Pierwszy egzamin za mną, i na szczęście ostatni;)
8.45 teoria, później czekanie na praktyczny. O 10.35 wsiadłam do auta. Egzaminator (czarne włosy i okulary na nosie) nie zachęcał - od początku zimny, nieprzyjemny . No ale cóż. Łuk bez problemu i wyjazd na miasto.
Na Strzelców w lewo, w stronę Bytomia. Trochę późno spostrzegłam się o zwężeniu jezdni, więc byłam już sama na prawym pasie, a po lewej stronie cały rząd aut. Na szczęście szybko znalazł się uprzejmy kierowca, który mnie wpuścił.
Dalej Strzelców i komenda "proszę skręcić w lewo". Chodziło bodaj o Fałata, ale się zagapiłam i skręciłam na Al. Legionów. "nooo, tam miała pani skręcić, ale dobra, niech już pani tu jedzie...". Dalej w prawo na Drzymały i w lewo na Nawrata jednokierunkowa. Na Nawrata komentarz "po co się pani zatrzymywała?!", kiedy stanęłam przed kobitką, która wprawdzie nie stała na przejściu dla pieszych, ale nogi już postawiła na jezdni, więc uznałam, że lepiej się zatrzymać... Dalej Piekarska w lewo i prawo w Żeromskiego. Na Żeromskiego komentarz, że jadę za wolno (wolałam, ze względu na tę nierówną nawierzchnię granitowych czy jakich tam kostek jechać ciut wolniej). Dalej Żeromskiego, później w lewo (nie pamiętam nazwy, naprzeciw liceum) na jednokierunkową. Stamtąd w prawo Prusa i dalej w lewo Kossaka. Ach, wcześniej jeszcze trochę pokręciłam po Korfantego, Sokoła, Matejki, Piłsudskiego. Przy wjeździe do Kossaka heca, bo babeczka stoi autem na środku jezdni i ja od razu myśl, że może wjechałam na jednokierunkową, to po imprezie, ale nie. On do mnie "no i co pani tak stoi?! widzi pani, że babka nie umie ruszyć, ma awaryjne, niech pani ją ominie!" (tych awaryjnych to jakoś nie zauważyłam). Przy omijaniu jeszcze mi krzyczy, że zaraz w to auto uderzę i żebym mocniej kręciła. Wyjechałam i mówi "nie lepiej wjechać na krawężnik niż jechać tak blisko tego auta?". Taaa, jasne, a za to by mnie pewnie oblał. Tam dalej jakieś uliczki i na Grottgera parkowanie równoległe tyłem. Trochę się tego obawiałam, ale na szczęście wyszło perfekcyjnie. Stamtąd dalej Grottgera i zawracanie ze wstecznym i wykorzystaniem bramy wjazdowej po lewej stronie. Też dobrze, choć trochę mi auto uciekło na przeciwny pas jezdni, ale nic nie powiedział. Dalej kazał mi zrobić coś dziwnego - rozpędzić do 50km/h i zatrzymać się. Zrozumiałam, że chodzi mu o awaryjne, więc zatrzymałam się awaryjnie. Źle. Jeszcze raz. No to znowu rozpędzam się do 50km/h i znów to samo. "Czemu oni wam ciągle wbijają do głów, że macie robić hamowanie awaryjne?! Tego już nie ma w obowiązkach egzaminacyjnych! Miała pani się rozpędzić i normalnie spokojnie zatrzymać!"... No i po prostu ten koleś chciał, żebym się zatrzymała jak gdyby nigdy nic, jak przed sygnalizacją etc. Nie wiem, jaką to ma funkcję edukacyjną, ale niech mu będzie... W międzyczasie komentarze "no, misiek, no co ty robisz...", ale przez większość egzaminu milczenie. Później zawracanie na skrzyżowaniu Czarneckiego z Orląt (w dół za kościołem św. Barbary w kierunku placu Słowiańskiego) bez wykorzystywania wstecznego (na szczęście ćwiczyłam to w tym samym miejscu wiele razy:)). Dalej do góry Czarneckiego i wjazd na Powstańców, tam w dół na Piekarską, przejazd przez tory kolejowe i główną - Dworską, w stronę Radzionkowa dojazd do ronda. W sumie jazda zaskakująco dobrze mi wychodziła, ani razu autko mi nie zgasło, miałam też chyba farta, bo ciągle zielone światło, żadnych sytuacji do wymuszania. Na rondzie trzeci zjazd (też szczęście, bo nie było tłumów i szybko wjechałam bez zatrzymywania się przed). Stamtąd droga i z daleka widzę Praktiker, więc wiem, że blisko WORDu. Wjazd do WORDu i każe mi zaparkować "pomiędzy srebrnym a skuterem". No to parkuję. Ten krzyczy, że "tamtym srebrnym!" (bo po drugiej stronie skutera też było srebrne auto). No to jadę do tamtego a on "niech pani jedzie prosto, wjedzie pani tyłem". W tym momencie zbladłam, bo nigdy w życiu nie parkowałam prostopadle tyłem. No i dobra, myślę, jakby to zrobić. Troszkę cofam i chciałam mocno w lewo, a ten przy cofaniu :"nie umie pani skręcać w lewo!?To niech pani kręci!". No to kręcę pełny w lewo i ładnie wjeżdżam. W międzyczasie krzyczy mi, w które lusterka patrzę, a w które powinnam. I na wzniesieniu przy parkingu autko zgasło. Zapaliłam i już ładnie zaparkowałam.
No i ten zaczyna :
-nie podoba mi się pani zachowanie wobec pieszych (za często się zatrzymywałam, komentarze "Czy ta pani wyglądała jak sprinterka?(nie)No to po co się pani zatrzymywała?!"
-musi pani się trochę bardziej rozglądać na jezdni
-no i ta prędkość niedostosowana (jerunie, w jednym miejscu jechałam trochę wolniej i się tego dowalił:))
-ale pozytywny.
Godzina 11.15:)
Dał mi tę kartkę i polazł sobie, nawet do widzenia nie powiedział, formalista straszny:)
Ale najważniejsze, że zdane, choć było to chyba moje najbardziej stresujące 40 minut w życiu, noga to mi non stop podskakiwała na sprzęgle... Choć po wyjściu z auta z papierkiem "pozytywny" to nawet telefonu w ręce nie umiałam utrzymać, tak się trzęsła:)
Rady dla zdających? Dobrze się przygotować. Jeśli po 30 godzinach nie czujesz się pewnie - nie idź na egzamin. Zrób trochę dodatków do momentu, kiedy będziesz jeździć w miarę płynie. Kiedy zgaśnie Ci maksymalnie auto raz na 2 godziny jazd, kiedy nie będziesz popełniać błędów z wymuszaniem pierwszeństwa, kiedy każde parkowanie będzie ci wychodzić. Ze stresem i tak nie wygrasz, noga i tak będzie drżała. Ale jak się przygotujesz, to z tym wygrasz. Nawet zimny i wredny egzaminator z Tobą nie wygra, jeśli będziesz w miarę dobrze jeździć:)
pozdrawiam i życzę powodzenia zdającym!