Dokończyłem właśnie dzisiaj test, w którym porównywałem czas rozgrzewania się silnika na postoju i w czasie jazdy.
Warunki identyczne obu testów to: naturalnie ten sam samochód (Audi), temperatura otoczenia: -4 stopnie (pokazywane przez czujnik temperatury w samochodzie i w alarmie), temperatura całego samochodu taka sama jak otoczenia (ponad całonocny postój), całkowicie wyłączone ogrzewanie, pomiar rozpoczynany w momencie uruchomienia silnika, kończony w momencie osiągnięcia 90 stopni na wskaźniku (wcześniej potwierdzona zgodność wskazania z wartością podawaną przez komputer ze sterownika silnika).
I oczywiście wszystko w samochodzie, z termostatem na czele, w pełni sprawne.
Rozgrzewanie na postoju:
Prędkość obrotowa silnika od ok. 1300 obr/min zaraz po uruchomieniu do ok. 950 obr/min po wstępnym rozgrzaniu.
Średnio: ok. 1000 obr/min.
Czas rozgrzewania: 16 minut 32 sekundy.
Rozgrzewanie podczas jazdy:
Prędkość obrotowa silnika zmienna, począwszy od ok. 1000 obr/min podczas dwóch krótkich postojów na światłach, do ok. 3000 obr/min podczas rozpędzania i do ok. 2500 obr/min podczas jazdy ze stałą prędkością.
Średnio: ok. 2000 obr/min.
Czas rozgrzewania: 8 minut 28 sekund.
Mam nadzieję, że wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że patrząc przez pryzmat, czy to zużycia silnika (zakładając, że jest większe/dużo większe, kiedy jest zimny) czy też emisji szkodliwych substancji do atmosfery, nie jest istotne to, ile rozgrzewanie trwało czasu, tylko ile cykli pracy silnik wykonał w tym czasie. Najprościej będzie to obliczyć po prostu przeliczając liczbę wykonanych obrotów w całym czasie rozgrzewania.
Otrzymujemy więc:
Rozgrzewanie na postoju => 1000 obr/min · 16,53 min = 16533 obrotów.
Rozgrzewanie podczas jazdy => 2000 obr/min · 8,46 min = 16933 obrotów.
Jak więc widać, wyniki są właściwie identyczne, z minimalną przewagą na korzyść rozgrzewania na postoju, chociaż jest to różnica w granicach błędu pomiarowego, więc można spokojnie stwierdzić, że różnicy w liczbie cykli pracy podczas rozgrzewania nie ma żadnej.
Jeszcze jedno spostrzeżenie, wskaźnik temperatury mam od 60 stopni, więc dopiero przy tej temperaturze zaczyna się on ruszać, a jednocześnie jest to już stosunkowo wysoka temperatura, począwszy od której trudno już mówić o jakimś nadmiernym zużywaniu się silnika czy emisji szkodliwych substancji. Mówiąc inaczej, istotniejszy jest czas rozgrzewania do 60 stopni, a nie od 60 do 90 stopni. Piszę o tym dlatego, że zauważyłem (nie mierzyłem tego niestety), że na postoju wzrost temperatury z 60 do 90 stopni był stosunkowo powolny, a podczas jazdy dużo szybszy. Oznacza to po prostu, że różnica w czasie tego najważniejszego etapu rozgrzewania, czyli do 60 stopni, była w rzeczywistości mniejsza niż wynika to ze zmierzonych czasów, czyli na zdecydowaną niekorzyść rozgrzewania podczas jazdy.