przez Matylda » niedziela 19 marca 2006, 16:55
Jakieś 6 godzin temu własnie przeżyłam taką "niebezpieczną sytuację", po której nogi mi się nieźle trzęsły .
Wracałam po wczorajszych imieninach od rodziny z wioski. Droga prosta, bez poboczy, ruch był umiarkowany, no więc jadę sobie spokojnie 80-tką. W oddali na moim pasie widzę rowerzystę, a z przeciwka jakis samochód. Myślę sobie: zdążę spokojnie wyprzedzić tego rowerzystę. W momencie gdy zaczęłam wyprzedzać rowerzystę i byłam już 2 metry za nim, ten nagle odbił do srodka drogi !!! <@#%^%&&> ! Ja po hamulcach, samochód jadący za mną też (bo zaczął wyprzedzać równo ze mną), samochód z przeciwka, który już zbliżył się- też a rowerzysta, który omijał niewielką kałużę...z powrotem na prawo. Moment wyboru: zahaczyć dziadka-kretyna-rowerzystę czy próbować wyjść z tego slalomem?! Jednak slalom! :fear: Uff, udało się nawet nie wiem jakim cudem, a z samochodem z przeciwka prawie otarliśmy się lusterkami :eek2:. Kurczę, ale się roztrzęsłam :roll:
Sama też jeżdżę na rowerze, ale do głowy nie przyszłoby mi robić takie gwałtowne "akrobacje" na drodze. Co za kretynizm!
Przepraszam za używanie niemiłych określeń rowerzysty, ale jeszcze mi nie przeszła...wściekłość. Nie wspomnę o mojej biednej mamie, która jako pasażer wystraszyła się nieźle :?
W końcu kiedyś musiał być ten pierwszy raz, kiedy musiało mnie coś wystraszyć na drodze...chyba zacznę nielubić rowerzystów na wioskach :lol:
Żyj tak, aby nikt nigdy przez Ciebie nie płakał !
Rozpoczęcie kursu: 22.08.2005
Egzamin 1 podejście: 23.11.2005 zaliczony pozytywnie
Prawo jazdy odebrane: 05.12.2005