ja zdawalam ok 12 godziny. O godzinie 10 miałam teorie. Na sam egzamin praktyczny czekałam 1,5 godziny, byłam ostatnia z grupy. Moj stres osiągał zenitu. Na początku modliłam się o ładną pogodę i była ale co za to, okazalo sie ze cale miasto bylo zakorkowane, w dodatku jakies roboty na drodze, masakra. Wszystkie najwieksze skrzyżowania jakoś dalam rade (bałam się na jednym ze wymusze pierszeństwo lub ze bede za dlugo czekać ale bylo ok), rondo, parkowania -zero błedów, wyprzedzanie jakiejs cieżarówki bardzo wolno jadącej, omijanie samochodow (bylo strasznie ciasno w jendym momencie i jakims cudem udalo mi sie znalesc miejsce troche dac w prawo i przepuscic samochód). Wracając już do WORDU musiałam jednak uwalić :evil: Byl to moj jedyny błąd ale konczący egzamin. Egzaminator powiedzial ze gdyby nie ten blad to na pewno bym zdala, ja tez jestem tego pewna. Powiedzial ze mu szkoda bo widzi ze umiem jezdzić. Zyczyl mi powodzenia na nastepnym egzaminie :) Teraz to juz nie wierze ze godzina czy pogoda ma jakies znaczenie. Bo moze jak by deszcz padał to bym zdała, ale po co tak gdybać? Tak samo nasluchalam sie wiele dziwnych histori o egzaminatorach a tu okazalo sie ze egzaminator tez moze byc milym i normalnym czlowiekiem :) Nie wierzcie w to, ze ktos wam na sile jakies bledy zarzuci. Jesli dobrze pojedziecie to zdacie, a nawet na wszasze drobne błedy egzaminator przymknie oko. Ja niepotrzebnie tak się nakręciłam. Nie wiem czy jeszcze kiedys w zyciu przezylam taki stres :) Sam egzaminator mi powiedzial ze jak czuję ze umiem jezdzic to nie powinnam sie niczego bać i powinnam myslec ze zaluguje na prawo jazdy :wink:
Dopiero jak wrócilam do domu to tak naprawdę sie wkrzylam, jak zdalam sobie sprawe jak malo dzieliło mnie od zdania. Juz dzis jak mi nerwy odpuściły (choc nie do konca :)) to nawet to wszytko wydaje mi sie zabawne, bede miala co wspominać. W sumie caly ten kurs i zdawanie egzaminów to niezła przygoda :lol: