przez Moses » niedziela 29 listopada 2009, 12:42
No to i ja podzielę się swoimi odczuciami.
W sumie "zdanie" trwało dosyć długo-bo jeśli liczyć od momentu złożenia "papierów" do pozytywnego wyniku egzaminu to ponad 10 miesięcy. Z tym że w skład tego czasu wchodziła również przerwa trwająca...8 miesięcy.Niemożliwe? A JEDNAK!
Egzamin pierwszy-jakoś pod koniec 2008r.
Wejście na salę, a tam niejaki Pan D., który na koniec z olbrzymią ironią w głosie oznajmił mi:pani nie zdała!
Olałam nieco przygotowanie do testów-stąd ten wynik.
Potem wspomniana wyżej blisko 8 miesięczna przerwa(sama nie wiem czym spowodowana-chyba niechęcią do auta).
Egzamin drugi. W połowie sierpnia 2009r. kolejne podejście.
Na sali testów niejaki Bogdan T.. Tym razem przygotowałam się perfekcyjnie,stąd też czas na rozwiązanie 18 pytań w moim przypadku wyniósł ...niecałe 120 sekund. Na koniec jednak zapomniałam spojrzeć w monitor ile popełniłam błędów, na co Pan T. groźnie warknął: Ma Pani zaliczone!Potem od ludzi dowiedziałam się, że liczba błędów wynosiła zero.
Następnie czekam na egzamin praktyczny,schodzi słynna Pani Katarzyna i wyczytuje moją osobę. Potem już w aucie przedstawia mi się po raz drugi, nie odpowiadając jednak na moje "Dzień Dobry".Ogólnie mówiła w takim tempie, jak prędkość bolidu Kubicy, a gdy czegoś nie zrozumiałam poczuła się wielce obrażona. Ogólnie jednak oblałam z mojej winy-na placu.
Egzamin trzeci.Sympatyczny starszy jegomość Marian B.Niestety mimo kilku minut dobrej pogawędki z "panem dziadkiem" egzamin trwał zaledwie 8 minut-powód jak wyżej plac.
A to wszystko dlatego, że szkoła kierowców LIDER z Międzyrzecza/Barlinka/Sulęcina ma NIEWYMIAROWY plac.Nie polecam jej nikomu.
Egzamin czwarty.Kolejna Pani tym razem Olka Z. Placyk już elegancko(zmieniłam szkołę jazdy), nieco za dużo gazu na wzniesieniu, na co Pani egzaminator zareagowała pytaniem "Czy Pani się dobrze czuje?"Ale mimo tego wyjechaliśmy na miasto.Znaczy miasto to za dużo powiedziane, bo było to raptem nieco ponad 100 metrów od WORD-u i perfidny znak STOP(ten drugi), nacisnęłam hamulec, lecz droga była z obu stron wolna więc ruszyłam bez zatrzymania kół i po egzaminie.
Egzamin piąty.Duże skupienie, uwaga i Sławomir B. Cały plac bez zarzutu-jedziemy na miasto. Rondo Sybiraków,w lewo,Rondo Solidarności, w prawo, przy STILONIE parkowanie, potem wyjazd na rondo Ofiar Katynia, dalej w lewo, na słynne wąskie uliczki jednokierunkowe, powrót na ul.Walczaka i jazda do centrum, obok Łaźni(jednokierunkowa na Drzymały/Łokietka),Katedry, dalej jazda ul. Sikorskiego i Warszawską,potem rondo Santockie,tam w prawo na Trasę Nadwarciańską(70km/h) i tutaj słynny zjazd pod wiadukt. Tam cwaniak egzaminator kazał jechać prosto, a z prawej wyskoczył mi w ostatniej chwili starszy dziadek za kółkiem-gwałtownie zahamowałam, co skończyło się wyjechaniem za ciągłą linię i "zmuszeniem DZIADKA DO ZATRZYMANIA"-jak to ujął Pan B. Nie muszę dodawać, że to był koniec egzaminu, który trwał...49minut(wg nowych przepisów powinien ok.25).
Egzamin szósty. Sobota godzina 7:30. Jerzy D.-uwalił dwie osoby przede mną, lecz to bardzo konkretny facet. Plac zaliczony, parkowanie zaraz na przeciw ośrodka, dalej rondo sybiraków,solidarności,parkowanie przy Stilonie,rondo ofiar Katynia, ponownie wąskie uliczki jednokierunkowe w lewo, dalej zjazd drogą osiedlową na rondo santockie, trasa nadwarciańska, ten sam wiadukt co z Panem B., jednak nie prosto a w prawo-powrót na szybką trasę, na rondzie santockim w prawo, ul. Warszawska tam już myślałam, że wyprowadzi mnie na słynne"brzozy-zawracanie i parkowanie skośne", jednak nie od razu pod górę i powrót do WORD-u. Tam po zaparkowaniu od razu karteczka gotowa i tekst "mino drobnych błędów ja egzamin pani zaliczam".
Nie muszę pisać co się działo potem.(radość,szczęście itp.)
Nie chcę pisać o wszystkich przeżyciach i ilości pieniędzy, które poszły an ten cel(razem niecałe 3 tys.zł).
Jak na razie to tyle jeśli chodzi o moje przygody z gorzowskim WORD-em, kto wie może kiedyś skuszę się na kat. C lub D albo wszystkie inne?