Głupota w oznakowaniu mnie nie rusza, bo za dużo jej codziennie na drogach widzę.
Kilka razy w miesiącu przejeżdżam w Prudniku koło znaku B-5 z tabliczką "nie dotyczy autobusów"... B-5 nigdy autobusów nie dotyczyło, więc jest to zbędne praktycznie jak powyżej
Ale to jest jeszcze pikuś - bo zdarza się, że drogowcy traktują B-5a i B-18
zamiennie. Zabrakło na magazynie jednego typu? To postawimy drugi - bo co za różnica? Jest taka miejscowość koło Prudnika - Biała, gdzie dojeżdżając do rynku (na którym są przystanki komunikacji autobusowej) napotykamy znak F-5, informujący, że za ileś tam metrów będzie B-18 - przed rynkiem samym. A przed rynkiem stoi B-5a z jednej strony, a z drugiej przez jakiś czas stał B-18. Wszystko na 7,5t oczywiście.
Przykładów jest dużo więcej, np. mój ulubiony Brzeg i DK39 - przejechać się da, ale znaki trzeba olać, bo inaczej nigdzie się nie dojedzie.
A wracając do tabliczek jeszcze - to jest patologia niekiedy straszna. We Wrocku jak wjeżdżałem od zachodu w strefę bodajże "12t" to było skrzyżowanie ze światłami, a zaraz za nim znak zakazu i tabliczka w formie litanii. Ktoś naprawdę liczy na to, że wjadę na skrzyżowanie, stanę przed znakiem żeby przeczytać co tam napisali, a w razie czego jak stwierdzę że jednak się nie łapię na wyjątek to 16-metrowy zestaw obrócę w miejscu?
A za granicą... ło Panie... nawet się na te tabliczki nie patrzy, bo i tak nie wiesz co tam pisze.