Witam wszystkich:)Od ponad 2 miesięcy chodze na kurs na prawo jazdy kat.BWszystkie zajęcia teoretyczne mam zaliczone i przyszła pora do zajęć praktycznych;].Właśnie niedawno zaczęła się moja przygoda z autem(około 2 tygodnie temu)Przychodząc na kurs i pierwszą godzine jazdy nie miałem doczynienia z samochodem(oczywiście co gdzie jest i do czego służy wiedziałem,ale nigdy nie prowadziłem pojazdu)Mam wyjeżdzonych 10 godzin i po tym czasie do wniosku że za przeproszeniem g..... umiem.Największy problem mam z ruszaniem.Praktycznie co 2-3 skrzyżowanie podczas ruszania samochód mi gaśnie.Dzisiaj przyszła pora do ruszania ze wniesienia.Instruktor wszystko fajnie wytłumaczył ale ciągle mi gasł.No nie wieidzałem co leży w przyczynie i póxniej się zorientowałem że podczas ruszania odrywam pięte od podłogi.No to spróbowałem inaczej czyli normalnie.I też nic bo nie moge puścić sprzęgła bo mi noge blokuje.Nie wiem czy ja mam za długie stopy,źle kłade nią na pedale sprzęgła czy cholera wie co:/Nie mam poprostu sprosobu opanowanego.10 godzina jazdy minęła podziękowałem za jazde instruktorowi powiedziałem że do dupy mi szło dzisiaj,nic nie odpowiedział.I na koniec jeszcze podsumował że te 30 godzin to dla mnie stanowczo za mało będzie:/Nie wiem czy to kwestia czasu,abym mógł wyczuć samochód,no ale bez przesady po 10 godzinach żebym miał problemy z ruszniem to chyba coś nie tak.Czasami mnie nachodzą myśli czy nie skończyć z tym kursem,bo może jeszcze nie pora na prowadzenia auta?!
Za wszelkie rady i uwagi będe wdzięczny:)
Pozdrawiam