makaron32 napisał(a):Mam 18 lat, co oznacza, ze dla ludzi z mojego rocznika zaczał sie bum na robienie prawa jazdy.
Wszyscy moi znajomi zdaja za 1 raz, a ja oblałam juz 7 raz. Jest mi wstyd i jestem załamana. 4 razy oblałam na łuku chociaz na jazdach szedł mi swietnie. Przy ostatnim razie wracałam juz do osrodka, jadac srodkowym pasem zamiast prawego, egzaminator powiedział, ze "nie chce byc swinią, ale ma kamery i musi". Pewnie znajda sie osoby które stwierdza, ze po prostu sie nie nadaje, moze tak byc, jednak na jazdach z instruktorem idzie mi o wiele lepiej. Nic w zyciu nie zestresowało mnie tak jak zdawanie prawka. Co o tym sadzicie? Mam ochote z tym skonczyc, szkoda mi tylko pieniedzy, ktore zostawiłam w WORDZIE. Pozdrawiam i prosze o wasze doswiadczenia i opinie.
Ja zdałem za 5 lub 6 razem, nie pamiętam już dokładnie, nie mogę uwierzyć, że to już 10 lat minęło. Tylko raz oblałem na placu (ruszanie na wzniesieniu). Nie byłem ulubieńcem instruktorów, a ilość prób zdawania, powinna mnie wykańczać psychicznie. Jednak... U mnie było tak, że z każdą kolejną porażką, spadał poziom nerwów i stresu. Najgorzej było za pierwszym "magicznym" razem, wtedy nerwy były nie do opanowania, ponieważ: 1) sporo moich znajomych zdało za pierwszym, 2) czułem jakiś nagonki na ludzi którzy nie zdali za pierwszym, 3) chciałem mieć prawo jazdy jak najszybciej, 4) egzaminatora (błędnie) utożsamiałem jako nieprzyjemnego człowieka i nie chciałem mieć z nim często do czynienia, 5) ... i coś tam sobie jeszcze w głowie wymyślałem. Więc pierwszy egzamin zakończył się bardzo szybko. Między kolejnymi zawsze wykupowałem sporo dodatkowych godzin, oczywiście to pomagało, ale... coś mi jeszcze złego w głowie siedziało. Po przedostatnim egzaminie poczułem, że wszystko mi jedno, zacząłem mieć do tego lekceważący stosunek, czy zdam za 5, 10 czy 15, nie będzie miało dla mnie żadnego znaczenia, jak również w każdej chwili mogę odpuścić (PJ nie było mi do niczego potrzebne). Więc na ostatni egzamin (5 lub 6) przyszedłem jakby to był zwyczajny dzień. Ponieważ taki właśnie był. Nie wykupowałem żadnych dodatkowych jazd, nie czytałem na ostatnią chwilę ściąg. Poszedłem tam po raz 5 czy 6, wiedziałem co mam robić, kojarzyłem głos z głośnika, ludzi którzy przedstawiali zasady egzaminów, a nawet niektórych egzaminatorów, czułem się wręcz swojsko i na luzie. Wiedziałem ile wiem i co potrafię. Nic nie mogło mnie zaskoczyć - poza rzeczami na które nie mam wpływu, więc po co się przejmować, poza tym, na takim etapie, nerwy i stres nie powinny już istnieć. I co? I jedynym momentem w którym ostro podskoczyło mi ciśnienie, była wiadomość, że egzamin został zakończony z wynikiem pozytywnym. To tyle jeśli chodzi o moje doświadczenia ze stresem. Natomiast odnośnie pokonywanie łuku, cóż, nie ma innej opcji, niż wykupić odpowiednio dużą ilość czasu i tłuc to do znudzenia.