nie oblał. Trochę zwalam winę za porażkę na deszcz, który mnie dekoncentrował i na zaparowane szyby, ale to ja zrobiłam błędy a nie samochód, więc nie ma o czym gadać (jeździłam 50 minut czyli prawie godzina jazdy w cenie egzaminu;)).
Drugi egzamin miałam wczoraj. Wcześniej kupiłam sobie dwie godziny jazdy w Lesznie (miejsce na reklamę - OSK Hołek's, bardzo miły, konkretny pan, który dużo mi pokazał i wytłumaczył, tak więc polecam:). Rano wstałam, nie padało. W połowie drogi do Leszna złapałam zupełny luz, naprawdę było mi wszystko jedno, pocieszałam sie, że jak nie za drugim, to za trzecim razem zdam, to i tak niezły wynik. Pół godziny przed wyznaczonym czasem byłam w ośrodku, kolejka do kasy wydłużała się z każda chwilą. Podczas 1,5 godziny mojego oczekiwania, nie zdał nikt:( W końcu znów miła pani wyczytała moje nazwisko i o radości - samochód nr 7, moja szczęśliwa liczba. Ponieważ zasady się zmieniły, pokazywałam tylko jedne światła (kierunkowskazy;) i miarkę poziomu oleju silnikowego pod maską. Pan K. zrobił dobre pierwsze wrażenie, wyszedł z samochodu, żebym spokojnie mogła się przygotować do jazdy, łuk i górka bardzo ładnie, no i jedziemy na miasto. Od razu po wyjeździe, w bocznej ulicy, parkowanie prostopadłe lewostronne (które gorzej mi wychodzi, choć podobno jest łatwiejsze) Uff, zaparkowałam, choć trochę krzywo, na szczęście Jeep, który stał obok tez stał krzywo, więc nie dało się inaczej. Później przejazd po różnych drogach, kilka razy przez skrzyżowania ze stopem, parę razy ze światłami, jedno i dwukierunkowe, ronda, zawracanie w bramie, rozpędzanie sie do 50 km i szybkie hamowanie, te same skrzyżowania najeżdżane z różnych stron, coby mnie na czymś złapać...;) 4 razy przejeżdżaliśmy obok ośrodka i dopiero za piątym razem, pan kazał mi wjechać, na parkingu musiałam jeszcze porządnie zaparkować, bo stanęłam za daleko od sąsiedniego samochodu, wyłączyłam wszystko no i mowa końcowa: ogólnie zrobiłam kilka błędów, pomylił mi się kierunkowskaz na rondzie (nerwy), dwa razy za długo rozważałam na skrzyżowaniu czy jechać, czy nie, na krzyżówce z lustrem zapomniałam, że tam jest to lustro i wjechałam trochę za głęboko a na koniec pan mnie upomniał, żebym aż tak bardzo sie nie rozglądała za pieszymi, bo oni jak wejdą z lewej strony to przecież będą jeszcze daleko od samochodu... Nie wiem, jak to sie ma do grona moich znajomych, którzy oblali, bo wymusili pierwszeństwo na przejściu dla pieszych, no ale dobra. Pan, perorując, cały czas wypełniał arkusz egzaminacyjny i naprawdę do końca nie wiedziałam, jak mi poszło, w końcu wyrwał kartkę z tego bloczku, a ja zamarłam, no bo niby jest tak, że jak zdasz, to nie dostajesz żadnej kartki, a po sekundzie padły te znamienne słowa:"Dobra, zdała pani". Wzięłam tę kartkę, prawie uścisnęłam pana K i jak torpeda pognałam do holu, zachowując się, hmm, dość głośno i wylewnie, tam już na mnie czekał mój chłopak, który zgłupiał, bo wybiegłam z kartką, a jednak uradowana, dopiero po chwili do niego dotarło, że jednak zdałam.
Cały dzień banan nie schodził mi z twarzy, wieczorem pojechaliśmy do znajomych opijać, to moje ostatnie dni z alkoholem na imprezach, przez ostatnie 5 lat mój chłopak wszędzie jeździł, teraz następne 5 lat mojej służby. Ogólnie jestem z siebie bardzo dumna, dziś mijają dokładnie trzy miesiące od momentu zapisania sie na kurs. Nigdy bym nie uwierzyła, że tak szybko uda mi się to zrobić. Nie pojechałam idealnie, ale miałam po prostu fuksa: dobrą pogodę, stosunkowo mały ruch i dość łatwa trasę, a przede wszystkim egzaminatora, który widocznie chciał, żebym zdała. Po prostu wczoraj byłam tą odpowiednia osobą w statystyce. Na koniec stwierdzam, że obaj egzaminatorzy byli normalni i względnie mili, życzę Wam, żebyście na nich trafili, a wtedy naprawdę dobrze sie Wam pojedzie i przy odrobienie szczęścia - zdacie. Trzymam za wszystkich kciuki. Grunt, to opanować nerwy i patrzeć na znaki, ja spotkałam się na obu egzaminach z miłymi kierowcami, którzy mi pomogli na drodze, więc oby na Waszych drogach byli tylko tacy. Tak, że nie bać sie Leszna i zdawać. Buziak dla wszystkich.
When you want something, all the universe conspires to help you achieve it P.C.