Witam!
Jestem po trzech próbach do prawa jazdy i jak to mówią "Do trzech razy sztuka" - trzecia udana. Czekam na dokument
:)
Piszę by dokładnie podzielić się doświadczeniami, mnie Wasze posty bardzo pomogły. Teorię zdawałam starą, więc nie pomogę.
Pierwszy raz był w pod koniec grudnia na godzinę 11:00
Siedziałam w poczekalni naszego WORDu i obserwowałam jeszcze wówczas działającą tablicę wezwanych na ten sąd - w telewizorze. Niesamowite historie czekających wokół i często zmieniająca się lista 10ciu ostatnich wezwanych robiła piorunujące wrażenie. Na wywołanie czekałam 3 i pół godziny, więc zdążyłam się nasłuchać "A za czwartym razem bo..." i naobserwować. Do tego muszę nadmienić, że najczęściej powtarzającym się autkiem - czyli najszybciej zmieniające egzaminowanych - było autko nr 4. Byłam pewna, że muszę już się z nim oswoić.
Gdy w końcu mnie wywołali oczywiście wyświetliło się autko nr 4. Pamiętajcie, wyłączyć komórkę! Wiem, od instruktora że oblewają i za dzwoniący głośno telefon - jak i budzik
Egzaminator już czekał. Pan D.N. przedstawił mi się, był sympatyczny. Wylosowałam olej i światło wsteczne. Pokazałam wskaźnik i wlew, zaskoczyło mnie pytanie "jak się sprawdza", jakoś wybrnęłam i chwatit. Nie byłam pewna czy jak tylko przekręcę klucz w stacyjce ale nie uruchomię, czy wsteczny będzie się świecił, więc ze stresem uruchomiłam. Niestety musiałabym trzymać sprzęgło więc poprawiłam się i wyłączyłam auto, instruktor "gdyby pani puściła to sprzęgło i by zgasł, to bym panią oblał".
Przejechał mi na łuk, musiałam podejść pieszo. Usłyszałam "proszę przygotować się do jazdy". Fotel, lusterka, światło, mogę uruchamiać. Jedynka, ruszyłam - i coś mi puknęło z tyłu w drzwi. Egzaminator: "błąd". Nie wiedziałam o co chodzi. Stres. Rozejrzałam się, światła są, no to dobrze - więc do przodu. Zerknęłam w dół, miałam zaciągnięty ręczny - zdjęłam go, ale było już za późno. Puknięcie w drzwi. Niestety tak jak większość moich poprzedników, nie zdążyłam dobrze ruszyć, już musiałam wysiadać. Blondynkowy błąd, którego się nie spodziewałam bo go nigdy nie popełniałam. Jeśli egzaminator pyta czy wszystko w porządku, to nie znaczy że chce być miły, tylko trzeba się dokładnie rozejrzeć i sprawdzić, szczególnie lampki.
Szkoda. Cała rodzina zdała za pierwszym, ja jak ten tuman taki głupi błąd...
Po tym egzaminie wzięłam parę jazd i usłyszałam o dwóch ważnych rzeczach: wśród aut, które jeżdżą w naszym WORDzie, jeździ Fiat Punto Evo. To specyficzna maszyna, która "dla ochrony środowiska" gaśnie kiedy stoi ze skrzynią biegów w pozycji luzu (np. na światłach), a uruchamia się przy ponownym wciśnięciu sprzęgła. Radzę więc uczyć się stać na światłach z przygotowaną jedynką - Punto Evo wtedy nas nie zaskoczy. Ah, no i egzaminatorzy mają obowiązek powiadomić nas, że ta maszyna tak działa.
Druga rzecz jest taka, że po zmianach z 19 stycznia musimy zapalać światła JESZCZE PRZED ZAPALENIEM SILNIKA, czyli jako pierwsze i to już na placu. Kolejność: podświetlenie stacyjki, światła, silnik, [nawiew na przednią/tylną szybę, jak zima], dopiero bieg i ręczny.
Za drugim razem (koniec stycznia), miałam na .. przed 12tą?
Czekałam ok. 2 i pół godziny. Tv plansza już nie działała, pozostało tylko wywoływanie przez radio. Obok mnie czekała zestresowana dziewczyna i kuła z notatek jakie światła gdzie sprawdzać... Ach, udzielało się! I siedzących tam historii część dalsza. Wywołano poznaną koleżankę. Niestety doczekałam jej szybkiego powrotu. Łuk. Zakręciła do kasy.
Wywołano mnie nareszcie. Szum, dużo ludzi: no ładnie, usłyszałam swoje nazwisko, ale nie które auto. Poszłam pod wiatę - w końcu jak będzie wychodził to się przekonam które. Niestety wyszli we trzech. Dwóm się wdzięcznie ukłoniłam, trzeci zakręcił w inną stronę. Po sekundzie zorientowałam się, że ten trzeci patrzy się jakoś dziwnie (nie patrzył do końca na mnie) i coś gada.
Ja - Słucham? - dopytałam.
Egzam. - No co mówiłem?? Co? Że które auto?!
J. - No nie wiem, nie dosłyszałam.
E. - No to jak to tak! Nazwisko usłyszała a numeru auta już nie?? Dwa razy wołałem!!
"Będzie wesoło", myślę i potruchtałam za nim do autka... no właśnie.. nr 4. Wylosowałam światła pozycyjne i znów olej. Surowy jegomość, pan B.(wski) przyglądał mi się uważnie, potem zaprosił na siedzenie pasażera i podjechał na łuk. Przygotowywanie się również jest jednym z zadań egzaminu placu manewrowego. Siedzenie, zagłówek, lusterka, zapłon, światła, bieg, ręczny - gotowa. Podjechałam, do tyłu - przy pierwszym pionku przy lusterku kierownica "na nogę", dojeżdżam do końca, ręka za siedzenie pasażera, tylna szyba - Idealnie. Jegomość już uspokojony, że jeszcze nie musiał mnie odesłać z kwitkiem, pokierował mnie na górkę. Tam mi zgasł, a nie miał prawa - domyślam się że ta 4ka to może być to Evo. Nie kazał powtarzać, uruchomiłam, ruszyłam również świetnie
. Przypomniał zasady, próba prędkości przed bramą i na miacho.
Nie był spokojny. Ja mam coś takiego, że jak coś mijam, to nawet na milimetry, ale po prostu wiem że przeszkodę minę i się zmieszczę. Niestety Pan nie miał do mnie takiego zaufania. Za pierwszym razem mijając czyjeś lusterko, z krzykiem prawie mi do kierownicy dopadł
Westerplatte, Wiejska i w prawo. Na rondzie na Grunwaldzkiej pierwszy błąd. Miałam zawrócić, wg Pana zrobiłam to wszystko z lewym kierunkowskazem "podczas zmieniania pasa ruchu". Nie zgadzam się, włączyłam prawy przy wyjeżdżaniu, ale kto wie, może za późno...
Po wszelkich uliczkach kręciłam dalej. Drugi błąd, znów na rondzie, tym razem na Anny Łajming (Rondo Solidarności). Wyjeżdżałam z Sienkiewicza i miałam skręcić w lewo, w Filmową. Nie pamiętałam tego ronda, oczekiwałam że pas sam mnie poprowadzi w ślimaka. Niestety tam gdzie na moje oko powinien, jest zatarty! Niepewna niczego zostałam więc na wewnętrznym pasie, w efekcie wyjechałam wprost na martwe pole (powierzchnię wyłączoną). Kazał mi zjechać na parking i tu stało się coś, za co Pana bardzo cenię. Powiedział "wynik egzaminu negatywny, czy chce pani jechać dalej?" - no kurczę! Skoro już zapłaciłam za możliwość pojeżdżenia sobie czerwonym autkiem z egzaminatorem u boku, to przecież czemu nie! I KU mojemu zaskoczeniu nie skierowaliśmy się od razu do WORDu. Pan B. poprowadził mnie na dalszą część swojej trasy! Parkowania, zawracania, próba prędkości (rozpędzanie i nieawaryjne zatrzymywanie w wyznaczonym miejscu), przeprowadził mnie przez wszystkie wyznaczone miejsca, całą godzinę, aż do ośrodka. I dobrze! Dzięki temu wiem, gdzie nie zdałabym drugi raz. Ul. Kopernika, felerny zjazd do Fimalu. Tam parkowanie i na końcu zakręt w lewo. Błąd. Zakręciliśmy tam jeszcze raz. Nie domyśliłam się, jakoś nie przyszło mi do głowy, że taka szeroka ulica a jest jednokierunkowa! Drugi błąd. Nie zjechałam do lewej krawędzi. Reszta gładko, pomijając tylko fakt, że podczas powrotu, na Wiejskiej znów mijałam się z czyimś lusterkiem: "Och!! Jak pani zahaczy to chyba temperatury dostanę!!", krzyczał czerwony ze złości. Po powrocie pod wiatę powiedział "Wynik egzaminu negatywny, ale tak, to dobrze pani jeździ" - no fajnie...
Trzeci raz też się mocno stresowałam. Dwa dni temu, na 12tą.
Spotkałam tę samą dziewczynę co poprzednim razem - widocznie idziemy hurtowo. Ją i parę innych osób. Każdy opowiadał o swoich razach, najczęściej coś głupiego: łuk, światła, i tzw. wymuszenie. Zauważyłam z ulgą, że do kasy nikogo, babki wreszcie mają szansę się ponudzić - to dobry znak. Do okienka też nikogo. W głośnikach cisza - wszyscy jeżdżą... Mimo to koleżanka została wywołana, niestety wróciła zaraz. Znów łuk.
Siedziałam niecałe 2 godziny, wizji na elektronicznej tablicy znów nie było, a wydawało mi się że głośniki są w jeszcze gorszym stanie niż ostatnio. Czy ja usłyszałam swoje nazwisko? Było to tak niewyraźne i ciche, że zgłupiałam. Przejdę się, pomyślałam, najwyżej mnie odeślą
Okazało się, że przyszła kobitka. Pani z zacnym imieniem, T.B., wyglądała na sympatyczną, upewniła mnie że słusznie słyszałam. Poskarżyłam się, że nie wiem które auto, ale nie było problemu, sama mruknęła że już zgłaszała z tymi głośnikami. Autko - inne! Czarne, nr 11. Objaśniła zasady, na światła i maskę wyznaczone 5 min. Wylosowałam płyn chłodniczy i światło wsteczne. Wskazałam jej z najpierw płyn do spryskiwaczy, tak usłyszałam. Sama nie była pewna, poleciała sprawdzić, co miałam wskazać
Wsteczne - luzik. Zakręciła mi na łuczek, pięknie zakręciłam, wsiadła, na górkę. Na górce mi zgasł, ale już przy ruszaniu. Mając w pamięci jedną z opowieści w poczekalni, dziewczyna nie zdała na górce z którą nigdy nie miała problemu. To nie może się powtórzyć. Ponowna próba, ślizg opon, zaliczyła. Miasto!
Wyjeżdżając kazała skręcić w lewo, Nad Śluzami. Potem dalsza część Wiejską i do Armii Krajowej. Spodobało mi się jej wydawanie poleceń, mocno uprzedzała: "na skrzyżowaniu, na tym tam, skręcimy w lewo, a potem zaparkujemy, pokażę gdzie", parkowanie na Szarych Szeregów: prostopadłe, w lewo, przez pas. Była spokojna i przyjazna. Uśmiechając się poradziła mi pół-słówkiem, że fajnie by było gdyby przy wykręcaniu tyłem z parkingu, z auta obok coś zostało (nie skręcać kierownicy od razu, tylko za chwilę).
Ciekawa rzecz: na przejściach dla pieszych nie byłam pewna kiedy jechać, a kiedy przepuszczać - czasem trzeba się zatrzymać, by nie było wymuszenia, a czasem przecież nie wolno, bo jeśli się zatrzymasz i delikwent wejdzie, to go następne auto obok Ciebie przejedzie. Kiedy miałam taką sytuację i zbliżałam się do przejścia, kątem oka dostrzegłam, że noga Pani Egzaminator powędrowała na hamulec. Jakoś tak miała krzesło mocno oddalone (czy specjalnie?), że co najmniej 3 albo 4 razy mi to pomogło, jak przestawiała nogi, hamowałam.
Zawracanie na 3 z wykorzystaniem lewej bramy i Poznańską do WORDu. Zorientowała się, że jestem skora do uśmiechu, to żartowała, że normalnie jako instruktor każe kobietom dźwignię biegów przestawiać trzema palcami, jak dama, a mnie to nie wiadomo czy ta skrzynia w ogóle przeżyje
śmiałam się że w moim Ośrodku szkolą same chłopy i to dlatego tak. Tak minęło do Garncarskiej, zmieniłam na prawy pas i tak mnie zagadała, że skręcając w Wiejską nie włączyłam kierunkowskazu - zaśmiała się wtedy "hehe! Oj oj! I błąd się wkradł!", odtąd już starała się nic nie mówić, żeby mnie dalej nie rozpraszać - a szkoda, fajna babka. Dojechałyśmy do WORDu, skupienie do końca, wiata. Wynik pozytywny
Główna rada ode mnie: nie martwcie się! Jak nie teraz, to następnym razem - stres jest tu najgorszym wrogiem.
Mam nadzieję, że ten szeroki wywód rozjaśni coś lub uspokoi. Nie ma co!