To ja się też dopiszę:
Pierwszy egzamin miałem 16 grudnia 2011 roku, w filii MORD na Balickiej (tak jak i pozostałe).
Egzaminował pan Zdzisław Sz., auto nr 34. Na początku strasznie się denerwował, jak ośmieliłem się odezwać, no ale OK, nie odzywałem się, pod maską miałem sprawdzić bodajże płyn hamulcowy i chyba światła awaryjne, ale już nie pamiętam. Łuk przejechałem za 1 razem, wzniesienie też, w międzyczasie pan egzaminator sugerował większą samodzielność. Po wyjeździe na miasto przyhamował mi lekko koło samochodu na Lindego, zdenerował się i zaznaczył błąd przy omijaniu, ale pojechaliśmy dalej. Na skrzyżowaniu z ulicą Na Błonie zdenerwował się długim czekaniem, zresztą w ogóle moja taktyka jazdy (czekanie, aż sytuacja stanie się klarowna...) dość mocno go denerowała. Wyjechaliśmy na Balicką i jechaliśmy aż do skrzyżowania z Podchorążych.Po drodze zaczęły dziać się dziwne rzeczy ze skrzynią. Przy próbie włączenia III biegu włączał się raz I, raz III... no ale jechaliśmy dalej, do Armii Krajowej i potem w lewo, w stronę Odlewniczej i Jana Buszka. Tam przeżyłem najbardziej niesamowite parkowanie na egzaminie, mianowicie kazano mi zaparkować równolegle w wyjeździe z parkingu, który tam się znajduje, co posłusznie wykonałem.
Nie wyszło mi za dobrze, ale akurat jechało jakieś auto i coraz mocniej podenerwowany pan Sz. kazał mi wyjechać, zawrócić i pojechaliśmy w stronę skrzyżowania z ul. Lea, dalej jakoś w prawo; potem nie pamiętam, ale jakoś do Zarzecza, Zarzeczem do skrzyżowania z Armii Krajowej i potem dalej Zarzeczem do skrzyżowania z Samuela Bogumiła Lindego, dalej w prawo do skrzyżowania z Balicką i w lewo do MORDu (przyznam, trasa jest niedokładnie opisana, bo już nie pamiętam wszystkiego). Po zaparkowaniu dowiedziałem się, że wynik jest negatywny, za słaba dynamika jazdy... ( w jednym przypadku faktycznie za długo czekałem) i za obsługę mechanizmów pojazdu. (od pewnego momentu jechałem tylko na II biegu, ze względu na awarię - pan egzaminator zagroził mi przerwaniem egzaminu, jeśli jeszcze raz źle włączę biegi) i jeszcze za respektowanie zasad techniki kierowania. Ogółem przypadek nadawał się do odwołania (np. nie byłem jasno informowany o błędach na bieżąco, poza tym skrzynia działała nieprawidłowo, problem polegał na tym, że nigdy wcześniej nie jeździłem ze skrzynią "VI", tylko "V". Mój instruktor umówił mnie po tym egzaminie z człowiekiem, który miał auto ze skrzynią "VI", żebym się przeszkolił. Szkolenie sprowadziło się do jednorazowego włączenia III biegu i stwierdzeniu, że skrzynia musiała być zepsuta - historia z I biegiem włączającym się zamiast III nie powtórzyła mi się już nigdy, ani razu. Niemniej, ten egzamin wspominam dość dobrze, bo myślałem, że stres będzie dużo większy, niż był.
Następny egzamin miałem 31 stycznia z panem Stanisławem P., auto nr 36. Bardzo miły człowiek i mimo wszystko bardzo dobrze go wspominam. Miałem sprawdzić płyn chłodzący i światło STOP. Łuk i wzniesienie zrobiłem za pierwszym podejściem, potem pan egzaminator kazał się zatrzymać i jeszcze raz wyjaśnił mi zasady, pojechaliśmy do miasta - też miał pewne uwagi co do dynamiki, ale jechaliśmy dalej, parkowałem tym razem prostopadle, o ile dobrze pamiętam, przy Filtrowej. Dalej jechaliśmy Zarzeczem do Armii Krajowej, potem skręciliśmy w Przybyszewskiego, i dalej Lea w kierunku Piastowskiej, Piastowską do Armii Krajowej, na skrzyżowaniu w lewo, zrobiłem błąd, bo wjechałem na pas szczątkowy, ale wybrnąłem z tego i pojechaliśmy dalej, potem był lewoskręt w Aleję Kijowską i na skrzyżowaniu z Królewską zablokowałem skrzyżowanie (wjechałem chyba na trzeciego, i bałem się ruszyć "pod tramwaj") i egzaminator przerwał egzamin. Byłem chyba zdenerowany, bo mimo przesiadki w coś koło dwudziestostopniowym mrozie, w samym swetrze w ogóle tego nie czułem.
Po drodze powiedziałem mu o historii ze skrzynią z pierwszego egzaminu, aż się przestraszył trochę i powiedział, że zaraz to sprawdzi.
Trzeci egzamin miałem 9 marca, egzaminował pan Jerzy P., auto nr 32.
Miałem sprawdzić światła pozycyjne. No to włączyłem, i kazał mi sprawdzić, czy się świecą. Wychodzę, patrzę, nie świeci się.
Patrzę z drugiej strony, świeci, z tyłu też.
Pod maską sprawdzałem płyn do spryskiwaczy, trochę nie mogliśmy dojść do porozumienia, ale ostatecznie było OK.
Kazał mi spryskać szyby i gdzieś poszedł na moment w rejon, gdzie zaczyna się łuk, za chwilę wrócił, próbował jeszcze poklepywaniem zmusić żarówkę od pozycyjnych do pracy
i podjechaliśmy do łuku. Tradycyjnie już przejechałem go za pierwszym razem, wzniesienie też, i pojechaliśmy do miasta. Na początku kazał mi przy wyjeździe z MORDu podjechać bliżej skrzyżowania, no ale potem było OK, jechaliśmy prosto aż do zjazdu na "ślimaka" w dół z Bronowickiej. Na górze "zgasłem" dwa razy na torach tramwajowych, zwrócił mi uwagę, że jest III, no to włączyłem I (auto chyba na szczęście cały czas toczyło się, bo już było lekko z górki), tramwaj nie jechał, no to pojechaliśmy dalej w stronę ronda, zrobiło się małe zamieszanie, bo nie mogłem dojśc do porozumienia, czy mam jechać na rondo, czy w prawo, ostatecznie pojechałem tam, gdzie trzeba
, czyli na rondo i tam zawróciłem, po zawróceniu przekroczyłem prędkość, ale zauważyłem to i zacząłem redukować (choć w sumie już nie pamiętam, jak to dokładnie było
); egzaminator nawet się nie odezwał. Jechaliśmy dalej Armii Krajowej aż do skrzyżowania z Piastowską, historia z minimalnym przekroczeniem (albo i nie, już nie pamiętam, ile miałem na liczniku) powtórzyła się na zakręcie za skrzyżowaniem z Zarzeczem, no ale egzaminator dalej milczał. Kazał mi zakręcić w lewo dopiero na skrzyżowaniu z Piastowską, jakiś miły osobnik w czarnym Golfie II (pozdrawiam
) wpuścił mnie na właściwy pas, zakręciłem w lewo, dalej jechaliśmy do skrzyżowania z Lea, tam przy skręcie na strzałce popełniłem, moim zdaniem niewielki błąd - ruszyłem zaraz po zatrzymaniu, a tu jeszcze jechały pojazdy. Zacząłem się więc toczyć możliwie wolno, aut było tylko cztery, więc skręciłem za ostatnim i pojechałem aż do skrzyżowania z Mariana Smoluchowskiego, gdzie tradycyjnie czekałem, aż przejadą pojazdy i pan egzaminator zaczął ciężko dyszeć.
W końcu przejechałem dalej, Smoluchowskiego do Królewskiej, tam w lewo, i na skrzyżowaniu z Piastowską znowu w lewo, a potem, na skrzyżowaniu z Lea, w prawo. Lea jechałem aż do skrzyżowania z Przybyszewskiego (chyba...), gdzie znowu było małe zamieszanie, bo nie wiedziałem, gdzie wjechać po poleceniu skrętu w prawo, no ale pojechałem, gdzie trzeba, no i w lewo na skrzyżowaniu z Zarzeczem, dalej do Armii Krajowej i przez skrzyżowanie pojechaliśmy dalej. Jechaliśmy tak aż do skrzyżowania ulic Na Błonie z Samuela Bogumiła Lindego, gdzie skręciłem w lewo, i pojechaliśmy prosto i na skrzyżowaniu w lewo. Tam miałem zawrócić i zawróciłem, przed skrzyżowaniem z Balicką musiałem zaparkować prostopadle na parkingu - obok aut, które tam stoją, poszło OK, chyba tylko przy cofaniu samochód lekko mi się zaczął staczać, ale opanowałem sytuację. Dojechaliśmy do skrzyżowania z Balicką, zatrzymałem się, żeby przepuścić auto z lewej, a auto z prawej stało za przejściem dla pieszych. Egzaminator się pyta, czy panuję nad sytuacją (albo, czy się orientuję w sytuacji, już nie pamiętam dokładnie...) więc wołam, że tamten nas wpuszcza (tak samo jak i przy zmianie pasa na Balickiej i chyba jeszcze jednym lewoskręcie bez świateł
) no i pojechaliśmy w lewo, nie wytrzymałem i pytam egzaminatora, czy mam wjechać do ośrodka. Potwierdził, więc skręciłem i zrobiłem to na zbyt wysokim biegu, zatrzymałem się i zredukowałem do jedynki i tak wjechałem na plac, pod wiatę, zaparkowałem i na polecenie egzaminatora zaciągnąłem ręczny i wyłączyłem silnik. Pan P. zapytał się, czemu tak długo czekam na skrzyżowaniach. Powiedziałem, że nie chcę dostać w drzwi od strony pasażera. Powiedział coś w stylu, że "to nie jest dostać w drzwi od strony pasażera", tylko coś tam... nie pamiętam już.
Oznajmił mi, że egzamin jest zaliczony
a ja na to aż zapytałem się, czy mogę uścisnąć jego rękę i zrobić zdjęcie auta na pamiątkę, na co się zgodził.
Powiedziałem, że jakbym nie zdał, to byłby koniec, pyta się czemu, mówię, że to był trzeci egzamin, no ale potem się pytałem, ile razy zdawał rekordzista, okazało się, że zdał za 28 (słownie: dwudziestym ósmym) razem.
No i tak wygląda moja historia egzaminów.
Nawet potem poszedłem się zapytać, czy nie wydadzą mi historii egzaminów na pamiątkę, ale usłyszałem, że na pamiątkę to będę miał prawo jazdy.